Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polska nie chciała być liderem

Treść

Z poseł Aleksandrą Natalli-Świat, wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Jakie, Pani zdaniem, są efekty ostatniego unijnego szczytu? Rząd ogłosił sukces, opozycja mówi o srogiej porażce. Co faktycznie premier Tusk przywiózł z Brukseli?
- Szczerze mówiąc, nie wiem. Bo tak naprawdę, cóż się wydarzyło na tym szczycie poza faktem, że spotkali się na nim przedstawiciele państw europejskich? W moim głębokim przekonaniu nic, co mogłoby coś wnieść do współpracy, zwłaszcza w kwestii rozwiązania kryzysu gospodarczego. Niestety, rola polskiego rządu też była tam dość dziwna. Najpierw zwołano spotkanie krajów Europy Środkowowschodniej. Można by sądzić, że Polska chce być liderem tej grupy państw. Jednak później zabrakło jakiegokolwiek wsparcia propozycji węgierskiej w zakresie pomocy finansowej dla państw tego regionu. Polski rząd wyraźnie uzasadniał ten brak poparcia chęcią wykazania, że jesteśmy w innej sytuacji niż Węgry czy Łotwa. Trudno więc mieć większe nadzieje na to, że kraje, które liczą na nasze poparcie, a faktycznie są przez nas pozostawione same sobie, uznają kiedykolwiek Polskę za lidera w tej części Europy.
Nie stanęliśmy zatem po stronie krajów, które na nas liczyły...
- Naszym zdaniem, to był błąd. Można było próbować ten wniosek popierać. Oczywiście nie wiadomo, jakie byłyby końcowe rezultaty tego typu starań, ale z pewnością wsparcie oczekiwań wspomnianych już państw po pierwsze, skonsolidowałoby tę grupę, a po drugie - być może dawałoby jednak szansę na pozyskanie jakichś środków czy innych ułatwień. Warto pamiętać, że na przykład sytuacja Ukrainy bardzo mocno wpływa także na sytuację polskich przedsiębiorstw, zwłaszcza we wschodniej i południowo-wschodniej części naszego kraju.
Czy zatem działania polskiego rządu świadczą o tym, że jesteśmy już tak mocni i samodzielni, iż nie potrzebujemy wsparcia, czy tylko udajemy "twardziela"?
- Polska gospodarka rzeczywiście ma się lepiej niż gospodarki wielu innych krajów europejskich, ale to wcale nie oznacza, że nasz kraj powinien rezygnować z dodatkowych środków, które mogłyby nas wzmocnić. Tym bardziej że rząd twierdzi, iż ma kłopoty z pozyskaniem środków i że nie możemy - tak jak inne kraje - realizować programu aktywnego wsparcia gospodarki, bo nie możemy sprzedać naszego długu publicznego. Stąd wnoszę, że inne formy wsparcia byłyby dla nas korzystne. Skoro rząd PO - PSL się cieszy, że może wziąć kredyt z Europejskiego Banku Inwestycyjnego, to należy sądzić, iż naszej gospodarce przydałby się jakiś dodatkowy zastrzyk finansowy. Z drugiej strony twierdzenie, że Polska uzyskała zgodę na to, iż nie będzie euroobligacji, jest trochę zabawne zwłaszcza w kontekście tego, że nikt tak naprawdę nie potwierdził, iż jakiekolwiek europejskie papiery dłużne mają wejść w życie.
Czy nasze starania o wejście do strefy euro mają jakikolwiek sens?
- W tej chwili starania o jak najszybsze wejście do strefy euro stoją w sprzeczności z polityką przeciwdziałania kryzysowi gospodarczemu. Wejście do korytarza walutowego jest niesłychanie niebezpieczne i naraża polską walutę na ataki spekulacyjne. O tym, że ataki spekulacyjne są wciąż bardzo realne, świadczy chociażby fakt przyznania się niektórych instytucji finansowych do tego, iż takie działania wobec polskiego złotego były prowadzone.
Czy jednak Prawo i Sprawiedliwość jest w stanie dogadać się z rządem w sprawie euro. Ostatnio pojawiła się propozycja, według której PiS miałoby rezygnować z referendum, a PO nie będzie się upierać przy roku 2012 jako dacie wejścia Polski do strefy euro. Czy taki kompromis w ogóle wchodzi w grę?
- Prawo i Sprawiedliwość zdecydowanie opowiada się za referendum w sprawie wprowadzenia euro. Uważamy, że w tak ważnej kwestii mają prawo wypowiedzieć się wszyscy obywatele. Moment wejścia do strefy euro jest niezwykle istotny. Może mieć ogromne znaczenie dla perspektyw polskiej gospodarki i bezpośrednio także dla sytuacji każdego Polaka. Dlatego niezmiennie stoimy na stanowisku, że decyzja - obojętnie jaka by ona nie była - powinna być podjęta w referendum. Prawo i Sprawiedliwość nigdy nie ukrywało, że jest nastawione bardzo sceptycznie do szybkiego wejścia do strefy euro. Jednak w przypadku, gdyby zdecydowana większość polskich obywateli w referendum opowiedziała się za szybkim wejściem do strefy euro, wówczas moglibyśmy zrewidować ten pogląd. Nie zmieniamy zdania, możemy ustąpić jedynie wobec woli większości Polaków.
