Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prezydent nie może się bać

Treść

Rozmowa z Ryszardem Nowakiem, kandydatem Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Nowego Sącza - Dlaczego to Pan powinien być prezydentem Nowego Sącza? - Ponieważ jestem desygnowany przez Prawo i Sprawiedliwość, ponieważ spełniam wszystkie kryteria wymagane, żeby ubiegać się o ten urząd. Mam duże doświadczenie samorządowe - byłem radnym i członkiem zarządu miasta, mam też doświadczenie parlamentarne (poseł PiS poprzedniej kadencji - przyp. red.) i ogromne doświadczenie w działalności społecznej. Jestem człowiekiem, który skupia wokół siebie duże grono ludzi, opieram się na ich doświadczeniu i mądrości. Tworzę zespół, który na pewno będzie w sposób właściwy i rzetelny wpływał na rozwój naszego miasta. - Może Pan wymienić jakieś nazwiska? - Mógłbym, ale nie chcę tego robić. Na pewno są to osoby z dużym doświadczeniem zawodowym i samorządowym, ale też ludzie młodzi, dobrze wykształceni, którzy dopiero teraz wchodzą w życie publiczne. - Na pewno słyszał Pan o tym, że Pański konkurent Jerzy Gwiżdż zaprosił na nieoficjalne spotkanie wybranych dyrektorów i pracowników Urzędu Miasta. Dyrektorzy odmówili spotkania, bo nie chcieli przed wyborami być identyfikowani z jakimkolwiek kandydatem na prezydenta. Jak Pan postrzega działanie Jerzego Gwiżdża? - Ten gest uważam za ze wszech miar naganny. To działanie, które w jakimś sensie dezawuuje jego zamierzenia. Nie powinno się angażować ratuszowych urzędników w kampanię. Jestem przekonany, że ci, którzy zostali zaproszeni, zareagowali w odpowiedni sposób - nie poszli. Jest to na wstępie dzielenie ludzi. Pan Jerzy Gwiżdż jeszcze nie wygrał wyborów. - Jeśli Pan wygra wybory to planuje Pan w ratuszu zmiany personalne? - Większość tych pracowników znam jeszcze z poprzedniej kadencji, choć w ciągu ostatnich czterech lat prezydent zatrudnił wielu nowych i niewiele tym osiągnął. Efekty ich pracy są mizerne, bo zła jest organizacja pracy,a przecież prezydenta ocenia się przede wszystkim przez pryzmat pracy urzędu i urzędników. Ja oceniam pracę urzędu bardzo krytycznie. Nie będę jednak robił rewolucji w ratuszu, natomiast zmiany będą musiały nastąpić. Nie wiem jeszcze, czy ogłoszę konkursy, czy też sam wybiorę ludzi. Proszę pamiętać, że po zmianie ordynacji prezydent, na którym ciąży największa odpowiedzialność, powinien mieć dobranych ludzi według własnego klucza, z własnego zaplecza. Właśnie dlatego, że za nich odpowiada. Wiem, że w ratuszu są porządni urzędnicy, którzy pracują solidnie i uczciwie, ale też wiem, że mieszkańcy pracę urzędu oceniają bardzo źle. Jestem pewien, że jeśli zostanę prezydentem nastąpią zmiany organizacyjne w ratuszu. Dzisiaj nie chcę powiedzieć jakie. Na pewno poprawi się standard obsługi mieszkańców. - Którego z pięciu kandydatów uważa Pan za najpoważniejszego konkurenta? - Do każdego z konkurentów podchodzę z szacunkiem i traktuję ich jako osoby bardzo poważne z dużym doświadczeniem i dorobkiem. Nie wskażę dzisiaj osoby, która według mnie jest największym konkurentem. Trudno mi to dzisiaj ocenić. Kampania wyborcza powoduje nieobiektywne podejście do wielu kwestii. Bałbym się błędów w ocenie kandydatów. Nie chcę mówić o konkurencji ani źle ani dobrze. - A z kim chciałby się Pan spotkać w drugiej turze? - O tym zadecydują wyborcy. Chciałbym na pewno z kimś spotkać się w drugiej turze. - Obiecał Pan w czasie konwencji wyborczej PiS darmowy internet dla mieszkańców Nowego Sącza. Może mi Pan teraz uroczyście przyrzec, że dotrzyma słowa? - Istotnie powiedziałem na konwencji wyborczej o darmowym internecie w każdym domu. Chciałbym, żeby każdy z mieszkańców miał darmowy dostęp do internetu. Są takie techniczne możliwości. Oczywiście jest to związane z pewnymi wydatkami. Proszę pamiętać, że o budżecie miasta nie decyduje tylko prezydent, ale też Rada Miasta. Niemniej jest to tak