Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polowanie na pacjentów

Treść

Po nieudanych rozmowach z szefami niepublicznych przychodni w Nowym Sączu, mających na celu uzyskanie od nich zwrotu kosztów leczenia pacjentów w godzinach nocnych, miejscowy Szpital Specjalistyczny sam otwiera własną przychodnię.

Liczy, że uzbiera odpowiednią liczbę chętnych osób, by się do niej zapisali. W ten sposób dyrekcja szpitala chce w części choćby zmniejszyć wydatki na to leczenie, sięgające teraz miesięcznie sumy kilkudziesięciu tysięcy złotych. To oznacza polowanie na niezrzeszonych i tych, których trzeba nakłonić, by się wypisali z konkurencji.

W dramatycznych okolicznościach powraca sprawa pacjentów obsługiwanych bez skierowania przez izbę przyjęć nowosądeckiego szpitala. Z danych wynika, że każdego dnia trafia tu 80 przypadkowych pacjentów zapisanych gdzie indziej. W swoich przychodniach powinni być leczeni przez całą dobę, gdyż na to niepubliczne ZOZ-y otrzymują pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia. W Nowym Sączu są bodajże dwa, które na spółkę próbują wspierać się dyżurami lekarzy i obsługiwać ludzi po tak zwanych godzinach. Reszta zleciła to zadanie pogotowiu ratunkowemu.

-
Ludzie, których coś zaboli wieczorem albo w nocy, przyjeżdżają lub przychodzą do nas. Bywa, że przywozi ich także karetka pogotowia - wyjaśniał nam wczoraj całą mechanikę wieczornego i nocnego leczenia dyrektor szpitala Artur Puszko. - W efekcie my ponosimy koszty leczenia, choć NFZ raz już komuś za to zapłacił. Miesięcznie sięgają one kilkudziesięciu tysięcy złotych.

Szpital chciał dojść do porozumienia z kierownikami przychodni, by pozyskać od nich jakąś część kwoty ze stawki przyznanej rocznie przez NFZ na zapisanego pacjenta.

- Pierwsze spotkanie było nawet udane i zapowiadało porozumienie - wyjaśnia dalej dyrektor szpitala. - Wydawało się, że da się uregulować sprawę porozumieniem. Na jego mocy szpital otrzymywałby od NZOZ-ów pieniądze za świadczone usługi. Dałoby to możliwość zatrudnienia dodatkowych lekarzy. Tym samym w izbie przyjęć znikłby problem kolejek, podniosłaby się jakość opieki medycznej. Niestety, w drugim terminie przyszło już tylko kilka osób. Dowiedzieliśmy się, że wcześniej miało miejsce spotkanie kierowników przychodni z dyrekcją pogotowia ratunkowego i że jednak postanowili dalej płacić pogotowiu za nocne usługi.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że pogotowie zabiegało o te pieniądze, które nie są dla jego sytuacji finansowej bez znaczenia. Miało też poparcie Starostwa, któremu podlega. Były też względy praktyczne. Pogotowie jest mobilne.

Ciągnąc rozumowanie dyrektora, kółko się zamknęło. Pacjenci bez skierowań będą się nadal pojawiać w szpitalnej izbie. Nieważne, pieszo, czy przywożeni.

- Podjęliśmy decyzję, by otworzyć własną przychodnię - dopowiada dyrektor Puszko. - Sądzę, że zdołamy pozyskać sobie pacjentów, którzy się zapiszą właśnie do nas. Na takich samych zasadach, jak wszędzie.

Szpital liczy, że za pieniądze, które trafią do nowej przychodni wraz z zapisanymi osobami, uda się powiększyć personel medyczny i przestanie dopłacać do interesu. Oczywiście, liczba potencjalnych pacjentów jest w mieście policzalna. Żeby komuś dać, trzeba komuś zabrać. Nowa przychodnia będzie werbować klientelę wśród tych, którzy trafią z przypadkową dolegliwością do izby. To bardzo dobry klient. Choruje właśnie przypadkowo, a pieniądz przyciąga. I to może lekko zdenerwować inne ZOZ-y w mieście.

Wojciech Chmura

"Dziennik Polski" 2005-10-29

Autor: ab