Rocznica.
Treść
To miał być artykuł najeżony datami, faktami i nazwiskami. Wystarczająco dokładny, aby można było go przepisać do szkolnego zeszytu - i dostatecznie nudny, aby usnąć po pięciu minutach lektury.
"Dziennik Polski" 2005-01-20
Wyszło inaczej. Nie wiem, czy lepiej. Ale pomyślmy razem. O tym, co dla niektórych jest ciągle jeszcze wspomnieniem, a dla innych po prostu historią.
***
Przez blisko pół wieku nikt nie miał wątpliwości: 20 stycznia 1945 roku Nowy Sącz "został wyzwolony", "oswobodzony", "odzyskał wolność". Ludzie, którzy z takich czy innych powodów mieli inne zdanie, mogli je wyrażać jedynie po cichu. A najlepiej było milczeć. Zresztą nie tylko w tej sprawie. Od jakiegoś czasu zaczynamy się jednak zastanawiać nad właściwym określeniem tego wydarzenia, choć nie brakuje zwolenników pierwotnej wersji. Mówią: to było wyzwolenie od gestapo, Oświęcimia, list rozstrzelanych. Ale coraz głośniej odzywa się głos sprzeciwu: nie wyzwolenie, ale zniewolenie. Zamiana jednej okupacji na drugą. NKWD zamiast gestapo. Syberia zamiast obozu koncentracyjnego. Stalin zamiast Hitlera. Co za różnica?
Cóż - chyba trochę racji mają i jedni, i drudzy. Nie będziemy tu rozstrzygać tego sporu, który będzie trwał tak długo, aż przytłumią go inne. Przeszkodzą temu emocje, osobiste przeżycia, a także polityczne poglądy.
***
Historyk pisze: "[...] już 12 stycznia Armia Radziecka rozpoczęła wielką ofensywę. W tym dniu z przyczółka pod Sandomierzem uderzyły w kierunku na Częstochowę i Kraków wojska 1 Frontu Ukraińskiego marsz. Iwana Koniewa. W ciągu następnych dni ruszyły kolejno na pozycje hitlerowców wojska 3 Frontu Białoruskiego gen. armii Iwana Czerniachowskiego, kierując główne uderzenie na Królewiec, 1 i 2 Frontu Białoruskiego marszałków Grigorija Żukowa i Konstantego Roossowskiego na Poznań i Elbląg, zaś w pasie Karpat rozpoczęły natarcie wojska 4 Frontu Ukraińskiego gen. armii Iwana Pietrowa. [...] Część grupy szybkiej armii w składzie 31 brygady pancernej i 894 pułku piechoty 211 dywizji (67 korpus armijny), ścigającej wycofującego się nieprzyjaciela na kierunku Nowego Sącza, wyszła na wschodnie i północno-wschodnie przedpola przygotowanego do obrony miasta i zawiązała walki o jego wyzwolenie. Podczas gdy pancerniacy wiązali nieprzyjacielski garnizon od czoła, bataliony 894 pułku piechoty sforsowały Dunajec na północ od Nowego Sącza i uderzyły na południe wzdłuż lewego brzegu rzeki, odcinając w ten sposób nowosądeckiemu garnizonowi drogi wycofania na zachód. Należy podkreślić, że Niemcy chcieli koniecznie utrzymać w swym ręku ten silny ośrodek oporu na Dunajcu i ważny węzeł komunikacyjny na Podkarpaciu. Pozbawiony jakichkolwiek szans odwrotu z tą większą więc determinacją nieprzyjaciel bronił miasta".
Nie będziemy nękać Czytelników zbyt wieloma cytatami, numerami poszczególnych jednostek i nazwiskami dowódców. Zastanówmy się jednak nad kilkoma stwierdzeniami autora powyższych słów.
