Sądecki zamek
Treść
Budowę murowanego zamku ponoć zawdzięcza miasto swemu "locatorowi", czyli Wacławowi II Czeskiemu, który wzniósł go w miejscu istniejącej już wcześniej, drewnianej strażnicy. Śladów jej do dziś co prawda nie znaleziono, ale i... nie szukano. Zamkowych terenów bowiem nigdy dotąd nie dotknęła łopata archeologa.
Szkoda: może badania potwierdziłyby podanie, że sądecką fortalicję wzniesiono przy użyciu kamieni pochodzących z grodu w Naszacowicach? A może był to wiślański gródek, których kilkanaście znajdowało się na naszej ziemi? A może wznieśli go wójtowie Arnold i Bertold z bracią, którzy na 72 łanach ziemi od króla Wacława otrzymanej założyli nowe miasto, długo jeszcze zwane Kamienicą?
Nie wiemy. Zbyt dawne to czasy i na takie pytania odpowiedzieć mogą tylko archeologowie. Czeka więc na nich sądecki zamek, czeka i samo miasto, które w ciągu wieków licznymi klęskami trawione, właśnie pod ziemią przechowało najstarsze świadectwa swej dawności.
Być może sprawdzona wierność sądeczan sprawiła, że władca - ktokolwiek nim był - opasując Sącz murami, nie odgrodził zamku, siedziby swego namiestnika, od miasta, którego mieszkańcom zaufał. Na ogół bowiem zamki były osobnymi twierdzami, oddzielonymi od miast - zawsze przecież możliwych buntowników. Sądecki jednakże był otwarty - był częścią jego systemu obronnego. Chciał żyć - i żył razem z miastem. I dzielił jego los.
Miłujący tę ziemię Jan Wiktor pisał: "Zapewne w przeszłości wznosiło się tu drewniane dworzyszcze, na którego Kazimierz Wielki wydźwignął budowlę obronną na skale, spiętrzył ją dwoma basztami i wieżą, drzwi opatrzył ostrymi łukami, a nad izbami rozpiął kute w kamieniu żebra, dźwigające gotyckie sklepienie".
Jak więc było - nie wiemy. Prawdopodobnie dzieje sądeckiego zamku rozpoczęły się wcześniej, niż to dotychczas zakładano.
W pierwotnym (nieznanym nam bliżej kształcie), sądecki zamek przetrwał do pożaru w 1611 roku. Miał wówczas jedną wieżę, dwie baszty i budynek o 25 komnatach, wielokorotnie goszczących królów polskich (od Łokietka, aż po Jana III Sobieskiego) oraz najwybitniejsze postaci Rzeczpospolitej.
Po odbudowie w latach 1611 - 1615 nadano mu kształt renesansowy i rozbudowano, liczył on już ok. 40 komnat. Początek końca rozpoczął się jednak wkrótce, bo wraz z najazdem Szwedów, a zniszczenia wojenne pogłębiły pożary w 1768 i 1769 roku. Proces postępującego upadku próbował w 1793 r. zahamować rząd (już austriacki), który urządził w zamku magazyny wojskowe.
W 1831 roku Żegota Pauli pisał: "Wjazd do zamku przez bramę wielką, wewnątrz dziedziniec szeroki, na którym nieraz kruszono długie drzewce [tj. walczono na kopie], i studnia głęboka. Gmach duży, wysoki, z którego dziś spodnia część i jedno piętro pozostało, służył za pomieszkanie; sale, mianowicie dolne, są obszerne; powyrzucano z nich niedawno marmurowe kominki, a po śladach dawnych malowideł rozpina pająk spokojnie swoją tkankę. Mury za gmachem znacznej grubości, wysokości, kończą się u wierzchu cieńszym murem z porobionymi dziurami do strzelania, koło których żołnierze wygodnie stać mogli. Z jednego rogu wieża czterograniasta, mająca w górze różne architektoniczne ozdoby. Jest także ku zachodowi druga podobna, lecz do połowy zniesiona wieża".
Zwiedzający miasto w 1880 roku krakowski geograf i krajoznawca, Bronisław Gustawicz, pisał: "Od strony miasta mnóstwo nikczemnych bud i klitek przyczepiło się do murów zamkowych. Czas strawił całą świetność tego zamku, w którym królowie przemieszkiwali i cesarze gościli, a ręka ludzka dokonała reszty. Dzisiaj kanały i nieczystości dokoła otaczają zamek".
W latach międzywojennych zamkowe pomieszczenia poddano renowacji, w 1938 roku otwarto w nich muzeum. W 1945 roku, w przeddzień zajęcia miasta przez Armię Czerwoną, potężna eksplozja rozszarpała tę najcenniejszą pamiątkę miasta, obracając ją w ruiny. Wiemy, kto podłożył miny. Do dziś jednak nie umiemy odpowiedzieć na pewno - po co?
Nowosądecki zamek był nietypową budowlą, wkomponowaną w miejskie mury obronne i najpewniej otwartą od strony miasta. Możliwe jest jednak, że choćby ze względów porządkowych, istniał jakiś rozgraniczający mur z bramą. Trudno jednak powiedzieć na ten temat coś bliższego.
Od zachodu i północy zamku bronił dodatkowy łańcuch murów, zawalonych na skutek ich podmycia przez powódź w 1812 roku. Nie pozostał po nich żaden ślad.
W latach powojennych zabezpieczono ocalałe fragmenty murów, uporządkowano teren, odrestaurowano Basztę Kowalską. Kolejne prace rozpoczęto w początku lat 70. Odrestaurowano wówczas fragment muru obwodowego.
Od początków lat 80. co jakiś czas odradza się idea odbudowy zamku. Bliska sercu sądeczan, ale chyba trudna do spełnienia, przynajmniej w najbliższej przyszłości, ze względu na olbrzymie koszty. Policzmy: niezbędne prace archeologiczne, dokumentacja, prace ziemne, budowlane, wykończenie, wyposażenie...
Szkoda. Sądecki zamek, bytnością tylu wielkich w naszej historii ludzi wsławiony, chyba na zawsze pozostanie ruiną.
Jacek Zaremba
" Dziennik Polski" 2005-02-11
Autor: ab