Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pożyczka pod stołem

Treść

Podczas gdy w naszym kraju pacjenci onkologiczni skarżą się na brak najpotrzebniejszych leków, a system emerytalny bankrutuje, Międzynarodowy Fundusz Walutowy nieoczekiwanie dziękuje Polsce za wczorajszą decyzję o pożyczce ponad 6 mld euro z rezerw walutowych NBP.
Pożyczka posłuży do finansowania deficytów w zadłużonych krajach euro. Problem w tym, że o wyasygnowaniu pieniędzy nikt Polaków nie poinformował. Rząd PO - PSL, wyrwany do tablicy, przekonuje, że decyzja o pożyczce zapadła już w zeszłym roku. NBP - przeciwnie - twierdzi, że decyzja dopiero zapadnie.
Warszawa podjęła wczoraj zobowiązanie przekazania 6,27 mld euro, tj. około 8 mld dolarów z rezerw Narodowego Banku Polskiego do Międzynarodowego Funduszu Walutowego z przeznaczeniem na ratowanie przed bankructwem państw strefy euro. O fakcie tym poinformowała opinię publiczną szefowa MFW Christine Legarde.
- Bardzo mnie cieszy zobowiązanie władz polskich, aby wesprzeć MFW kwotą 6,27 mld euro. Jest to część wspólnych działań najważniejszych kredytodawców w celu zapewnienia Funduszowi środków na działania w sytuacjach kryzysowych - oświadczyła Legarde. I dodała, że zobowiązanie to demonstruje gotowość Polski do wspierania wysiłków na rzecz "wzmacniania światowej stabilności finansowej w duchu multilateralizmu".
- Ostateczna decyzja o udzieleniu pożyczki na rzecz MFW zostanie podjęta przez zarząd NBP po uzgodnieniu z MFW warunków umowy - powiedział dyrektor biura prasowego NBP Przemysław Kuk, indagowany w tej sprawie przez PAP. Natomiast resort finansów pospieszył z zapewnieniem, że decyzja o wyasygnowaniu 6,27 mld euro zapadła faktycznie... już w grudniu ubiegłego roku.
Tymczasem NBP w styczniu br. podał, że wniosek ministra finansów Jacka Rostowskiego o pożyczkę z rezerw dla MFW otrzymał 16 stycznia. NBP poinformował jednocześnie, że przychylił się do tego wniosku i upoważnił prezesa NBP Marka Belkę, aby zadeklarował wobec rządu i MFW "gotowość partycypacji NBP w czasowym zwiększeniu zasobów finansowych MFW w formie pożyczki bilateralnej". Wynika z tego, że tak naprawdę nie wiadomo, kto i kiedy podjął decyzję o wyprowadzeniu 6,27 mld euro polskich rezerw walutowych za granicę.

Ratujemy emerytury Greków
Decyzją zaskoczony jest senator Grzegorz Bierecki, prezes Kasy Krajowej SKOK.
- Niedługo o decyzjach rządu będziemy się dowiadywali z Radia Wolna Europa - zauważa z przekąsem. - Rząd ukrywa przed społeczeństwem informacje, bo inaczej musiałby przyznać, że oto dokłada do emerytur Greków, Włochów czy Hiszpanów, a własnym obywatelom z braku pieniędzy podnosi wiek emerytalny - komentuje szef SKOK-ów. - W Polsce - jak widać - na wszystko może brakować pieniędzy, ale na zapewnienie premierowi Tuskowi kariery międzynarodowej nie może ich zabraknąć - dodaje.
- To rabunek polskich rezerw walutowych na ratowanie modelu kapitalizmu opartego na długu i dysfunkcjonalnej wspólnej walucie - komentuje decyzję o pożyczce Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK. Przypomina w tym kontekście ubiegłoroczne interwencje walutowe prezesa Belki. - Pochłonęły one około 3 mld euro, rezerwy NBP stopniały w tym czasie z 77 mld do 74 mld euro - wylicza Szewczak. Na pożyczce na rzecz MFW nie kończą się, jego zdaniem, międzynarodowe zobowiązania finansowe podjęte przez rząd Tuska. - W związku z podpisaniem przez premiera paktu fiskalnego czeka nas jeszcze składka na stały Europejski Mechanizm Stabilizacyjny, która może nas kosztować około 26 mld euro - przypomina Szewczak.

