Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Posłowie chcą komisji nadzwyczajnej w sprawie "Naszego Dziennika"

Treść

Zwołania nadzwyczajnego posiedzenia sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych w celu przedstawienia przez ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego informacji w sprawie zatrzymania dwóch dziennikarzy "Naszego Dziennika" - Piotra Falkowskiego i Marka Borawskiego - na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo domaga się Klub Parlamentarny Prawo i Sprawiedliwość. Apel o szczególne zainteresowanie się polskiego resortu wystosowali już do szefa MSZ pełnomocnicy rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej.
- Będziemy prosić o to, by minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski przedstawił posłom naszej komisji stan tej sprawy, czyli jak w ogóle doszło do zatrzymania obu dziennikarzy i jakie działania były podejmowane przez polskie MSZ i polskie służby konsularne w tym zakresie. Będziemy też chcieli prosić o zaproszenie na posiedzenie komisji obu dziennikarzy "Naszego Dziennika", by zechcieli zrelacjonować całe wydarzenie - mówi Karol Karski, poseł PiS, wiceprzewodniczący komisji. Stosowny wniosek na ręce przewodniczącego komisji Andrzeja Halickiego (PO) PiS zamierza złożyć na najbliższym posiedzeniu Sejmu, w przyszłym tygodniu. Pod wnioskiem musi się podpisać jedna trzecia składu komisji. Komisję tworzy 28 posłów, w tym 10 z PiS. Jest więc szansa na przyjęcie wniosku. Posłowie PiS deklarują jego podpisanie. - By nigdy już do tak skandalicznych sytuacji nie dochodziło - mówi Tomasz Latos. Ostrożni w wypowiedziach są politycy lewicy. - Musiałbym się z tym wnioskiem najpierw zapoznać, nie chcę się na ten temat wypowiadać - kwituje krótko Tadeusz Iwiński (SLD), wiceszef komisji.
Sprawę zatrzymania dziennikarzy europarlamentarzyści obiecują poruszyć też na forum Parlamentu Europejskiego. - Europarlament powinien zajmować się takimi incydentami z drastycznym naruszeniem praw dziennikarzy, zwłaszcza jeżeli nie chce się nimi zajmować powołany do tego polski rząd, a konkretnie minister spraw zagranicznych. Doszło do naruszenia praw i bezpodstawnego zatrzymania przedmiotów należących do dziennikarzy "Naszego Dziennika", co utrudnia im wykonywanie obowiązków zawodowych. Kiedy Rosja nie wpuściła moskiewskiego korespondenta brytyjskiego dziennika "Guardian", wtedy brytyjski minister spraw zagranicznych interweniował osobiście, mimo że "Guardian" jest pismem krytykującym tamtejszy rząd. Polski rząd, pozwalając na takie zachowania Rosjan, tym samym nie szanuje wolności dziennikarskiej. Skoro polski rząd nie wywiązuje się ze swoich zadań, to być może jakieś działania będzie można uzyskać z Unii Europejskiej - mówi Zbigniew Ziobro, deputowany z frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, który deklaruje wystosowanie odpowiedniego pisma w tej sprawie do szefa PE.
Pełnomocnicy apelują
Apel o interwencję wystosowali do polskiego MSZ pełnomocnicy rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Z inicjatywą wystąpił mec. Bartosz Kownacki. - Pomysł zrodził się po konferencji prasowej zwołanej przez redakcję "Naszego Dziennika" w dniu powrotu dziennikarzy z Moskwy. To zatrzymanie obywateli polskich na rosyjskim lotnisku ma niewątpliwie wymiar polityczny, zważywszy na ich działalność związaną z wyjaśnieniem katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. Niereagowanie polskich władz może doprowadzić do eskalacji tego typu zjawisk - jeżeli nie broni się polskich obywateli, ogranicza się ich prawa, to będzie to postępowało - mówi adwokat. Poparcie dla niniejszego listu zgłosili pełnomocnicy reprezentujący część rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, w tym - oprócz mec. Kownackiego - także mecenasi: Rafał Rogalski, Piotr Pszczółkowski, Stefan Hambura, Zbigniew Cichoń oraz Wojciech Gawkowski. Jak zaznaczają sygnatariusze listu, działania strony rosyjskiej są nie tylko zastraszające, ale też utrudniają wykonywanie zawodu dziennikarza, budzą niepokój wszystkich, którzy zajmują się katastrofą. W ocenie mecenasów, zatrzymanie dziennikarzy i konfiskata ich sprzętu narusza standardy demokratycznego państwa prawa oraz tajemnicę dziennikarską.
