Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Śmiech w operze

Treść

NOWY SĄCZ. "Cyrulik sewilski" w "Sokole"

Opera Krakowska przyjechała w niedzielę do nowosądeckiego "Sokoła" z "Cyrulikiem Sewilskim" Rossiniego, wzbudzając aplauz, jakiego dawno nie było na spektaklach operowych w Nowym Sączu. Przede wszystkim zespół stanął na wysokości aktorskiego zadania, by rozbawić, nie zapominając, że to opera i śpiewać też trzeba, a może przede wszystkim. A pomyśleć, że kiedyś widzom w opowieści o jednym z najsławniejszych służących w dziejach teatru wcale do śmiechu nie było.

- Panie Beaumerchais, pan tu jakiś groźny ferment społeczny wprowadza w tych swoich sztukach. Pan zapomina, że wyciągnąłem pana za uszy z zakładu zegarmistrzowskiego i nie bardzo mi się podobają te pańskie plebejskie ciągoty. Kreujesz pan na bohatera sługę, który za nos wodzi wyższe sfery. Gotów nam spłatać jakiego figla, gdy się lud w nim rozkocha - takie słowa mógł z powodzeniem wygłosić Ludwik XV do Augustina Beaumarchais, autora "Cyrulika Sewilskiego" oraz "Wesela Figara" i miałby rację. Te sztuki były zapowiedzią francuskiej rewolucji, a Figaro jej duchowym wodzem. Ludwik XVI, zanim spadła jego głowa, powiedział: to ohydne, nie pozwolę tego grać. Danton stwierdził wręcz, że Figaro zabił szlachtę, a Napoleon miał się wyrazić o komediach Beaumarchais'a, że to rewolucja już w czynie. Obie sztuki, które właściwie są dwiema częściami tej samej opowieści, były tekstami, jak to się dziś mówi, kultowymi. Rossini pochwycił "Cyrulika", by zrobić z tego operę. Uczynił to równocześnie z innym zapomnianym kompozytorem. Obie premiery zbiegły się w czasie, doszło do skandalu, Rossini musiał zmykać z teatru w trakcie pierwszego spektaklu wygwizdany przez zwolenników konkurencji. Obu na długo przykrył czapką Mozart, komponując operową wersję "Wesela Figara". I to by było na tyle z awanturami wokół Figara.

W krakowskiej wersji raz daje poważnie do zrozumienia, kto tu naprawdę rozdaje karty, śpiewając nad szczęśliwie przez siebie skojarzonymi Almavivą i Rozyną: "Patrzcie, na co mnie stać". W reżyserii Sławomira Żerdzickiego i osobie Andrzeja Bieguna, Figaro jest jednak dobrotliwy i jowialny. Może i słusznie. Rewolucja nam chwilowo nie grozi. Za to na pierwszy plan wysuwa się rola Almaviwy granego i odśpiewanego błyskotliwie przez Aleksandra Zbigniewa Pinderaka. Kiedy buńczuczny, podpity wchodzi do domu swej ukochanej w przebraniu żołnierza, wymachując szpadą gnie ją w pół na krawędzi stołu, widownia wybucha śmiechem, który towarzyszy już bohaterem do końca przedstawienia. Bravissimo!

(WCH)

"Dziennik Polski" 2005-12-06

Autor: ab