Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Śmierć na drodze

Treść

NOWY SĄCZ. W Sądzie Okręgowym w Nowym Sączu rozpocznie się za kilka tygodni proces w sprawie zabójstwa 21-letniego mieszkańca Florynki, koło Grybowa, który zginął ugodzony nożem w pierś. Na ławie oskarżonych zasiądzie 49-letni S.M., sąsiad zamordowanego. Nie przyznaje się do popełnienia zbrodni.



21-latek zginął w nocy z 18 na 19 czerwca. Policjanci znaleźli go na ruchliwej drodze Grybów-Krynica. Miał m.in. rozległą ranę kłutą na piersi. Biegli stwierdzili, że bezpośrednią przyczyną jego śmierci był krwotok do worka osierdziowego. Badania krwi pobranej od zmarłego wykazały, że miał 0,8 promila alkoholu.


Jeszcze tej samej nocy funkcjonariusze zatrzymali nietrzeźwego mieszkańca Florynki, podejrzewanego o to zabójstwo. W zabudowaniach S.M. policjanci znaleźli w nich m.in. jego ubranie zaplamione krwią oraz nóż myśliwski.


Jak wynika z aktu oskarżenia, grupka młodych ludzi, wśród których była również przyszła ofiara, spotkała się nieopodal jednego ze sklepów. Niektórzy pili piwo. Nagle pojawił się tam również S.M. Po zamknięciu sklepu młodzi przenieśli się na pobliski przystanek autobusowy. Około północy zauważyli S.M. idącego drogą. Nie odzywał się do nich. Prowadzący sprawę ustalili, że wracał od sąsiada, gdzie, wraz z innymi mężczyznami pił alkohol. 21-latek zobaczywszy S.M. miał krzyknąć w jego stronę. Ten w ogóle nie zareagował. Chłopak wsiadł na rower kolegi i pojechał za sąsiadem. Po chwili jeden z kolegów ofiary, stojący przed przystankiem zauważył w świetle nadjeżdżającego samochodu zarys sylwetek, które - jego zdaniem - szarpały się. Pobiegł w tamtą stronę i po chwili zobaczył swój rower, a w oddali leżącego na jezdni kolegę, który nie reagował na wołanie. Zaraz potem dotarli tam inni koledzy. Kiedy zorientowali się, że stan chłopaka jest poważny, wezwali pogotowie.


S.M. nie przyznał się do zabójstwa. Podczas przesłuchania, kilka godzin po zatrzymaniu wyjaśniał, że kiedy wracał do domu od sąsiada został nagle zaatakowany przez nieznane mu osoby, które go biły i kopały. Udało mu się uciec na pastwisko, ale kiedy znów wyszedł na drogę, znów dopadła go 4-osobowa grupa, wśród której miała być także kobieta. Kiedy napastnicy ruszyli w jego stronę, wyciągnął nóż i wymachiwał nim. Pierwszy podjechał mężczyzna na rowerze i doskoczył do niego. Gdy się przewrócili, zaatakowali go następni napastnicy. Podczas przesłuchania przed prokuratorem zmienił częściowo swoje wyjaśnienia. Stwierdził, że grupa mężczyzn go wyzywała, a nie biła. Kiedy zszedł z pastwiska na jezdnię, miał dojechać do niego na rowerze jeden z napastników. Ubliżając mu, miał się na niego rzucić i uderzyć w ucho. S.M. wyciągnął nóż i zaczął się cofać. Napastnik zaczął go dusić i ciągnąć za włosy. Obaj przewrócili się na ziemię. Do szamoczących dobiegła grupa, a dwóch mężczyzn rzuciło się na S.M. Udało mu się jednak wyswobodzić i dotrzeć do domu.


Oskarżony nie umiał wyjaśnić, w jaki sposób na ciele zmarłego powstały stwierdzone obrażenia. Wykluczono, że przed szamotaniną z chłopakiem S.M. był bity przez inne osoby. Biegli stwierdzili, że S.M. w czasie popełnienia zarzucanego mu czynu miał ograniczoną w stopniu znacznym zdolność pokierowania swoim postępowaniem. (MIGA)

"Dziennik Polski" 2005-01-24

Autor: ab