Trzeba zauważyć, że praca wykonywana przez dziennikarzy "Naszego Dziennika" jest pracą społecznie pożyteczną, społeczeństwo ma prawo do informacji związanych z katastrofą smoleńską, a dziennikarze tej redakcji wykonują swoją pracę bardzo rzetelnie. Stąd też jakiekolwiek bezprawne próby ingerencji w ich pracę są naruszeniem tajemnicy dziennikarskiej. Chodzi tu o zarekwirowanie sprzętu dziennikarskiego - tłumaczy mec. Rafał Rogalski. Jego zdaniem, zostały naruszone konkretne zapisy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, która zapewnia ochronę dziennikarskich źródeł informacji. Chodzi tu o art. 10 konwencji. W punkcie 1 czytamy tam, iż "każdy ma prawo do wolności wyrażania opinii. Prawo to obejmuje wolność posiadania poglądów oraz otrzymywania i przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych i bez względu na granice państwowe". Jak zauważają prawnicy, materiały, którymi dysponowali dziennikarze, a w szczególności dane osobowe, w przypadku ich rozszyfrowania, mogą stanowić realne zagrożenie dla osób udzielających informacji. Skandalem jest, by nasi dziennikarze byli w jakikolwiek sposób sekowani za coś, za co należy im tylko podziękować. Utrudnianie im przez Rosjan wykonywania swoich obowiązków czy też jakieś napiętnowanie ich z tego tytułu to sytuacja, która wymaga konkretnej i zdecydowanej reakcji ze strony władz i innych mediów. W Polsce media w sprawie wyjaśniania katastrofy smoleńskiej zrobiły najwięcej i należy to szanować - ocenia mecenas Piotr Pszczółkowski.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie potrafiło nam wczoraj powiedzieć, kiedy zarekwirowany sprzęt wróci do kraju, czy zapowiadane wcześniej ekspertyzy zostały przeprowadzone oraz jakie będzie stanowisko resortu w sprawie wysłanego przez pełnomocników pisma. Tymczasem na briefingu w MSZ Federacji Rosyjskiej rzecznik tego resortu Aleksandr Łukaszewicz oświadczył, że odebrany dziennikarzom przy wylocie z Moskwy sprzęt zostanie wkrótce zwrócony razem z nośnikami pamięci oraz że strona rosyjska uważa niedawny incydent z zatrzymaniem mężczyzn w Moskwie za "wyczerpany". Jak dodał, dziennikarze przyjechali na podstawie wiz biznesowych, "które nie przewidują zajmowania się profesjonalną działalnością dziennikarską". Łukaszewicz dodał też, że mężczyźni próbowali nie tylko fotografować, ale też filmować w specjalnej strefie, na wejście do której wymagana jest specjalna zgoda. Warto jednak zaznaczyć, że strona rosyjska nigdy nie kwestionowała ważności wiz. Po wtóre dziennikarze nie mieliby czym filmować - gdyż... nie mieli kamery. Absurdalne wydaje się też tłumaczenie strony rosyjskiej dotyczące posiadania specjalnych uprawnień do przebywania w strefie zamkniętej. Rozprawa przeciw obu mężczyznom - ze względu na miejsce wykroczenia - miała się odbyć właśnie w strefie zamkniętej. Aby mogła się odbyć, dziennikarze musieliby więc osobiście się na nią stawić. - W ten sposób nie postępuje państwo, które nie ma nic do ukrycia w sprawie katastrofy smoleńskiej - kwituje krótko Karski. - Wizy biznesowe to wizy z prawem do wykonywania pracy, czyli w tym wypadku - pracy dziennikarskiej. Wydała je ambasada rosyjska - dodaje.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik 2011-02-18

Autor: jc