Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rajd Dakar historyczny dla naszych reprezentantów

Treść

30. Rajd Dakar jest już historią. Impreza, która zakończyła się wielkim sukcesem reprezentantów Polski, zgodnie została uznana za jedną z najtrudniejszych, jeśli nie najtrudniejszą, w dziejach. Dość powiedzieć, że spośród 500 pojazdów, które 3 stycznia rozpoczęły zmagania, do mety dojechało zaledwie 268.

Zgodnie z planami, tegoroczny Dakar - pierwszy raz biegnący bezdrożami Ameryki Południowej - miał liczyć prawie dziesięć tysięcy kilometrów. Ostatecznie organizatorzy musieli odpuścić i znacznie skrócić kilka etapów. Gdyby nie to, metę osiągnęłaby najwyżej trzecia część uczestników. Tym większe uznanie budzi więc sukces naszych reprezentantów. Pierwszy raz w dziejach Polak ukończył zawody na podium: Rafał Sonik był trzeci wśród trochę niedocenianych kierowców quadów. Kapitalne piąte miejsce w prestiżowych zmaganiach załóg samochodowych zajął Krzysztof Hołowczyc. Zawodnik Orlen Teamu stoczył porywający pojedynek z teamami fabrycznymi, dysponującymi lepszym sprzętem i o wiele wyższym budżetem. - Marzyłem o pierwszej dziesiątce, a zrobiła się pierwsza piątka. Rajd był ciężki, przeżywaliśmy mnóstwo przygód, zanotowaliśmy na swym koncie sporo strat, ale nawet gdyby ominęły nas problemy techniczne, moglibyśmy być co najwyżej na czwartej pozycji. Pierwszy raz przejechałem pustynny maraton tempem dakarowym, a nie rajdowym. I pewnie dlatego do mety dotarłem ze spokojem, wręcz z uśmiechem - opowiadał Hołowczyc. Świetny wynik osiągnął również Jakub Przygoński, jeden z najzdolniejszych motocyklistów młodego pokolenia. Zajął 11. miejsce, czyli lepsze niż "stary wyjadacz" Jacek Czachor (był 20.). Kapitan Orlen Teamu nie krył, iż po Argentynie i Chile nie podróżowało mu się najlepiej. - Chciałbym, żeby rajd wrócił do Afryki. Dakar powinien kończyć się w Dakarze, zgodnie z nazwą. To są zupełnie inne odczucia. Fajnie, że ludzie stoją na autostradzie i machają, ale nawet nie mogę sobie przemyśleć tego, co tutaj przeżyłem. Nie było tak wielkiej przygody. Na afrykańskim Dakarze, gdy jadę, to płakać mi się chce i jestem strasznie podekscytowany. Tu nie czułem takiej atmosfery jak w Afryce - powiedział. Przygoński odwrotnie, ale nie można mu się dziwić, skoro osiągnął życiowy sukces. - Jeśli rajd pozostanie w Ameryce Południowej, będę się cieszyć, bo przeżyłem tu miłe chwile. Do tego już wiem, czego można się spodziewać i gdzie trenować, żeby jechać szybciej - przyznał. Przyszłość pustynnego maratonu nie jest jednak jeszcze przesądzona. Będzie, to pewne, ale gdzie - to dopiero się rozstrzygnie. Najprawdopodobniej odbędzie się w innym terminie, pod koniec lutego, być może ponownie w Argentynie i Chile, a być może wróci do Afryki - tyle że północno-wschodniej.
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-01-20

Autor: wa