Sandecja - Hutnik Kraków 2-0
Treść
Stara piłkarska prawda głosi, że nie sztuka wygrywać, kiedy drużyna prezentuje nadzwyczajne umiejętności, wszystko się jej udaje, a na dodatek rywal jest kiepski. Prawdziwa wartość zespołu objawia się w sytuacjach dla niego krytycznych, kiedy musi przełamać własną słabość, mimo to stawia na swoim, udowadniając wyższość nad konkurentem. Jeśli przyjąć za pewnik założenia powyższej tezy, wypadałoby obwieścić, że Sandecja tworzy dojrzałą, może nawet klasową ekipę, na której można polegać. Rzucało się bowiem w oczy, że w sobotniej potyczce z Hutnikiem było momentami sądeczaonom wyraźnie pod górkę, że - mimo ogromnych starań - nie wszystko w skonstruowanej przez Artura Sejuda maszynerii trybiło jak należy. Biało czarni zainkasowali jednak komplet punktów, za co spotkali się z zasłużonym ze wszech miar aplauzem zakochanych w swym klubie kibiców. Wśród klaszczących głośno w dłonie uradowanych widzów znalazł się również prezydent Nowego Sącza Ryszard Nowak. Z jego oblicza aż kapała satysfakcja. Dobrze to wróży stuletniej wkrótce Sandecji. Dawno, może nawet nigdy, nie miała ona tak silnego wsparcia w ratuszu. Tę korzystną koniunkturę należy do maksimum wykorzystać. Szczęśliwie, przynajmniej do soboty, piłkarze w koszulkach w biało czarne pasy czynią wszystko, żeby na sympatię, nie tylko możnych tego miasta, zasłużyć. Tylko tak trzymać! (DW) Drużyny pod lupą Sandecja: Bodziony 7, Polański 6, Frohlich 8, Kandyfer 7, Damasiewicz 7, Szczepanik 8, Orzechowski 7, Bartkowski 0 (ukarany czerwona kartką), Zachariasz 6, Gryźlak 7, Zawiślan 6. Wystąpili ponadto: Nieć, Wańczyk, Rysiewicz i Nowak - niesklasyfikowani. Kolejarz: Noty, zresztą identyczne, swym podopiecznym wystawił trener Mirosław Hajdo: Pyskaty 8, A. Basta 8, Księżyc 8, Sierant 8, Kalinowski 8, D. Basta 8, Prokop 8, Stefanik 8, Wieczorek 8, Bałuszyński 8, Dudziński 8. Po przerwie na boisku pojawili się również: Giesa, Haftkowski, Drąg i Szymczyk - niesklasyfikowani. Powiedzieli "Dziennikowi Polskiemu" Paweł Szczepanik, zdobywca bramki dającej Sandecji prowadzenie: - Przeżyłem chwilę ogromnej radości, kiedy piłka po moim strzale wpadła do siatki. Natychmiast pobiegłem do fanów, dziękując im za doping. Jestem szczęśliwy, że na powrót gram dla Sandecji. To mój klub i tak już pewnie na zawsze pozostanie. Atmosfera w drużynie jest znakomita, a początek sezonu wręcz wymarzony. Obiecuję, że nie spoczniemy na laurach. Chcemy wygrywać dla naprawdę świetnych kibiców, a dzisiejszego gola dedykuję Tomkowi Szczepańskiemu i Markowi Zagórskiemu, którzy zakończyli właśnie karierę w Sandecji. Jano Frohlich, podpora defensywy: - Kilka razy musiałem krzyknąć na swych młodszych kolegów, bowiem był taki moment w drugiej połowie, że zbyt głęboko cofnęliśmy się. Poskutkowało. W efekcie mamy trzy punkty i liderujemy w tabeli. Niezmiernie cieszę się, że odkąd powróciłem do Sandecji, nie przegraliśmy meczu. Satysfakcji dostarcza mi również fakt, że sprawiamy radość kibicom. Zaczyna być tak, jak w czasie, kiedy przychodziłem do nowego Sącza: miasto zaczyna żyć Sandecją. Do znudzenia będę więc powtarzał, że warunkiem odniesienia sukcesu jest wyzbycie się minimalizmu. Powinniśmy stawiać przed sobą jak najwyższe cele i czynić wszystko, by je zrealizować. Osobiście jestem optymistą. Michał Gryźlak, skuteczny wykonawca rzutu karnego: - To mój trzeci gol w czwartym jesiennym meczu Sandecji. Wszystkie zdobyłem z rzutów karnych. Największą nerwówkę przeżyłem przed drugą jedenastką w spotkaniu z Resovią. Tym razem byłem raczej pewny swego. Ani chwili nie wahałem się, strzelając we wcześniej upatrzony lewy róg bramkarza Hutnika. Co dalej? Świetny początek został zrobiony. Wypada teraz pójść za ciosem. Wygląda na to, że w naszej grupie każdy zespół może wygrać z każdym. Przed sezonem założyliśmy sobie awans do drugiej ligi i plan ten nie uległ zmianie. Jarosław Kandyfer, po faulu na którym Sandecja zdobyła z karnego drugiego gola: - Kiedy rzuciłem się szczupakiem do dośrodkowanej z rzutu wolnego piłki, obrońca Hutnika złapał mnie w pół, powalając na murawę. Faul był więc, przynajmniej w moim odczuciu, ewidentny i sędzia nie mógł nie podyktować rzutu karnego. Natomiast nie wiem, czy rywal zasłużył na czerwoną kartkę. Zresztą, gdyby nawet ujrzał tylko żółtą, to i tak musiałby opuścić boisko, jako że sekundy wcześniej ukarany został pierwszym "żółtkiem". (DW) "Dziennik Polski" 2007-08-27
Autor: wa