ważna sprawa, że jestem pewien, iż radni z moją propozycją się zgodzą. Jest technologia internetu szerokopasmowego drogą radiową, która już w niektórych miastach funkcjonuje. Wydaje się, że stać nas na to, żeby również sądeczanom, którzy nie są najbogatszym społeczeństwem, w ten sposób pomóc. Stajemy się z dnia na dzień coraz większym ośrodkiem akademickim. Coraz więcej studentów u nas się uczy. Dla nich byłaby to niewątpliwie wielka pomoc i ułatwienie. Dla wielu budżetów rodzinnych koszt internetu to duża kwota. Takie rozwiązanie byłoby dla nich prezentem. - Ile to będzie kosztować? - Wstępne szacunki to koszt rzędu 4 - 5 mln zł. Ale można go pokryć nawet w 85 proc. z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w Ramach Małopolskiego Programu Rozwoju Regionalnego, o co też będę zabiegał. - Bierzecie pod uwagę straty lokalnych firm, które dostarczają usługi internetowe? - Trudno. Jestem pewien, że więcej będzie korzyści niż strat. - Obiecuje Pan nam ten interet? - Zrobię wszystko. - I z tego będziemy Pana rozliczać, jeśli zostanie pan prezydentem. Obiecał Pan również w swoim wyborczym programie wspieranie przedsiębiorczości i inwestorów także zewnętrznych. Pozwoli Pan na tworzenie dużych galerii handlowych, co - jak mieliśmy okazje nie raz się przekonać - zawsze spotyka się ze sprzeciwem miejscowych kupców i drobnych handlarzy? - Nie chodzi tylko o galerie handlowe. Choć wiadomo, że jak nie powstaną tu, to powstaną gdzie indziej. Nowy Sącz nie jest miastem szczególnie przemysłowym. Nie jest metropolią, ale może stać się centrum akademickim, centrum małej przedsiębiorczości, ale też centrum handlowym dla regionu. Bo proszę pamiętać, że w promieniu 50 kilometrów od Nowego Sącza mieszka przeszło pół miliona mieszkańców, więc to jest rynek bardzo istotny. Nie jestem przeciwnikiem żadnej inwestycji, jeżeli jest właściwie uargumentowana, i przede wszystkim jeżeli tworzy nowe miejsca pracy. To dotyczy m.in. rozwoju budownictwa mieszkaniowego, jak i uwalniania i uzbrojenia terenów pod rozwój przedsiębiorczości. - Jaki ma pan pomysł na ściąganie do miasta inwestorów? - To jest kwestia pewnej atmosfery. Przedsiębiorcy będą tu inwestować, jeśli będą traktowani poważnie i przyjaźnie, a nie już na wstępie, na etapie wstępnych rozmów czy nawet pytania o możliwości inwestowania tutaj - blokowani. Nie może być tak, że z góry zakładamy negatywną odpowiedź dla jakiejś inwestycji, bo z góry obawiamy się protestów tej czy innej, małej lub większej grupy zawodowej czy społecznej, której nie w smak tego typu przedsięwzięcia. - Prezydent nie powinien obawiać się takich reakcji? - Każdy głos powinien być wysłuchany, natomiast prezydent nie powinien dać się zastraszyć. Nie powinien bać się swych decyzji. Powinien umieć argumentować. Według mnie słabością dotychczasowych władz miasta było to, że obawiały się podjąć decyzję, mimo że wiedzą, że ona jest słuszna. Boją się działać pod prąd. - A Pan gotów jest tak działać? - Jestem gotów. Prezydent nie jest reprezentantem interesów jakiejś wybranej grupy społecznej. W Nowym Sączu mieszka 85 tysięcy ludzi. Mam reprezentować ich wszystkich, a nie tylko tych, którzy potrafią się zorganizować i najgłośniej krzyczą. Jeśli ktoś zamierza się tego bać, to niech nie startuje na prezydenta. Ja w swoich ratuszowych doświadczeniach byłem już w takich sytuacjach, kiedy musiałem podejmować trudne decyzje i je realizowałem. Chociażby kwestię związaną z likwidacją placu targowego na Starej Sandecji. Była wielka awantura. Odsądzano nas od czci i wiary, ale dzisiaj ci, którzy byli wtedy przeciw, są zadowoleni, bo pracują w zupełnie innych, przyzwoitych warunkach. Po prostu trzeba umieć podejmować decyzje, nawet te, które są czasem niepopularne. Trzeba być zdecydowanym i konsekwentnym. - Obiecuje Pan w swoim programie wyborczym, że ściągnie do miasta pieniądze z Unii Europejskiej. Prezydent Józef A. Wiktor