Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ś.p. Franciszek Wolak 16 marca 1951 - 8 listopada 2007

Treść

Wczoraj w godzinach rannych, po kilkumiesięcznym zmaganiu się z okrutną chorobą, odszedł Franciszek Wolak. Twórca sądeckiej szkoły kobiecej piłki ręcznej, wychowawca wielu znakomitych zawodniczek, jednocześnie dyrektor i wychowawca młodzieży w nowosądeckiej Szkole Podstawowej nr 2. Niedawno odbierał w ratuszu nagrodę prezydenta miasta jako jeden z najwybitniejszych tutejszych nauczycieli, a zaledwie dwa tygodnie temu z ławki trenerskiej kierował walczącym w II lidze zespołem swej ukochanej Olimpii, połączonej niedawno z Beskidem, w którym to klubie współoragnizował sekcję dziewczęcego szczypiórniaka. Umarł w wieku zaledwie 56 lat. Czekało nań sporo wyzwań. Przeczuwając zbliżającą się śmierć, zdążył rozdysponować wśród swych następców rozpoczęte działania. Kierowanie szkołą powierzył swej zastępczyni Ewie Pabisz, pieczę nad zawodniczkami - Włodzimierzowi Strzelcowi i Jackowi Gomulcowi. Taki właśnie był: sumienny, systematyczny, niezaniedbujący żadnego z przyjętych zobowiązań, przewidujący. *** Do pracy pedagogicznej trafił jeszcze przed ukończeniem studiów w krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Pierwszym jego miejscem pracy była maleńka placówka w Roztoce Brzezinach, wiosce położonej opodal Rożnowa. - Tamtejsza szkoła podstawowa nie dysponowała żadnym zapleczem, nie było najmniejszego nawet boiska - opowiadał po latach na łamach "Dziennika Polskiego" Franciszek Wolak. - Kiedy więc udało mi się skupić wokół siebie grupkę dziewcząt, które zaraziłem pasją do piłki ręcznej, treningi przyszło nam przeprowadzać między drzewami, na ściółce leśnej oraz na pobliskim pastwisku. I może właśnie te spartańskie warunki ćwiczeń sprawiły, że już po dwóch latach szkolna reprezentacja z Roztoki została mistrzem powiatu nowosądeckiego w kategorii podstawówek. Te dni spędzone nad jeziorem uważam za najszczęśliwsze w swym życiu. Kolejne siedem lat w pedagogicznej biografii ś. p. Franka wypełniła praca w charakterze instruktora w nowosądeckim Młodzieżowym Domu Kultury, ucząc jednocześnie na tzw. godzinach w SP nr 2. - Wkrótce zostałem etatowym nauczycielem w tej szkole - wspominał Wolak. - Młodzież była i jest w niej nadal fenomenalna. To oczywiste, że czyha na nią wiele pokus, świat przecież nie stoi w miejscu. Jeśli jednak potrafi się do uczniów indywidualnie podejść, nawiązać więź emocjonalną, to można wydobyć z nich te najwartościowsze cechy. Tak sobie myślę, że udała mi się ta sztuka i stąd chyba wzięły się późniejsze sportowe sukcesy. 1 września 1991 Wolak został dyrektorem "dwójki". Funkcje tę pełnił nieprzerwanie do swych ostatnich dni. Przyznać trzeba, że za Jego kadencji szkoła przebrnęła w miarę spokojnie przez reformę edukacyjną. Grono pedagogiczne nie dało się ponieść emocjom, potrafiło się odnaleźć w nowej rzeczywistości, wymagającej elastycznego postępowania. - Jak tylko mogłem, uciekałem przed dyrektorskim biurkiem - przyznawał ś. p. Franciszek Wolak. - Bywały takie sytuacje, iż przybyłych do mnie petentów informowano, że dyrektor - owszem, jest, ale... na dachu. Nie bałem się żadnych robót. Naprawiałem rynny, zatykałem przeciekający strop. Któregoś dnia przyszła do mnie córka. Spytała, gdzie jest tato. Sekretarka odrzekła, że "poszedł na żebry". Rzeczywiście, tak było, chodziłem od gabinetu do gabinetu, stukałem do różnych drzwi, by wyprosić od możnych jakieś złotówki na szkołę. I rzadko spotykałem się z odmową. W ten sposób szkoła została doposażona, a najwięcej radości miałem, kiedy oddawaliśmy do użytku nowoczesną, sterowaną komputerowo kotłownię olejowo gazową. Przestaliśmy wyziewami z komina zatruwać środowisko. *** Pozazawodowa pasją Franciszka Wolaka była piłka ręczna. Sam uprawiał ją wyłącznie w szkole podstawowej. Na przeszkodzie w drodze do większej kariery stanęły nienadzwyczajne warunki fizyczne. Nie ukrywał, że był na punkcie szczypiórniaka z lekka zwichrowany. Kiedy więc rozpoczął pracę w szkole, zajęcia z wuefu zdominowała piłka ręczna. Powiedział sobie: - Skoro sam nie mogłeś zostać zawodnikiem, to przekaż swą wiedzę innym. Pierwszy ogólnopolski laur zdobył z Beskidem w Radomiu, podczas Igrzysk Młodzieży, gdzie jego podopieczne sięgnęły po brązowe medale. Wkrótce trzecie miejsce zamienił w Częstochowie na pierwsze, wywalczając pierwsze w historii Nowego Sącza złote medale mistrzostw Polski w grach zespołowych. Później Beskid dwukrotnie wygrywał ogólnokrajową rywalizację w kategorii Międzyszkolnych Klubów Sportowych. Awansował również do drugiej ligi seniorek. Po okresie kilkuletniego rozbratu z piłką ręczną przeniósł się z Beskidu do twozrącej sie właśnie Olimpii. Przed rokiem jego zawodniczki wywalczyły w Gdańsku mistrzostwo Polski juniorek starszych. Nikt wówczas nie przewidywał, że będzie to ukoronowanie trenerskiej kariery zmarłego wczoraj szkoleniowca. *** Franciszek Wolak wiedział, że jego organizm trawiony jest przez bezlitosnego raka. Zwlekał z leczeniem, poddał się mu zbyt późno. Ważniejsze były dlań kończące się rozgrywki ligowe, obowiązki w szkole. Świadomość nieuchronnego nie zabijała jednak w Nim życiowego entuzjazmu, zdumiewającej pogody ducha, niewyczerpanej - zdawać by się mogło - energii. Śmierć trenera i pedagoga, mimo, że przecież należało się z nią liczyć, była dla Jego współpracowników szokiem. Kiedy staraliśmy się z nimi wczoraj kontaktować, w słuchawce nieodmiennie brzmiało: - To niemożliwe, przecież jeszcze kilka dni temu... *** Zmarły pozostawił kochającą żonę Annę, osierocił studiujące dzieci - Joannę i Bartka. W przywoływanym wywiadzie dla "DP" Franciszek Wolak przyznawał: - Wiem, że właśnie rodzina miała prawo sądzić, że jest przeze mnie trochę zaniedbywana. W końcu, w bólu i męce zrozumiała jednak, że piłka ręczna to moja pasja, bez której żyć po prostu nie potrafię. I jestem jej za to serdecznie wdzięczny. DANIEL WEIMER Msza św. żałobna w intencji spokoju duszy ś. p. Franciszka Wolaka odprawiona zostanie w sobotę, 10 listopada o godz. 10 w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się tego samego dnia o godz. 12 na cmentarzu komunlanym w Nowym Sączu "Dziennik Polski" 2007-11-09

Autor: wa