Rozpoczął się XI Jesienny Festiwal Teatralny
Treść
XI Jesienny Festiwal Teatralny w Nowym Sączu rozpoczął się od poranka z Koziołkiem Matołkiem i wieczoru z operą, operetką i musicalem. Najpopularniejsze przeboje przypomnieli artyści Teatru Wielkiego z Łodzi oraz Polskiej Opery Kameralnej. Mamy w tym roku miękkie wejście w festiwalową atmosferę. Zaczęło się od niedzielnego wernisażu naszego kolegi redakcyjnego Jerzego Cebuli. Od lat specjalizuje się on w fotografii muzyków jazzowych, ale ostatnio zaczął się przyglądać twarzom ludzi sztuki w ogóle, w tym także aktorów. Za jego przyczyną, a konkretnie jego nastrojowych fotogramów, festiwalowa widownia postawiła pierwszy krok na teatralnej scenie. W poniedziałek mieliśmy kameralne śpiewy przy pianinie, w konkwencji muzycznego wieczorku u znajomych. Poprowadził go Kazimierz Kowalski, solista łódzkiej opery, dyrektor tejże sceny i równocześnie szef i założyciel własnego przedsięwzięcia artystycznego jakim jest Polska Opera Kameralna. W Nowym Sączu, nad którego pięknem zachwycał się niemal przy każdym wejściu na scenę, śpiewał i zapowiadał swoich młodszych kolegów. Przyjechał z Małgorzatą Kulińską, Krzysztofem Marciniakiem i Andrzejem Niemierowiczem. Akompaniowała im Ewa Szpakowska. Zaprezentowali oni wiązankę arii i operowych, operetkowych i musicalowych, których słucha się zawsze z przyjemnością. Był więc mozartowski Figaro, była moniuszkowska aria z kurantem ze "Strasznego dworu", który według zapowiedzi ma być w przyszłym sezonie wystawiony na sądeckim rynku, był "Skrzypek na dachu". Śpiewacy próbowali nieco rozruszać statyczny program i widownię wspólnymi refrenami. Małgorzacie Kulińskiej, ubranej w nową suknię zakupioną tuż przed spektaklem, udało się porwać do tańca szefa Ośrodka Doradztwa Rolniczego Marka Kwiatkowskiego. Brylował on na scenie bez cienia tremy i co tu powiedzieć - stał się nieoczekiwanie gwiazdką wieczoru. Były też jednak niedociągnięcia. Poza kilkoma niezbyt lotnymi żartami wodzireja wieczoru, denerwował stojący na środku sceny mikrofon. Czyżby sami wykonawcy nie do końca wierzyli w swoje możliwości wokalne? W tej chwili, po ubiegłorocznym remoncie warunki akustyczne w Miejskim Ośrodku Kultury są naprawdę znakomite. Chyba, że miała to być wersja podwieczorku przy mikrofonie. Do południa na dwóch spektaklach bawił pełne sale Teatr Lalek Banialuka z Bielska Białej. Przywiózł drugą część opowieści o Koziołku Matołku spółki Makuszyński - Walentynowicz. Przeniesienie na scenę tego pierwszego chyba w polskiej literaturze komiksu miało takie powodzenie, że reżyserka Lucyna Sypniewska postanowiła zrobić drugie przedstawienie z kolejnych przygód i doprowadzić bohatera szczęśliwie do Pacanowa. Notabene Pacanów koziołkowy istnieje nie tak znów daleko od Nowego Sącza, bo na uczęszczanej przez sądeczan trasie z Tarnowa na Kielce. Powstało widowisko barwne, żartobliwe, z kalejdoskopowo zmieniającymi się scenami, piosenką i zabawą z dziećmi. Koziołek był w nim sympatycznym chłopcem urwisem, nie lękającym się przygód i nowych wyzwań w życiu. Natychmiast zjednał sobie sympatię dzieciarni na widowni. (WCH) "Dziennik Polski" 2007-10-17
Autor: wa