Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polska jest pięknym krajem

Treść

Z japońską pianistką Eri Iwamoto rozmawia ks. Arkadiusz Jędrasik Kiedy postanowiła Pani zostać pianistką? - Właściwie nigdy nie powzięłam takiego postanawienia. Kiedy miałam dwa lata, moja matka, która jest pianistką, odkryła u mnie słuch absolutny (byłam w stanie idealnie powtórzyć na fortepianie sygnał przejeżdżającej karetki) i postanowiła uczyć mnie gry. Niemniej jednak zamiłowanie do sportu nie pozostawiało mi wiele czasu na myślenie o muzyce. Dopiero w wieku 18 lat poznałam stare nagrania Arturo Benedetti Michelangeliego, które wywarły na mnie piorunujące wrażenie. Od tamtego momentu zaczęłam się poważnie zajmować grą na fortepianie, lecz nie myślałam o niej w kategoriach zawodowych. Studiowała Pani w Japonii, Polsce, Szwajcarii, Włoszech. To cztery kraje, cztery różne sposoby muzycznej edukacji. Jak wspomina Pani czas studiów w tych państwach? - Japonia umożliwiła mi studia w swobodnej i bezstresowej atmosferze. Pobyt w Polsce był pełen nowych doświadczeń. Spotkanie z panią prof. Hesse-Bukowską wywarło na mnie ogromny wpływ i w największym stopniu ukształtowało moją osobowość artystyczną. Obcowanie z geniuszem tego pokroju ubogaca i inspiruje. Podobne odczucia mam ze spotkania wielkiego wiolonczelisty Iwana Monighettiego, u którego studiowałam muzykę kameralną w Bazylei. Żyjąc pośród Polaków, nauczyłam się szacunku dla historii. Zaczęłam także samodzielnie myśleć i wierzyć w swoje możliwości, co okazało się bardzo pożyteczne podczas pobytu w Szwajcarii. Był to dla mnie wymagający okres. Musiałam tam sprostać wielu nowym wyzwaniom. Myślę, że po tych zmaganiach stałam się silniejsza psychicznie. W Szwajcarii spotkałam wielu wybitnych artystów z całego świata. Miałam okazję studiować w Bernie, Bazylei, Genewie, zarówno w niemieckojęzycznej, jak i francuzkojęzycznej części tego kraju. Dzięki temu poznałam różnice w kulturze i temperamencie, które są poniekąd jakby odzwierciedleniem odwiecznych różnic w kulturze europejskiej. Na początku studiowałam przez dwa lata w Bernie w klasie polskiego pianisty Tomasza Herbuta. Dzięki niemu rozwijałam moje zainteresowania muzyką polską. Artysta ten doskonale łączy w sobie cechy polskiej spontaniczności i szwajcarskiej precyzji. Studia we Włoszech pozwoliły mi na głębsze myślenie o istocie sztuki. Odkryłam znaczenie pojedynczego dźwięku. Włosi odnoszą się z ogromną pasją do kształtowania brzmienia. Właśnie ukazała się Pani debiutancka płyta z muzyką Szymanowskiego. Dlaczego akurat tego kompozytora wybrała Pani na debiut? - Muzyka Szymanowskiego dotyka najbardziej wrażliwych punktów mojej osobowości. Gdy usłyszałam ją pierwszy raz, miałam wrażenie, że znam ją od dawna. Otrzymanie nagrody za najlepsze wykonanie utworów Szymanowskiego na Międzynarodowym Konkursie im. K. Szymanowskiego w Łodzi utwierdziło mnie w przekonaniu, że mój sposób rozumienia tej muzyki jest słuszny, ponieważ został doceniony przez rodaków kompozytora. Jaki klucz znalazła pani do interpretacji dzieł Szymanowskiego? - Moim zdaniem, muzyka jest zjawiskiem otwartym, nie ma drzwi, a zatem nie potrzeba kluczy. Chociaż z drugiej strony, poznanie języka polskiego pomaga w prawidłowym akcentowaniu mazurków. Co w tej muzyce Panią najbardziej urzeka? - Dzieła z pierwszego okresu jego twórczości przypominają powieść, w której autor zwierza się czytelnikowi, jakby w sekrecie, z najskrytszych przemyśleń i odczuć. Utwory z okresu środkowego impresjonistycznego to muzyka programowa, lecz odbierana w stanie największego transu i uniesienia. Ostatni okres narodowy zachwyca mnie energią i żywiołowością muzyki ludowej, ujętą w wyszukane formy klasyczne. Zna Pani język polski. Co skłoniło Panią do jego nauki? - Na decyzję o rozpoczęciu nauki języka polskiego złożyło się kilka przyczyn. Po pierwsze, większość tekstów o Szymanowskim jest napisana w języku polskim. Poza tym Polacy prowadzą często ciekawe dyskusje o muzyce i sztuce, w których chciałam aktywnie uczestniczyć. Wreszcie fascynuje mnie sama materia języka polskiego, jego rozbudowana fleksja. Związek języka i muzyki danego kraju jest oczywisty. Znajomość języka niemieckiego może na przykład pomóc w interpretacji Beethovena czy Schuberta. W Pani zainteresowaniach osobą Szymanowskiego było mieszkanie na ul. Kruczej w Warszawie, zakopiańska Atma... - Mieszkanie na Kruczej to zupełny przypadek. O tym, że mieszkał tam Szymanowski, dowiedziałam się później. Podobnie o Witkacym, który urodził się na ul. Hożej. Niestety, oprócz nazw ulic niewiele pozostało z tamtego okresu. Lecz samo przebywanie w miejscu, gdzie żyli wielcy artyści, bywa inspirujące. Na przykład w Zakopanem. Cała okolica jest przepełniona atmosferą Młodej Polski. Uwielbiam chodzić po tamtejszych górach. Który z kompozytorów jest Pani ulubionym? - Ciężko mi wytypować jedno nazwisko. Lubię Bacha, Scarlattiego, Beethovena, Schuberta, Schumanna, Chopina, Debussy'ego, z kompozytorów współczesnych Alfreda Schittke, Sofię Gubaidulinę, Witolda Lutosławskiego oraz Krzysztofa Pendereckiego. Ostatnio najwięcej słucham Marina Marais'go i Jean-Baptiste'a Lully'ego. Jaki wielki artysta pianista lub pianistka jest dla Pani inspiracją i wzorem? - Moje muzyczne wzorce nie ograniczają się do grona pianistów, chociaż tworzą oni tu najliczniejszą grupę. Inspirują mnie: Artur Rubinstein, Arturo Benedetti Michelangeli, ze skrzypków - David Oistrakh, ze śpiewaków - Fritz Wunderlich, a z dyrygentów - Carlos Kleiber. Niestety, wszyscy oni już nie żyją. Z dzisiejszych artystów wzorem jest dla mnie Orfeusz naszych czasów - Marc Minkowski, pianista Piotr Anderszewski oraz Zubin Mehta. A jakie ma Pani pozamuzyczne pasje? - Mieszkałam w wielu krajach i może dlatego lubię poznawać kulturę "od kuchni". Uwielbiam gotować i komponować nowe dania. To czynność bardzo zbliżona do uprawiania muzyki. Oprócz tego podobają mi się filmy Anrzeja Wajdy i Krzysztofa Kieślowskiego. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-06-23

Autor: wa