Ostatnio pojawiły się głosy o możliwej debacie prezesa Kaczyńskiego z premierem Tuskiem...
- Jest to pomysł, który pojawił się podczas jednego z wywiadów z premierem Tuskiem. Miałaby to być debata na temat euro. Prezes Kaczyński odpowiedział, że po pierwsze, takie debaty zazwyczaj odbywają się przed wyborami, a po drugie, taka debata miałaby sens tylko wówczas, gdyby premier Tusk zgodził się na referendum. Przed referendum zwolennicy i przeciwnicy szybkiego wejścia do strefy euro mogliby przedstawić swoje argumenty. Tylko wówczas taka debata miałaby sens. My uważamy, że dziś głównym celem polityki gospodarczej musi być walka z kryzysem. Naszym zdaniem, w tej chwili kwestia euro to temat zastępczy. Podnoszenie go ma służyć odwróceniu uwagi od bierności i niemocy koalicyjnego rządu PO - PSL, braku koncepcji skutecznego przeciwdziałania kryzysowi. Dziś rząd powinien się skupić przede wszystkim na działaniach, które zapobiegałyby coraz większej skali zwolnień pracowników i dramatycznie rosnącemu bezrobociu. Do tego jednak nie wystarczą same słowa i obietnice bez pokrycia. Potrzeba szybkich i konkretnych działań, a tych niestety nie widać.
Skoro dotknęliśmy działań rządu w walce z kryzysem, a właściwie ich braku, to proszę powiedzieć, jak w Pani ocenie kryzys wpływa na koalicję? Ostatnio coraz więcej się mówi o zgrzytach...
- Funkcjonowanie tej koalicji rzeczywiście nie wygląda zbyt dobrze. Sprzeczne komunikaty, deklaracje, z których się później wycofuje, to tylko niektóre tego przykłady. Z naszego punktu widzenia nie to jest jednak najistotniejsze. Jeszcze raz powtórzę: najważniejszym problemem na dziś, istotnym dla wszystkich mieszkańców naszego kraju, jest brak skuteczności tego rządu m.in. w kwestii przeciwdziałania spowolnieniu gospodarczemu. Rząd koncentruje się na kreowaniu propagandowego wizerunku. Szczególnie aktywny jest w atakowaniu opozycji, a zwłaszcza Prawa i Sprawiedliwości, czego przykładem są ostatnie wystąpienia ministra finansów. Tej determinacji jednak brakuje rządowi w przygotowaniu konkretnych działań na rzecz gospodarki, choćby w kwestii rozwiązania problemów związanych z opcjami walutowymi.
PiS złożyło w Sejmie własny projekt ustawy dotyczący opcji walutowych. Czy spodziewa się Pani, że propozycje Waszego ugrupowania zyskają poparcie sejmowej większości, zważywszy, że premier Pawlak zapowiedział projekt autorstwa PSL?
- Nasza propozycja dotyczy właściwie tylko kwestii ułatwiających małym i średnim przedsiębiorcom dochodzenia swoich racji przed sądem. Jest to absolutnie niekontrowersyjne rozwiązanie, które zakłada wyłącznie zawieszenie egzekucji, czyli danie czasu przedsiębiorstwom, żeby mogły prowadzić postępowanie sądowe. Projekt Prawa i Sprawiedliwości zakłada również zniesienie opłaty sądowej od pozwu, co ułatwiłoby przedsiębiorcom rozpoczęcie postępowania. To w zasadzie tyle. Premier Pawlak, komentując nasz projekt, stwierdził, że są to propozycje godne rozważenia. Mam nadzieję, iż nasz projekt zostanie poparty. Ponadto liczymy, że proponowane rozwiązanie będzie skłaniać obie strony umów do załatwienia sprawy w drodze negocjacji. Jednak chcemy również dać szansę, by przedsiębiorstwa, które czują się skrzywdzone umowami z bankami i uważają, że np. zostały wprowadzone w błąd, mogły dochodzić swoich racji przed sądem, nie ryzykując, że w międzyczasie bank poprzez egzekucję rzekomych należności doprowadzi do ich upadłości. Powtarzam: nasze rozwiązanie jest niekontrowersyjne i bardzo potrzebne, dlatego liczymy, że zyska poparcie wszystkich klubów parlamentarnych.
Kiedy PiS ogłosi listy wyborcze do Parlamentu Europejskiego?
- Zapewniam, że w stosownym czasie opinia publiczna zostanie o tym poinformowana.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-03-09

Autor: wa