Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Powiedzieli "Dziennikowi Polskiemu"

Treść

Kazimierz Sterkowicz, burmistrz Gorlic: - Jeśli tylko czas mi pozwala, przyjeżdżam na mecze Kolejarza. Podoba mi się atmosfera panująca na tutejszym stadionie, a i na grę piłkarzy patrzy się z przyjemnością. Życzę sportowcom ze Stróż awansu do drugiej ligi. Na początku rundy wiosennej zespół poczynał sobie jak gdyby bez przekonania. Ostatnio jest jednak zdecydowanie lepiej. Trzecie kolejne zwycięstwo na swoim boisku ma przecież swoją wymowę. Kiedy na podobnym poziomie grał będzie Glinik? Chciałbym, żeby stało się tak jak najszybciej, ale możliwości finansowe klubu z Gorlic są niestety daleko mniejsze niż Kolejarza. Na dorównanie mu w wynikach będziemy musieli więc chyba jeszcze trochę poczekać. Trener Kolejarza Mirosław Hajdo: - Piłkarze powinni pamiętać, że grają dla kibiców. A ci oczekują od nich zaangażowania przez pełne 90 minut meczu. Tymczasem o drugiej połowie w wykonaniu moich podopiecznych mogę tylko powiedzieć, że się odbyła. Dla takiej nonszalancji, jaką zademonstrowali w ostatnich minutach nie ma żadnego wytłumaczenia. Szkoda, ponieważ fatalną końcówką popsuli świetne wrażenie z pierwszej części meczu. Chłopcy zagrali wówczas tak, jak tego od nich oczekiwałem. To znaczy: z ikrą, walecznie, mając pomysł na sforsowanie obrony przeciwnika i co najważniejsze - skutecznie. Zwyciężyliśmy oczywiście zasłużenie, ale końcówka meczu mocno mnie rozeźliła. Tomasz Kulawik, trener Wisły II: - Gratuluję trenerowi Hajdzie jak najbardziej zasłużonego zwycięstwa jego podopiecznych. Przyjechaliśmy do Stróż w bardzo młodym składzie, nie korzystając z żadnych wzmocnień z ekstraklasowej drużyny Wisły. Na dodatek chłopcy wyszli na boisko jak gdyby przestraszeni. Zanim się obejrzeli, przegrywali różnicą dwóch goli, co właściwie załatwiało całą sprawę. Wiedzieliśmy o lukach w defensywie gospodarzy, ale potrafiliśmy je wykorzystać dopiero w momencie, kiedy losy meczu były już przesądzone. Mimo dzisiejszej porażki nie rezygnujemy z utrzymania się w III lidze. Do końca rozgrywek pozostało jeszcze pięć spotkań, które mogą przynieść przetasowania w tabeli. Mateusz Kowalski, piłkarz Kolejarza: - Szkoda, że w końcowych minutach daliśmy sobie strzelić dwie bramki, bo zwycięstwo nasze byłoby efektowniejsze. Najważniejsze są jednak punkty. Swój występ oceniam średnio. Brakuje mi zgrania z drużyną. Jak czułem się występując przeciwko swoim byłym kolegom? (Kowalski jest wychowankiem Wisły - przyp. d. w.). Normalnie. Reprezentuję obecnie barwy Kolejarza i jako profesjonalista nie mogę oglądać się na sentymenty. W mojej ocenie krakowianie zaprezentowali się z korzystnej strony. My byliśmy jednak lepsi, przede wszystkim pod względem skuteczności. Jano Frohlich, kapitan zespołu Kolejarza: - Nakrzyczałem się trochę na swych kolegów w ostatnich minutach meczu, ale też miałem do tego powód. Nie powinniśmy pozwolić sobie na tyle niedokładności. Nie po to pracowaliśmy przez 80 minut na korzystny wynik, by wysiłek niweczyć przez kilka błędów. Sam oczywiście też nie jestem bez winy. Te krytyczne uwagi odnoszą się więc również i do Jano Frohlicha. Ale za bardzo nie narzekajmy. Zwyciężyliśmy przecież w trudnym spotkaniu, na dodatek grając w wyjątkowej duchocie. Jak się będę czuł za tydzień na stadionie Sandecji, występując przeciwko drużynie, w której spędziłem szereg pięknych sezonów? Na razie staram się o tym nie myśleć. Dariusz Frankiewicz, kontuzjowany gracz Kolejarza: - U progu okresu przygotowawczego zerwałem więzadła krzyżowe. Poddałem się artroskopii, lecząc kontuzję zachowawczo. Kiedy w meczu z Wierną Małogoszcz wybiegałem na boisko, miałem świadomość, że wcześniej czy później uraz musi się odnowić. No i stało się. Kolano nie wytrzymało. Za tydzień czeka mnie operacja w krakowskiej klinice, po której nastąpi długi okres rehabilitacji. Optymistycznie oceniam, że do normalnych treningów powrócę za siedem miesięcy. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, co oznacza taka długa przerwa dla piłkarza. Czy czuje się załamany? A pan by się nie czuł? Koledzy pocieszają mnie co prawda, że jestem młodym człowiekiem, że cała kariera przede mną. To miłe z ich strony, ale ja chciałbym grać już w pierwszej lidze. Kamil Talaga, bramkarz Wisły II: - Żaden bramkarz nie lubi czterokrotnie w jednym meczu wyciągać piłki z siatki. A mi się to niestety w sobotę przydarzyło. Trudno więc, bym był ze swej postawy dumny. Przy dwóch pierwszych puszczonych golach nie miałem jednak szans na skuteczną interwencję. Strzały były po prostu nie do obrony. Lepiej mogłem się natomiast zachować przy trzecim trafieniu Kolejarza, zaś czwarta bramka w równym stopniu obwinia mnie, co i kolegów z obrony. Futbolówkę po strzale Chlipały z 5 m odbiłem instynktownie nogą, w stylu bramkarza piłki ręcznej.N Not. (DW), "Dziennik Polski" 2007-05-21

Autor: ea