Ogołacanie rezerw
- Polityka rządu nosi znamiona schizofrenii. Z jednej strony pożyczamy MFW ponad 6 mld euro, a z drugiej utrzymujemy elastyczną linię kredytową z MFW na blisko 30 mld dolarów, płacąc za samą gotowość MFW do pożyczenia pieniędzy - około 60 mln dolarów rocznie - zwraca uwagę dr Zbigniew Kuźmiuk, ekonomista, poseł PiS.
Zdaniem Jerzego Bielewicza, finansisty, szefa Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek" - najlepszym sposobem na utrzymanie wartości rezerw walutowych w obecnej niestabilnej sytuacji na świecie byłoby stworzenie na bazie rezerw funduszu wspierającego inwestycje w rozwój polskiej gospodarki, na wzór funduszy tworzonych przez Chiny, Rosję czy Norwegię. Środki te powinny zastąpić malejące dotacje z unijnych funduszy. Finansista odrzuca argument rządu, jakoby stabilizacja euro za wszelką cenę stanowiła dla Polski kwestię być albo nie być. - Fakt, że o pożyczce ponad 6 mld euro z rezerw NBP dowiadujemy się od szefowej MFW, świadczy o tym, że staliśmy się państwem wasalnym, za które decydują sąsiedzi - ocenia Bielewicz.
Prezes Belka, występując pod koniec ubiegłego roku na komisji finansów, zapewniał, że pożyczka dla MFW nie zmniejszy rezerw walutowych NBP, lecz zmieni ich strukturę. Przyznał jednak, że będziemy musieli sprzedać np. bardziej rentowne obligacje francuskie, aby przekazać środki MFW w formie niskooprocentowanej pożyczki.

Bajońskie sumy
Środki z rezerw na pożyczkę - jak wynikało ze słów Belki - ulegną de facto zamrożeniu, tzn. nie będziemy mogli z nich skorzystać w razie nagłego zagrożenia naszej waluty.
- Nie ma na świecie bardziej wiarygodnego kredytobiorcy niż MFW - rozpraszał Belka wątpliwości posłów obawiających się, że jest to "pożyczka na wieczne nieoddanie". Zapewniał, że MFW jako wierzyciel wspomagający bankrutów korzysta z pierwszeństwa zwrotu pożyczek przed innymi wierzycielami, a ponadto jest "producentem pieniędzy", tj. może w razie potrzeby wyemitować "papierowe złoto" w postaci tzw. SDR-ów (międzynarodowa jednostka walutowa o charakterze bezgotówkowym oparta na prawach ciągnienia).
- SDR-y w normalnych czasach - zawsze tak było - można wymieniać na inne waluty - przekonywał Belka. Prezes NBP nie poinformował jednak, że na emisję SDR-ów muszą zgodzić się główni udziałowcy MFW, przede wszystkim Amerykanie. - Jeśli MFW zbankrutuje, to znaczy, że cały świat zbankrutuje, a wtedy żadne inwestycje nie mają sensu - oznajmił Belka.
Wczorajsza decyzja wyasygnowania polskich rezerw na rzecz MFW zbiegła się z dramatycznym pogłębieniem kryzysu w Hiszpanii. Ten wielki, 50-milionowy kraj jest kolejnym - po małej Grecji - kandydatem do bankructwa. Finansiści ostrzegali już dawno, że jeśli dojdzie do załamania euro w dużym kraju, takim jak Włochy lub Hiszpania - eurostrefa (a de facto główny jej beneficjent - Niemcy) nie będzie w stanie go uratować. Przewidując taką sytuację, kraje Unii Europejskiej, pod naciskiem Niemiec, uzgodniły na grudniowym szczycie, że udzielą wsparcia eurostrefie - za pośrednictwem MFW - z rezerw narodowych banków centralnych w kwocie 200 mld euro, z czego 50 mld euro ma pochodzić z krajów nienależących do euro. Z porozumienia wyłamały się Czechy, które oświadczyły, że nie stać ich na pozbycie się rezerw walutowych. Ostatecznie rząd w Pradze zgodził się udzielić MFW pożyczki, ale o połowę mniejszej niż oczekiwano (1,5 mld euro zamiast 3,5 mld euro). Bogate kraje Europy, jak Szwecja czy należąca do Europejskiego Obszaru Gospodarczego Norwegia, przeznaczyły na pożyczkę kwoty porównywalne z Polską - po blisko 10 mld dolarów. Zasadniczo świat (kraje G20, OECD) ostrożnie podchodzi do wzmocnienia MFW w celu ratowania strefy euro, żądając, aby Europa najpierw pomogła sobie sama przez wzmocnienie Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego do około 1 bln euro. Obecnie zasoby EMS sięgają realnie 500 mld euro, ale podciągane są przez eurokratów w górę do około 1 bln euro dzięki kreatywnej księgowości.

Małgorzata Goss

Nasz Dziennik Piątek, 20 kwietnia 2012, Nr 93 (4328)

Autor: au