Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Rząd służy. Partii

Treść

Mianowanie posła Jarosława Gowina nowym ministrem sprawiedliwości było niewątpliwie największą sensacją przy konstruowaniu drugiego rządu przez Donalda Tuska. Z dwóch powodów: Gowin nie jest prawnikiem, ale filozofem, nie zna specyfiki środowiska prawniczego. Ponadto wydawało się, że akurat pozycja byłego ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego jest na tyle mocna, że pozostanie on na swoim stanowisku. Wszak jeszcze krótko przed wyborami Donald Tusk chwalił Kwiatkowskiego, pozytywnie oceniając jego pracę. Kwiatkowski przygotował ważne projekty reformy prawa karnego i miał podstawy, by sądzić, że będzie miał możliwość kontynuowania swojej pracy. Co więc się stało, że to Jarosław Gowin otrzymał propozycję kierowania resortem sprawiedliwości?
Oficjalnie politycy PO, choć przyznają, że nominacja ich zaskoczyła, powtarzają to, co kilka dni temu mówił o nowym ministrze premier Donald Tusk. - Jarosław Gowin jest bardzo dobrze przygotowany do tego, by objąć funkcję ministra sprawiedliwości. To, że nie ma wykształcenia prawniczego, jest jego zaletą, a nie wadą - stwierdził Tusk. I dodał, że oczekuje od nowego ministra podjęcia działań zmierzających do przeprowadzenia deregulacji prawnej gospodarki. - On ma w sobie gigantyczny zapał, determinację, "pozytywną szajbę", jeśli chodzi o deregulację - obrazował Tusk, a jego partyjni koledzy uznawali to za komplement wobec Jarosława Gowina. Małgorzata Kidawa-Błońska podkreślała, że Gowinowi może udać się reforma sądownictwa, "bo spojrzy na cały resort oczami nieprawnika". - Wtedy uda się usprawnić pracę sądów, abyśmy krócej czekali na rozstrzygnięcia spraw sądowych - podkreśliła Kidawa-Błońska.

Gowin się potknie?
Natomiast w nieoficjalnych wypowiedziach koledzy ministra sprawiedliwości obawiają się, że powołanie Gowina to zabieg Tuska, aby osłabić posła z Krakowa. - Premier chyba nie lubi krakusów, kilka lat temu rozprawił się z Jankiem Rokitą, a teraz wsadza na minę Jarka Gowina - mówi żartobliwie jeden z posłów PO. Ale zaraz podkreśla, że nie jest mu do śmiechu, bo sytuacja Gowina nie jest wesoła. Nasz rozmówca twierdzi, że poseł dostał "ofertę nie do odrzucenia" i musiał przyjąć propozycję objęcia resortu sprawiedliwości. Inaczej groziłaby mu marginalizacja w klubie, a być może w bliskiej perspektywie usunięcie z PO "za niesubordynację".
Działacze Platformy uważają, że premier liczy na to, iż minister Gowin nie poradzi sobie z zadaniem i zostanie szybko zdymisjonowany, a wtedy jego pozycja polityczna będzie bardzo słaba. - Donald Tusk na pewno nie będzie wspierał w rządzie ministra Gowina. Przecież od razu powiedział, że jak Jarosław Gowin nie da rady, "to poszukamy następnego" - mówi jeden z senatorów Platformy. Zauważa, że przecież w poprzedniej kadencji resort sprawiedliwości miał aż trzech szefów, więc premier może tę tradycję zachować. Nasz rozmówca dodaje, że problemów Jarosław Gowin będzie miał aż nadto, trzeba przecież usprawnić funkcjonowanie całego systemu wymiaru sprawiedliwości, a to zwiastuje problemy w relacjach ze środowiskiem sędziowskim i prokuratorskim, które ma przecież wiele postulatów do rządu i swojego ministra, nie tylko płacowych. Ponadto Gowin jest zwolennikiem szerszego otwarcia dostępu do zawodów prawniczych, co także może spowodować spory z innymi grupami zawodowymi.
Prokurator generalny Andrzej Seremet stwierdził otwarcie, że dla ministra sprawiedliwości "wykształcenie prawnicze jest handicapem". - Nieznajomość tego środowiska będzie utrudnieniem - powiedział Seremet, co też nie najlepiej wróży przyszłości ministra Gowina. Jeśli rzeczywiście dojdzie do wybuchu konfliktu na linii prawnicy - minister, to Donald Tusk w imię "poszukiwania porozumienia i troski o spokój w kraju" bez żalu odwoła Jarosława Gowina.
Awans dla posła z Krakowa to dalszy ciąg wewnętrznej rozgrywki Tuska w partii z grupą Grzegorza Schetyny. Były marszałek Sejmu, który ostatecznie nie znalazł się w rządzie, z trudem ukrywa rezerwę wobec drugiego gabinetu Donalda Tuska. Stwierdził, że to rząd autorski, "bardzo mocno napisany przez premiera Donalda Tuska". - To są jego decyzje i odpowiedzialność - powiedział Schetyna, który jednocześnie zapewniał jako lojalny członek PO, że wierzy w sukces tej ekipy. Ale i Schetyna jest w szachu, jeśli bowiem będzie próbował w partii i parlamencie bronić i wspierać swojego politycznego przyjaciela, to Gowinowi i tak na pewno nie pomoże, a i sobie zaszkodzi. Jeśli natomiast opuści Gowina, straci polityczną wiarygodność w oczach "schetynowców" i jego polityczna frakcja może się definitywnie rozpaść. Tak czy inaczej Donald Tusk kontroluje sytuację i to on rozdaje karty i może spokojnie przyglądać się rozwojowi sytuacji.

