Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Praca wdzięczna, chociaż syzyfowa. Bobowa

Treść

Rozmowa z Pawłem Popardowskim, zawodnikiem oraz trenerem siatkarzy KS Bobowa w różnych kategoriach wiekowych, a także opiekunem kadry województwa małopolskiego młodzików Panie Pawle, dlaczego właśnie siatkówka, a nie, na przykład piłka nożna czy lekkoatletyka? - Kibicem sportowym jestem od dziecka, imałem się różnorakich dyscyplin. O tym, że pochłonęła mnie siatkówka, zadecydowała olimpiada w Montrealu i niezapomniane mecze drużyny Huberta Wagnera. W 1976 roku miałem dziewięć lat (Paweł Popardowski urodził się 16 stycznia 1967 r. i jest rdzennym bobowianinem - przyp. d.w.) i wraz z rówieśnikami, ślęcząc po nocach przed telewizorem, zachwycałem się grą biało-czerwonych. Wójtowicz, Skorek, Bosek, Łasko - to byli nasi idole. Na dodatek, mojej nowej pasji sprzyjały dwa czynniki: podstawówka w Bobowej, jako jedna z nielicznych w tamtych czasach tego typu placówka w Polsce, posiadała salę gimnastyczną, a wychowania fizycznego uczył mnie Roman Pater, człowiek również zakochany w siatkówce. Już po roku prowadzonych przez niego zajęć wywalczyliśmy mistrzostwo ówczesnego województwa nowosądeckiego w minisiatkówce "dwójek". W liceum młodym ludziom po głowie chodzą różne, nie zawsze najmądrzejsze pomysły. Pan w szkole średniej pozostał wierny siatkówce? - Owszem, a stało się tak głównie za sprawą kolejnego nauczyciela wu-efu Jana Wojtasa. To dzięki niemu poznałem "prawdziwą" twarz piłki siatkowej. Ten pan stawiał na wszechstronny rozwój swych podopiecznych, starając się kierować ich do konkretnych dyscyplin. Dla mnie zarezerwował naturalnie siatkarski parkiet. W ten sposób rozpocząłem występy w czwartoligowym MKS Podkarpaciu, który obecnie występuje w lidze trzeciej jako LKS Bobowa. Czy i na studiach trafił Pan na kogoś, kto pomógł w rozwijaniu siatkarskich pasji? - Nie tylko pasji. Siatkówka stała się moim zawodem. Przez cztery lata studiów w krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego występowałem w trzecioligowym AZS, a uczelnie skończyłem ze specjalizacją oczywiście siatkarską. Moim przewodnikiem był w tamtych czasach Marian Fiedor. Obronił więc Pan pracę magisterską i wrócił w rodzinne strony. - Tak się ułożyło, że pracę nauczycielską, mając 23 lata, podjąłem w tej samej podstawówce, z której poszedłem w świat. Obecnie nazywa się ona dumnie Zespołem Szkół nr 1, ale dla mnie pozostanie już na zawsze "jedynką". Czas dzielę między zajęciami na lekcjach i treningami w KS Bobowa. Prowadzi Pan w nim grupy młodzieżowe? - Głównie, ale to nie cała moja działalność. Nadal, jako grający trener, pojawiam się na bardzo różnych pozycjach w trzecioligowej drużynie seniorów, szkoląc jednocześnie dzieci i młodzież. Pracuję ze szkółką chłopców w wieku 10-12 lat, z kadetami - 16-17 lat i juniorami, osiemnasto- i dziewiętnastolatkami. Od czterech lat jestem również trenerem kadry województwa małopolskiego młodzików. Rozrzut, przyznać trzeba, dość znaczny. Domyślam się, że praca musi przynosić Panu satysfakcję? - Zdecydowanie tak. Chociaż zdaję sobie sprawę, że pracę tę określić można jako syzyfową. Buduję drużynę, która po kilku latach po prostu przestaje istnieć. Chłopcy dorośleją, wyruszają w świat. Nie załamuję jednak rąk, przystępując do działania z nową grupą. Taki proces powtórzył się już chyba pięciokrotnie. Jakich argumentów używa Pan, by zachęcić dziesięciolatków do podejmowania trudu siatkarskich treningów? - Staram się ich przekonać, że i wywodząc się z małej Bobowej można zrobić karierę na skalę ogólnopolską. Chłopcy wietrzą swą szansę, przykładają się do zajęć, nie przysparzają kłopotów natury wychowawczej. Podobnych miejsc w kraju, gdzie tak mocno stawiałoby się na siatkówkę, nie jest za wiele. Stąd powtarzające się co rok sukcesy podczas zawodów młodzieżowych w różnych kategoriach wiekowych. Zdolnych, obdarzonych właściwymi warunkami fizycznymi nastolatków w mojej miejscowości nie brakuje. Rzecz w tym, by udało się do opieki nad nimi zachęcić ludzi owładniętych pasją. Pan otoczył się takimi właśnie pasjonatami? - Mam to szczęście, że pracuję wraz ze wspomnianymi już Romanem Paterem, Janem Wojtasem oraz dyrektorem szkoły, jednocześnie trenerem dziewcząt z Podkarpacia Adamem Urbankiem. Są jakieś konkretne efekty tej pracy? - Nasz wychowanek, rozgrywający Grzesiek Nalepka jest obecnie zawodnikiem AZS Opole i występuje w śląskiej grupie drugiej ligi. Myślę, że wkrótce jego śladem podążą kolejni utalentowani siatkarsko chłopcy. Na które elementy kładzie Pan szczególny nacisk podczas pracy na treningach? - Jestem wyznawcą szkoły wywodzącej się jeszcze z lat siedemdziesiątych minionego wieku, opartej o wszechstronny rozwój zawodnika. Stawiam więc na budowanie cech motorycznych. Wymaga to ciężkiej, systematycznej harówki, ale rezultat jest murowany. Mam nadzieję, że niedawny piękny sukces naszej narodowej reprezentacji podczas mistrzostw świata utwierdzi moich wychowanków w przekonaniu, że warto wylewać pot podczas treningów. Wybrany został Pan po raz kolejny radnym gminnym. Co będzie priorytetem w Pańskiej działalności? - Marzy mi się, żeby podczas rozpoczętej właśnie kadencji powstała w Bobowej hala sportowa z prawdziwego zdarzenia. Jeszcze w tym miesiącu gotowy będzie projekt. Pierwszy krok w kierunku realizacji tego zamierzenia zostanie więc uczyniony. ROZMAWIAŁ: DANIEL WEIMER, "Dziennik Polski" 2006-12-06

Autor: ea