Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Przewidziani do zadań specjalnych

Treść

Z Jerzym Czajkowskim ps. "Niszczyciel", łącznikiem i listonoszem Harcerskiej Poczty Polowej Szarych Szeregów, rozmawia Joanna Kozłowska Ile miał Pan lat, kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie? - Miałem 12 lat i 7 miesięcy. Ukończyłem szóstą klasę szkoły powszechnej. Mieszkałem wtedy przy ul. Wspólnej 26. Mój starszy kolega z podwórka, który należał do Szarych Szeregów, przyszedł do mnie drugiego dnia powstania i powiadomił mnie, że potrzebują ochotników do Poczty Polowej. Szedł właśnie na ul. Wilczą, gdzie miała być organizowana poczta. Zgłosiłem się natychmiast. Byłem w drużynie ochotników i otrzymałem przepustkę. Pocztę Polową utworzono w szkole handlowej przy ul. Wilczej 41, zaczęła ona działać od 6 sierpnia 1944 roku. Z początku przenosiliśmy wiadomości jako łącznicy. Były to rozmaite meldunki, a także "Biuletyn Informacyjny". Na jakich odcinkach miasta nosił Pan pocztę? - Obszar moich zadań rozciągał się między placem Trzech Krzyży a ul. Marszałkowską; od ul. Chopina poprzez ul. Wilczą, Hożą, Wspólną, Żurawią, Nowogrodzką, ks. Skorupki. Na danym obszarze pocztę nosiło kilku harcerzy. Początkowo listów było niewiele, bo ludność nie wiedziała, że istnieje poczta harcerska. Większe ilości listów zaczęły pojawiać się od 15 sierpnia. Gdy przychodziliśmy do danego budynku, powiadamialiśmy wszystkich, że będzie poczta i w których miejscach będą rozmieszczone skrzynki. Zdarzało się także, że listy od nadawców odbieraliśmy bezpośrednio. Co szczególnie utkwiło Panu w pamięci podczas pełnienia służby w Poczcie Polowej? - Na ul. Chopina była ostatnia barykada, dalej był tzw. teren niczyj, a dalej już byli Niemcy. Miałem odnieść list w aleję Róż, a nie miałem wtedy przepustki. Nie mogłem tego listu dostarczyć... Co było najtrudniejsze? - Najtrudniejszymi doświadczeniami były sytuacje, gdy przyszło się do budynku, który już nie istniał, gdyż został zniszczony przez niemieckie działa albo spłonął. Pamiętam, gdy przychodziłem pod wskazany adres, a budynek płonął. Wtedy każdy z mieszkańców ratował swój dobytek, trudno było więc znaleźć odbiorców listów. Co działo się z listami, które nie zostały doręczone? - Wracały one na ul. Wilczą. Naszym obowiązkiem było je tam dostarczyć. Przetrwały tam do końca powstania, kiedy to zostały umieszczone w dwóch metalowych skrzyniach, razem z inną dokumentacją. Te skrzynie zostały potem zakopane na ul. Wilczej. Niestety, już po powrocie do Warszawy, gdy chciano je odkopać, tych skrzyń już tam nie było. Jak wyglądało donoszenie listów w drugim miesiącu Powstania Warszawskiego? - We wrześniu listów było równie dużo jak w sierpniu, tylko zmniejszył się znacznie obszar ich doręczania. Moja działalność jako łącznika i listonosza Szarych Szeregów zakończyła się niespodziewanie 14 września 1944 roku. Co się wydarzyło? - Tego dnia w mój dom uderzył pocisk z "grubej Berty" - działa kolejowego, które było umieszczone w podwarszawskich Włochach. To był poranek, 8.00... Wszyscy byliśmy schronieni w piwnicach kamienicy - rodzice, dwie moje siostry i ja. Piwnice były zapełnione ludźmi, także z innych dzielnic miasta. Moja mama na parterze gotowała kawę i w momencie, kiedy kilka budynków dalej pocisk wybuchł, mama poszła zabrać kawę, ponieważ już się ugotowała. Zdążyła ją wnieść... i w tym momencie nastąpił jakby koniec świata; straszliwy wybuch, straszliwy gwizd! Wszystko runęło. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Nie wiedzieliśmy, czy żyjemy, czy nie. Po jakimś czasie ludzie ochłonęli. Ktoś usiłował zapalić zapałkę, ale było takie zapylenie, że zaraz zgasła. Jakieś półtora metra dalej wszystko było zawalone. Po jakimś czasie ktoś krzyknął, że wejście na Wspólną 24 nie zostało zasypane. Gdyby nie było poprzebijanych otworów w ścianach do innych budynków, nie wyszlibyśmy, bo wyjście z naszej kamienicy zostało zawalone gruzem. Zdołaliśmy się uratować, część osób pomagała przedostać się rannym, niestety, 18 osób zginęło. Nasza rodzina straciła wtedy cały swój dobytek. Ja straciłem torbę listonosza, ale zostały mi opaska i przepustka. Musieliśmy z rodzicami szukać nowego schronienia. Ulokowaliśmy się na Kruczej w piwnicy. Byliśmy zmęczeni, niewyspani, głodni, ale pomimo tego wszystkiego ja jako dzieciak starałem się zachować swoją przepustkę i opaskę. Wpadłem na pomysł, że wszyję sobie opaskę pod jeden naramiennik, a przepustkę pod drugi. Na zakończenie Powstania Warszawskiego wszyscy uczestnicy, którzy walczyli do samego końca, musieli zdać swoje przepustki i opaski. Niemcy wyprowadzili nas do Ursusa. Ja tę przepustkę uratowałem i ona w tej chwili jest w Muzeum Powstania Warszawskiego, w gablocie, gdzie jest Harcerska Poczta Polowa. Nie ma drugiej takiej, przynajmniej w tej chwili. Jest na niej napisane: "Jerzy Czajkowski jest członkiem Szarych Szeregów. Jest przewidziany do wykonywania zadań specjalnych". Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-08-01

Autor: wa