Test dla Kwiatkowskiego
Dlaczego jednak stanowisko stracił Krzysztof Kwiatkowski? Niezależnie, od kilku polityków Platformy usłyszeliśmy, że były minister sprawiedliwości też padł ofiarą wewnętrznych gierek w partii i zemsty posła Cezarego Grabarczyka. - Dostał prztyczka w nos, żeby się za pewnie nie poczuł - mówi jeden z posłów. Jak wyjaśnia, chodzi nie tylko o dobre notowania Kwiatkowskiego jako ministra sprawiedliwości, ale bardziej o jego bardzo dobry wynik wyborczy. W Łodzi wygrał zdecydowanie wybory i dostał nawet dwa razy więcej głosów niż wicemarszałek Sejmu Cezary Grabarczyk.
- Grabarczyk wmówił Tuskowi, że Kwiatkowski może spróbować na bazie swojej popularności zbudować w PO własną frakcję i lepiej od razu ukrócić takie działania - twierdzi inny poseł. - Tuska straszono nawet tym, że może sobie wyhodować "swojego Ziobrę", i te perswazje odniosły skutek - podkreśla. Wskazuje, że szef rządu będzie teraz testował lojalność i oddanie Kwiatkowskiego. Jeśli poseł z Łodzi się sprawdzi, może liczyć w przyszłości na partyjne awanse. Sam zainteresowany też o tym wie i dlatego stara się nie narażać. Dlatego Kwiatkowski twierdzi, że nie czuje, aby został zdegradowany przez Donalda Tuska, że w Sejmie też będzie miał wiele do zrobienia, a Jarosław Gowin to dobry kandydat na ministra. - Krzysztof jest rozgoryczony. Być może inaczej by to odbierał, gdyby Tusk nie zapewniał go wcześniej, że zostawi go w rządzie. Dlatego przygotowywał już nowe projekty ustaw, szukał też nowych współpracowników do ministerstwa. A tu taka niespodzianka - utrzymuje jeden z jego partyjnych kolegów. Na pociechę Kwiatkowskiemu ma zostać stanowisko szefa komisji kodyfikacji. Zostanie ona niedługo powołana w Sejmie, żeby zajmować się projektami ustaw reformujących prawo karne, które przygotował... minister Krzysztof Kwiatkowski.
Krzysztof Losz


Nasz Dziennik Wtorek, 22 listopada 2011, Nr 271 (4202)

Autor: au