To, że hitlerowcy zamierzali bronić Nowego Sącza jest poza dyskusją. Żyją jeszcze sądeczanie zmuszani do kopania okopów - i to nie tylko w obrębie miasta, ale i poza nim. Ale z tych okopów nie padł ani jeden strzał. W ogóle to trochę dziwne, ale oprócz stwierdzeń historyków o czynnej obronie miasta przez Niemców, jakoś trudno doszukać się w dostępnej literaturze i wspomnieniach konkretnych przykładów. Bo - chyba ich nie było. Hitlerowcy, ogarnięci paniką, oglądali się wstecz, szukając drogi ucieczki, a nie sposobu obrony. Wiedzieli, że radziecki taran prze naprzód, nie szczędząc ani ludzi, ani sprzętu. Zdążyli już poznać - niektórzy na własnej skórze - sedno taktyki Stalina, zaczerpniętej zresztą jeszcze od Kutuzowa: "bystrota i natisk". Mniejsza z tym, ilu ludzi zginie. "U nas mnogo ludiej".
***
Historyk pisze: "20 stycznia wolność odzyskał Nowy Sącz. W wyniku trzydniowych walk nieprzyjacielski garnizon został pobity. Miasto było wolne. W walkach o Nowy Sącz, obok 31 brygady pancernej i 894 pułku piechoty, wyróżniły się pułki 76 Pieriekopskiej Dywizji Artylerii Przeciwlotniczej pułkownika Fiodora Bolbata. Dla uczczenia tego kolejnego sukcesu wojsk 4 Frontu Ukraińskiego, o godz. 20.00 w stolicy Związku radzieckiego - Moskwie - oddano 20 salw artyleryjskich z 224 dział. Po wojnie mieszkańcy Nowego Sącza wznieśli swym wyzwolicielom - żołnierzom radzieckim - Pomnik Wdzięczności".
Przypomina się w tym miejscu tytuł zapomnianego, ale niegdyś słynnego utworu Goethego "Dichtung und Wahrheit" - czyli "prawda i zmyślenia". Pomińmy słowo "wolność", które tak wielu razi. Niech będzie, że do opuszczonego przez hitlerowców Nowego Sącza weszły oddziały radzieckie. Właściwie bez walki. Ci, którzy spoczywają na Cmentarzu Komunalnym, nie zginęli - a już na pewno nie wszyscy - w ataku na miasto. Polegli, bądź zmarli od ran doznanych w wielu okolicznych miejscowościach. Pochowano ich wspólnie, jak to na wojnie. Tylko sześciu spośród 736 poległych ma nazwiska. Wyryto je na płycie, umieszczonej przed wyżej wspomnianym Pomnikiem Wdzięczności.
***
Zatrzymajmy się chwilę nad nim, do dziś stojącym przy Al. Wolności. Jedni do niego przywykli, innych ciągle drażni jako symbol zniewolenia i wiernopoddańczej podległości, tak obcej przecież polskiej, rogatej naturze.
Cóż, chyba rację mają jednak ci drudzy. Bo jak powstał ten pomnik?
31 marca 1945 r. naczelnik Zarządu Politycznego 4 Ukraińskiego Frontu generał lejtnant Pronim "wystosował" do władz Nowego Sącza następujące pismo:
"Mam zaszczyt poinformować Pana Przewodniczącego, że dla upamiętnienia oficerów i żołnierzy 4 ukraińskiego frontu, którzy padli w walkach z niemiecko-faszystowskim grabieżcą przy oswabadzaniu miasta Nowy Sącz, Wojenny Sowiet Frontu postanowił przy czynnej współpracy Pana wznieść pomnik-mauzoleum [...]".