utworzył w ratuszu specjalną komórkę do pisania wniosków o dotacje. Nie przyniosło to większego efektu. Jak Pan zamierza pozyskać fundusze? - Jedną z najsłabszych stron dotychczasowych włodarzy jest to, że w istocie nie potrafili ściągnąć znaczących środków zewnętrznych oraz to, że nie napisano dobrych wniosków, nie pilotowano ich, koncentrowano się na rzeczach mało istotnych. Nie ukrywam, wnioski o dotacje, to jest bardzo trudna dziedzina, a konkurencja w Małopolsce jest przeogromna. To nie jest tak, że gdy ktoś stworzy specwydział od pisania wniosków z zakresu sportu, kultury, wodociągów i ochrony środowiska, to od razu przypłyną pieniądze. Nie tędy droga. Ja mam inną koncepcję. Chciałbym, żeby w każdym z wydziałów pracowali ludzie potrafiący przygotowywać wnioski. Powołałbym niewielki zespół koordynujący, który by te wnioski sprawdzał, żeby nie brakowało przysłowiowego przecinka czy kropki, za co wniosek zostaje odrzucony w Urzędzie Marszałkowskim. Deklaruję, że urzędnicy, którzy będą się zajmować wnioskami będą przeszkoleni i z tego rozliczani. Cały Urząd Miasta ma się angażować w pozyskiwaniu środków, bo w nich - nie tylko ja, ale każdy z kandydatów - dopatrujemy się szansy na rozwój miasta. Nie należy też zapominać o szeroko rozumianym lobbingu. - Uważa Pan, że teraz, kiedy rządzi PiS z Samoobroną i LPR prezydent z PiS będzie miał większe szanse stworzyć przychylny klimat dla miasta w stolicy i w województwie? - Zapewne tak będzie. Mało tego, nad tym klimatem już pracuję. Cały czas jestem w trakcie ustaleń, negocjacji, rozmów z kandydatami do Sejmiku Województwa Małopolskiego, od których będzie wiele zależało, jeśli chodzi o podział środków w regionie. Wydaje mi się, że już tworzy się wokół Nowego Sącza atmosfera, która może nam przynieść tylko korzyść. Mamy stąd wielu znaczących parlamentarzystów, są i ministrowie. Ich deklaracje są jednoznaczne - "tak chcemy pomagać i będziemy pomagać". Bez względu na to jak się potoczą wybory. Ale prezydentowi z PiS, jestem o tym przekonany, będzie łatwiej niż w innym. - W swoim programie obiecuje Pan podwyżki nauczycielom. To ogromna grupa zawodowa, liczy Pan na ich głosy? - Mamy około dwóch tysięcy nauczycieli i 22 tysiące uczniów. Budżet oświaty to 42 proc. z 200 mln zł jakimi dysponuje miasto. To potężna kwota i duża grupa ludzi, którzy odpowiadają za przyszłość naszych dzieci a swoich uczniów. Żeby dobrze wykonywali swoje obowiązki, by chcieli zostawać z uczniem po godzinach, muszą być do tego motywowani finansowo. Dziś, w Nowym Sączu obowiązuje jeden z najniższych dodatków motywacyjnych dla nauczycieli, ja to zmienię. W programie zapowiadam, że będę motywować nauczycieli do podnoszenia kwalifikacji. Na to muszą znaleźć się fundusze. Za uczniem idą ogromne pieniądze. Od nas zależy jak są wydawane. Skarżą się niektórzy dyrektorzy, że ich placówki są traktowane gorzej niż inne. To także trzeba zmienić. W uczciwy sposób będę rozdzielać pieniądze. Nie może być lepszej i gorszej szkoły po względem finansowania. - Każda kolejna władza obiecuje, że przyciągnie do Nowego Sącza turystów. Jak dotąd nie udało się nikomu tej obietnicy dotrzymać. Pan deklaruje, że wypromuje imprezę, która rozsławi Nowy Sącz. - Jak mogło się udać przyciągnąć turystów, jeżeli w budżecie na turystykę przeznaczono 160 tys. zł? Organizacja dużej imprezy musi być związana z dużymi wydatkami, ale warto pamiętać, że inwestycja w wykreowanie czegoś własnego, oryginalnego, zwróci uwagę mediów ogólnopolskich, a przez to potencjalnych turystów na Nowy Sącz. Miasto musi mieć taką ofertę, która spowoduje, że turysta, który zatrzymał się w Piwnicznej, Krynicy czy Rytrze przyjedzie tu zjeść, posłuchać dobrej muzyki, obejrzeć wystawę. Nie nastawiamy się na to, żeby w Nowym Sączu turyści spędzali turnusy, bo nie o to chodzi. Chcę wykreować imprezę o randze ogólnopolskiej, która stanie się atrakcją miasta. - Poproszę o jakiś