Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rząd obiecuje, a gmina musi płacić

Treść

Władze podkarpackiej gminy Bircza, wspierane przez rodziców, skierowały protest do premiera i ministra edukacji narodowej, w którym domagają się zmiany zasad naliczania subwencji oświatowej dla gmin wiejskich, a co za tym idzie - zwiększenia środków na oświatę. W przeciwnym razie dojdzie do zamykania szkół. W takiej samej sytuacji jest wiele innych gmin w całym kraju. Tymczasem rząd problemu nie widzi, a według ministerstwa edukacji winny obecnej sytuacji jest niż demograficzny i nieprzemyślane działania... samorządów, a nie polityka państwa, czyli oszczędności budżetowe i cięcia wydatków publicznych.
Tylko w tym roku w planach jest likwidacja w kraju ponad 850 szkół, natomiast od początku rządów premiera Donalda Tuska liczba placówek oświatowych, jakie zniknęły z polskiego krajobrazu, głównie z terenów wiejskich, sięga już 2,5 tysiąca. Samorządom postawionym pod ścianą przez rząd brakuje środków na utrzymanie placówek oświatowych. Protesty dyrektorów, nauczycieli i rodziców są mało skuteczne, bo przegrywają z ekonomią.
Coraz więcej samorządów, wójtów i burmistrzów protestuje przeciwko przerzucaniu na barki lokalnych władz wydatków związanych ze szkołami. Subwencja oświatowa wypłacana z budżetu państwa jest od dawna niewystarczająca i gminy muszą dokładać do szkół z dochodów własnych, ograniczając tym sam zwłaszcza nakłady na inwestycje. Poseł Stanisław Ożóg (PiS), krytykując rząd w rozmowie z "Naszym Dziennikiem", podkreśla, że nie wolno oszczędzać na oświacie. - Inwestowanie w oświatę, przede wszystkim w nauczanie dzieci i młodzieży, jest inwestycją może nieefektowną, w czym lubuje się ten rząd, ale bardzo efektywną. Jeżeli myślimy o Polsce, jej przyszłości, to na oświacie, kształceniu młodzieży nie wolno oszczędzać - wskazuje poseł Ożóg.
Tymczasem w typowo rolniczej gminie Bircza (Podkarpacie), gdzie dochody należą do najniższych w kraju, lokalne władze, dyrektorzy szkół, nauczyciele i rodzice skierowali protest do minister edukacji, premiera i parlamentarzystów PO, w którym domagają się zwiększenia środków na oświatę. Protest Birczy poparły m.in. Związek Gmin Bieszczadzkich i Związek Gmin Pogranicza. Józef Żydownik, wójt Birczy, w rozmowie z nami podkreśla, że jest rozczarowany polityką oświatową rządu Donalda Tuska. Przy obecnej wysokości subwencji oświatowej miał do wyboru: zamknąć połowę szkół bądź całkowicie zablokować rozwój gminy. Dla samorządu to praktycznie sytuacja bez wyjścia. - Jako gmina mamy nóż na gardle. Dlatego od 1 września tego roku cztery szkoły: w Kuźminie, Żohatynie, Korzeńcu i Hucie Brzuskiej, zostaną zlikwidowane. Podczas ubiegłej kadencji rokrocznie dokładaliśmy do oświaty po blisko 1,6 miliona złotych rocznie. To dużo, ale jakoś dźwigaliśmy ten ciężar. Natomiast w tym roku dołożyliśmy już 3,2 miliona, podczas gdy dochody własne gminy to 2,2 miliona złotych. Niestety, to przekracza już nasze możliwości. Mało tego - grozi nam bankructwo - tłumaczy wójt Żydownik.
W sytuacji, kiedy gmina zmuszona jest dokładać do oświaty, brakuje środków m.in. na naprawę dróg, kanalizację czy wodociągi. Wójt Birczy zapowiada jednak, że nie ustąpi. - Planujemy protesty pod biurami posłów partii rządzącej, a jak będzie trzeba, ruszymy do Sejmu - deklaruje wójt Żydownik. Podobnie jest w wielu innych gminach Podkarpacia, np. Pilzno ze swojego budżetu dokłada do oświaty 4,5 miliona złotych rocznie, a Brzostek 4 miliony. Ciężar ten sprawia, że wiele polskich gmin w ramach oszczędności podejmuje decyzje o likwidacji szkół.
Rząd zrzuca winę na gminy
Minister edukacji Katarzyna Hall podkreśliła, że zmiany w sieci szkolnej spowodowała zmniejszająca się liczba dzieci w wieku szkolnym. Ponadto winą za likwidację placówek obarczyła samorządy, zarzucając im złą strategię i brak przemyślanej polityki oświatowej. Szefowa resortu oświaty poinformowała też, że MEN przygotowało rozwiązania, które mają ograniczyć proces zamykania placówek szkolnych. Wskazała, że niektóre propozycje dają samorządom możliwość przekazywania szkół innym podmiotom, np. stowarzyszeniom. Przekonywała, że proces likwidacji szkół ograniczy obniżenie wieku obowiązku szkolnego dzieci. Zdaniem minister Hall, zamykanie szkół jest zależne także od cyklu wyborczego, dlatego w okresach kampanii wyborczej samorządy rzadziej decydują się na takie operacje. Ponadto według pani minister, odejście od konieczności pozytywnej opinii kuratora o likwidacji szkoły nie spowodowało zwiększenia liczby zamykanych placówek.
Innego zdania jest jednak opozycja, która nie pozostawia na minister Hall suchej nitki. Poseł Stanisław Ożóg podkreśla, że rząd Donalda Tuska zrzuca wszystko na barki samorządów, a kuratoria wojewódzkie, czyli państwo, obecnie nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za likwidację szkół. - Do 2009 r. stanowisko kuratora było stanowiskiem wiążącym. Bez zgody kuratora nie można było likwidować szkół. Wraz z ustawą, która weszła w życie 19 marca 2009 r., rola kuratora ogranicza się jedynie do opinii, którą samorząd może, ale wcale nie musi brać pod uwagę - przypomina poseł Ożóg. Dodaje, że w ten sposób administracja rządowa zdejmuje z siebie odpowiedzialność w zakresie finansowania oświaty.
Samorządowcy podkreślają, że w informacji rządu zabrakło rzetelnych danych dotyczących potrzeb w zakresie niezbędnego finansowania wydatków na oświatę zarówno na terenach wiejskich, jak i miejskich. Według danych korporacji samorządowych subwencja oświatowa wystarcza zaledwie na pokrycie 79 proc. potrzeb edukacyjnych, a pozostałe 21 proc. na wydatki bieżące pochodzi od samorządów. Bez dodatkowych nakładów szczególnie na terenach wiejskich proces likwidacji szkół będzie się nasilał. Natomiast w tej chwili sytuacja jest taka, że premier Tusk chwali się tym, iż rząd daje podwyżki nauczycielom, a nie wspomina słowem o tym, iż podwyżki muszą tak naprawdę sfinansować samorządy. Bo subwencja oświatowa jest za mała, aby wystarczała na wynagrodzenia pedagogów, utrzymanie szkół (remonty, wydatki na wodę, energię, ciepło, zakup pomocy naukowych itp.) czy inwestycje w unowocześnianie bazy edukacyjnej.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2011-05-17

Autor: jc