Termin wykonania pomnika ustalono na koniec czerwca. 14 kwietnia wiceprezydent Antoni Górka podpisał uchwałę Kolegium Zarządu Miejskiego akceptującą "życzenie" 4 Frontu Ukraińskiego z tym, że uzależnił ją od uzyskania kredytów na budowę pomnika od Urzędu Wojewódzkiego. Komendant wojenny Nowego Sącza płk Nagatkin nie przyjął jednak do wiadomości tej uchwały. Lękając się "niezadowolenia" przełożonych, mogącego się dla niego fatalnie skończyć ("mogę zostać powieszony"), 16 kwietnia zagroził miejskim władzom, że pomnik stanie, choćby miał wszystkich obywateli miasta zmusić do pracy. Ponadto, najwidoczniej chcąc wykazać się wobec przełożonych inicjatywą, zażądał od miasta wystawienia drugiego pomnika, tym razem na cmentarzu. Koszt obydwu opiewał na kwotę 2.600.000 złotych. Tylu pieniędzy miejska kasa nie miała. Ale żeby było śmieszniej, 16 kwietnia Międzypartyjna Komisja Porozumiewawcza postanowiła, że skoro Rosjanie dostaną od Nowego Sącza dwa pomniki, to i polscy polegli żołnierze też na takowy zasługują. Tak więc miasto, którego nie było stać nawet na jeden pomnik, miało wystawić ich trzy, o wartości 4 mln zł. Kwota ta "obciążyłaby miasto na okres najmniej 10-ciu lat procentami i spłatą pożyczek, co do których nawet w późniejszym okresie czasu nie widzimy żadnych możliwości spłaty" - trzeźwo uznawały nowosądeckie władze.
Nie ma sensu ciągnąć dalej tego wątku. Zainteresowanych odsyłam do artykułu Tadeusza Żaby "Za naszą sowiecką ojczyznę", zamieszczonym w 1 numerze "Almanachu Sądeckiego" z 2003 roku. Skrótowo dodajmy tylko, że obydwa pomniki zostały zrealizowane. Ten najważniejszy, przy Al. Wolności, ostatecznie stanął w grudniu 1945 r. Niedługo później został wysadzony w powietrze przez grupę "niewdzięcznych" sądeczan. Ten, który nadal stoi i drażni, jest drugim z kolei.
***
Kilkakrotnie padło w tym artykule słowo "wdzięczność". To określenie uczucia, którego nie można ani narzucić, ani zadekretować. Jest - albo go nie ma. Czy sądeczanie odczuwali je wobec radzieckich żołnierzy?
Jak którzy.
W sprawozdaniu podpisanym przez wiceprezydenta Górkę czytamy o takich oto chwalebnych uczynkach żołnierzy-wyzwolicieli: "...najczęściej w stanie nietrzeźwym wstrzymają [tj. wszczynają - przyp. red.] między sobą awantury i bójki czasem między sobą, jeszcze gorzej między sobą a właścicielami pomieszczeń, atakując nawet kobiety i zabierając bezprawnie przedmioty". Dalej wiceprezydent przytacza inne przykłady radzieckiego bezprawia, jak obrabowanie mieszkania prezydenta Koniecznego, napastowanie kobiet w mieszkaniu prof. Reguły zakończone strzałami do polskiego milicjanta, wywiezienie mebli z mieszkania adwokata dr. Długopolskiego. Nie zabrakło nawet "profanacji zwłok, jak to miało miejsce na drugi dzień po pogrzebie byłego prezydenta miasta Dr Sichrawy".
Jest oczywiste, że nie wszystkie sygnały o zachowaniu czerwonoarmistów docierały do miejskich władz. Większość poszkodowanych wolała milczeć, by nie narazić się nowym panom.
***
Trudno mieć pretensje do Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Gruzinów, Ormian i innych narodowości. Ubrano ich w radziecki mundur i kazano bić się za Stalina. Ginęli jak muchy. To chyba jedyny przypadek w historii, że zwycięzcy ponieśli większe ludzkie straty, niż pokonani. Nie chcieli tej wojny, nie chcieli walczyć, nie chcieli ginąć. Ale walczyli i ginęli. Mała część promila poległych spoczywa w Nowym Sączu. Ale - mimo wszystko - corocznie 1 listopada także na ich grobach sądeczanie zapalają znicze i świece. Płomyki pamięci.
I niech tak zostanie. Kłóćmy się o historię, bo na to zasłużyła. Ale nie przenośmy niechęci do zmarłych w dzień dzisiejszy. To niczemu nie posłuży. Myślmy razem o przyszłości. We wspólnej Europie, we wspólnym świecie. Jak napisał Puszkin w wierszu "Mickiewicz": "Kiedy wszystkie narody w jedną rodzinę połączą się"...
Posłuchajmy ruskiego wieszcza. Bo co nam innego pozostaje?
Jacek Zaremba
Autor: ab