konkret. - Otworzę dyskusję na ten temat, chcę zaangażować w pracę nad tym projektem nie tylko urzędników, ale też środowiska artystyczne i sportowe w Nowym Sączu. Chcę ich zebrać i powiedzieć: zróbmy coś na miarę ogólnopolską, co przyciągnie media i ludzi. To będzie inwestycja w przyszłość Nowego Sącza. Za punkt honoru biorę sobie, żeby taką imprezę w ciągu mojej kadencji wypromować. Może taką szansą będzie promowanie Miasteczka Galicyjskiego, które powstaje na terenie miasta, a może wsparcie Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w tworzeniu Instytutu Wychowania Fizycznego i obiektów sportowych z prawdziwego zdarzenia otworzy kolejne możliwości - np. zorganizowania wielkiej imprezy sportowej. - Dlaczego, gdy mowa o sporcie w Nowym Sączu, o podziale środków itd., zawsze na pierwszym planie jest Sandecja? Inne dyscypliny traktowane są po macoszemu. Np. lekkoatletyka. Nie mamy w Sączu nawet przyzwoitej bieżni. Nie ma warunków do uprawiania sportów z tej dziedziny. - To fakt. Stadion lekkoatletyczny im. Stramki nie spełnia żadnych wymogów. Czy mamy w związku z tym wybudować nowy - pełnowymiarowy? Pierwszy bym się pod tym podpisał, gdyby było miasto na to stać. Ale dzisiaj nas nie stać. Natomiast połączenie sił z PWSZ, który chce tutaj stworzyć instytut sportu może spowodować, że taki obiekt, być może powstanie. To nie musi być stadion, ale inne obiekty, na których te dyscypliny można uprawiać: skocznie, bieżnie, rzutnie itd. Przypomnę, że gdy byłem członkiem Zarządu Miasta (1998-2002 - przyp. red.), przy mojej aktywności odnowiono wszystkie obiekty sportowe w Nowym Sączu m.in.: Start, Dunajec i Sandecję, wybudowaliśmy halę sportową. Sandecja Sandecją, to blisko stuletni klub z bardzo dobrą marką, który funkcjonować musi. Ale to w niczym nie przeszkadza, żeby przy dobrej chęci umożliwić rozwój innych dyscyplin sportu, właśnie przy wsparciu partnerów takich jak PWSZ. Zrobię wszystko, by ułatwić tej uczelni możliwość korzystania z miejskich obiektów sportowych. - Jakie są - według Pana - kluczowe dla miasta inwestycje? - Nowy most na Dunajcu, obwodnica północna, usprawnienie komunikacji w mieście poprzez przebicia ulic. Wiele z tych inwestycji będzie kontynuacją już rozpoczętych i dobrze przygotowanych przez poprzedników. Musimy mieć przygotowany harmonogram i nie odstępować od niego na krok, na rzecz jakiś wymuszonych chodników i innych drobnych rzeczy. Trzeba udrożnić ruch w mieście. To priorytet. - Przykład mijającej kadencji pokazuje, że prezydentowi, który nie ma większościowego poparcia w Radzie Miasta nie jest łatwo rządzić. Ma Pan jakiś patent na wyeliminowanie politykowania z sali obrad w ratuszu? - Polityka ma prawo wkraczać wszędzie, ale to, co działo się w Nowym Sączu, to nie polityka, to nawet nie politykierstwo. To zwykłe awanturnictwo, działanie złośliwe i prymitywne. Mam nadzieję, że w czasie tej kadencji tego unikniemy. Myślę, że potrafię zjednać sobie radnych i współpracować z RM w rządzeniu miastem. - Czego Pan nie obieca wyborcom? - Że z roku na rok Nowy Sącz stanie się miastem miodem i mlekiem płynącym. Tego nie obiecuję, ale jestem przekonany, że jesteśmy w stanie tak zrealizować nasz program, na tyle, że wkrótce da się odczuć pewne zmiany na lepsze. - Jednym z narzędzi Pańskiej kampanii jest nowy tygodnik "Miasto". Naczelny tej gazety, to Pański partyjny kolega i kandydat na radnego, czyli osoba zaangażowana politycznie, choćby w kampanię wyborczą swojej partii. To Pańska gazeta wyborcza? - Nie. To przedsięwzięcie komercyjne. Proszę zauważyć, że są tam reklamy wyborcze i innych kandydatów oraz rozmowy z innymi kandydatami. - Jest też krytyka pańskiego konkurenta, Piotra Lachowicza, zaraz za jego reklamą wyborczą. - Proszę traktować tę gazetę, jako przedsięwzięcie ludzi młodych. A że oni mi sprzyjają, to tylko się cieszyć. Rozmawiała Monika Kowalczyk , "Dziennik Polski" 2006-11-08

Autor: ea