Rodzina do rozbiórki
Treść
Dziś radni Nowego Sącza będą głosować w sprawie likwidacji Rodzinnego Domu Dziecka nr 3 prowadzonego przez Halinę Popielę. Pracownicy opieki społecznej i przedstawiciele wojewody, którzy kontrolowali dom stwierdzili, że nie funkcjonuje on prawidłowo. Przybrana mama wpadła w depresję i trafiła do szpitala, a dzieci do rodzin zastępczych.
Pani Halina podjęła się niełatwej misji wychowywania cudzych dzieci 4 lata temu. Pod dachem jej domu w dzielnicy Zabełcze znalazło schronienie i opiekę 6 sierot: biologicznych, społecznych, w różnym wieku i z różnymi problemami. Wiele z nich miało za sobą koszmar dorastania w rodzinach patologicznych.
Wygaszanie sierocińca
Zapowiadało się pięknie: ,mama" organizowała wycieczki, pikniki, przebudowała dla dzieci dom, poszła na studia, by spełnić zmieniające się wymogi dla przybranych rodziców, dała podopiecznym nazwisko.
Rodzinnym domem interesowały się media, radni, byli stałymi gośćmi na komuniach, bierzmowaniach, urodzinach. O dzieciach było głośno m.in. dlatego, że nie opuszczały żadnej imprezy charytatywnej, w ten sposób Halina Popiela starała się obudzić w nich wrażliwość na drugiego człowieka.
Ale bardzo szybko mały świat tej posklejanej rodziny zawalił się: zaczęło się od kłopotów z nauką, ucieczek, skarg wychowanków na przybraną mamę wnoszonych do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Halina bywała nawet szantażowana przez podopiecznych: próbowali wymusić jej uległość, strasząc, że poskarżą się w MOPS.
Później były kontrole z urzędu wojewódzkiego, które nie wypadły najlepiej i wreszcie postanowiono, że placówkę trzeba ,wygasić", nie kierując do niej następnych dzieci.
,Mama" w szpitalu
Pracownicy MOPS postawili diagnozę, że przyczyną kłopotów były problemy opiekuńczo-wychowawcze. Ale zdarzają się one przecież w każdej rodzinie, a co dopiero w złożonej z dzieci, które przeżyły dramaty i przechodzą właśnie burzę okresu dojrzewania.
Decyzja o likwidacji rodzinnego domu dziecka podzieliła radnych. Na posiedzeniu komisji ds. rodziny nie wypracowali zgodnego stanowiska.
- Przekonywano nas, że pani Popiela nie panowała nad dziećmi, ale dotarły też do mnie sygnały, że nie otrzymywała ze strony MOPS niezbędnej pomocy - mówi Artur Czernecki, który z Bożeną Jawor i Antonim Rączkowskim wizytował niedawno dom w Zabełczu.
Podczas tej wizytacji, Haliny Popieli już nie było - trafiła do gorlickiego szpitala, jest załamana, nie chce z nikim rozmawiać. Rolę gospodarza pełnił jej mąż Jacek.
Zmiany nazwisk
- Mamy dosyć wspołpracy z MOPS-em, to wszystko było chore... - mówi Jacek Popiela. - Najpierw próbowano nas zmusić, byśmy zlikwidowali dom i stworzyli rodzinę zastępczą. Dzieciom dawano do podpisania dokumenty, do których nie mieliśmy wglądu, a później dowiadywaliśmy się od osób trzecich, że skarżą się na konflikty z Haliną. Poddaliśmy się. Walka nie ma sensu, gdy dyrektorka MOPS otwarcie mówiła od początku, że nie chce, by ten dom istniał. Postawiła na swoim, była silniejsza od nas.
Ostatnia trójka wychowanków pani Haliny - 13-letni Franek, 16-letni Darek i 18-letnia Ula - trafiła do rodzin zastępczych.
- Co z dziećmi, które kiedyś miały nazwisko biologicznych rodziców, później nazwisko przybranej mamy, czy znów mają je zmienić? - pyta przewodniczący Rady Miasta Grzegorz Dobosz. - Przecież zapowiadało się dobrze, w którym momencie i kto popełnił błąd?
- W tym domu nigdy nie działo się dobrze - mówi dyr. MOPS Józefa Pieczkowska.
Iwona Kamieńska
"Gazeta Krakowska" 2004-12-28
Autor: kl