Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Straciliśmy wszystko

Treść

W Kolonii Szczekarków, zaraz za mostem na rzece Chodelce, droga prowadząca z Karczmisk do Wilkowa nagle się ucina. Asfalt sięga wału ułożonego z worków z piaskiem, za którym rozciąga się wielka woda. Co chwila odpływa kolejna motorówka ze strażakami, powodzianami i prowiantem, znikając wśród zanurzonych w wodzie domów i ciągle jeszcze zielonych sadów. To rzeczywistość czterotysięcznej gminy Wilków zamienionej za sprawą wyrwy w wiślanym wale w gigantyczne jezioro.
Gmina Wilków została zatopiona w ponad 90 procentach przez wodę z Wisły po przerwaniu w miniony piątek wału w Zastowie Polanowskim. Wyrwa, która miała najpierw kilkadziesiąt metrów, stale się powiększa i obecnie liczona jest w setkach metrów. Również dopływ Wisły - rzeka Chodelka, na skutek tzw. cofki w miejscowości Dobre przekroczyła dzień później poziom obwałowań i zatopiła kolejne wsie. Przerwanie wałów nastąpiło nocą na uznawanym za bezpieczny odcinku wałów i zaskoczyło mieszkańców gminy zaabsorbowanych uszczelnianiem innych części obwałowań.
- W piątek w nocy utykaliśmy workami z piaskiem przystanek PKS, żeby woda nie wylała się z rowu - opowiada Roman Bigos ze Szczekarkowa.
- Wtedy przerwało wał w Zastowie. Powstał wielki szum. Sam nie wiem, kiedy woda mnie dogoniła. Choć Szczekarków leży ok. 5 km od Wisły, a ja jechałem rowerem, gdy znalazłem się przy domu, woda sięgała mi do połowy łydki. Rano wszystko już było pod wodą - opowiada mężczyzna.
W Kolonii Kłodnica, gdzie mieszka Zdzisław Czapla, woda pojawiła się pół godziny później niż w Szczekarkowie.
- Zaczęło się w piątek przed godz. 23.00. Po paru godzinach cały parter był zalany. Teraz jadę zobaczyć, czy woda nie wlała się na piętro. Ludzie mówią, że złodzieje grasują - niepokoi się pan Zdzisław.
Dramatycznie wspomina feralną noc Kazimierz Kania ze Szczekarkowa.
- Był wielki huk, gdy wodę zaczęło wybijać z piwnicy. Musieliśmy uciekać wyżej, a woda cały czas się podnosiła. Meble co lżejsze wynieśliśmy na górę, pod cięższe stawialiśmy skrzynki. Ale i tak skończyło się tym, że wszystko pływa - mężczyzna nie kryje emocji. Rodzinę Kazimierza Kani ewakuowano do szkoły w Karczmiskach, ale on sam został w zatopionym domu, by dokarmiać zwierzęta.
Strażacy i wojsko
W akcji powodziowej na terenie województwa lubelskiego bierze udział ok. 900 strażaków niemal z całej Polski, 230 żołnierzy, funkcjonariusze straży granicznej, policjanci i psychologowie. Na miejscu pracują inspektorzy weterynaryjni i sanitarni. W akcji biorą również udział więźniowie. Ewakuowano ponad 1,5 tys. mieszkańców; najwięcej, bo ponad tysiąc, z gminy Wilków.
Marian Ostrach z Rogowa pomagał wojsku w nocnej akcji ewakuacyjnej.
- Wojsko przyjechało aż z Gdańska, nie znali terenu, więc byłem za pilota - opowiada. - Napór wody był tak duży, że koło Wilkowa naszą amfibię nurt zepchnął na krzaki i drzewa. Pierwszym razem wzięliśmy 39 osób. Amfibia jest wysoka i starsi ludzie nie radzili sobie z wejściem. A już najbardziej żal było dzieci. Strasznie przygnębione, na amfibii był jeden szloch i płacz.
- Czegoś takiego jeszcze nie widziałem - mówi jeden ze strażaków z Poznania. - Na wystających z wody dachach domów psy, koty, zwierzęta gospodarskie, na drzewach lisy. Dużo padłych zwierząt. Tu się dopiero zacznie tragedia i wielka praca, jak ta woda zejdzie i to wszystko zacznie gnić po krzakach.
Szacuje się, że powodzian, którzy zostali w zalanych domach w ponad 20 wsiach na terenie gminy Wilków, jest więcej niż 2 tys., choć nikt nie posiada dokładnych danych.
- Nie ma już zbyt wielu osób chętnych do ewakuacji - ci, którzy chcieli, opuścili swoje domostwa - mówi starszy brygadier Witold Zborowski, zastępca komendanta miejskiego Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie, dowódca na odcinku Kolonia Szczekarków. - Nie mamy bezpośredniego kontaktu z osobami, które ewentualnie są w potrzebie, tylko poprzez patrole łodzi i telefonicznie. Po uzyskaniu takich informacji dostarczamy żywność, wodę pitną, gdy trzeba, ewakuujemy ludzi lub zwierzęta. Całość wyżywienia i zaopatrzenia w podstawowe artykuły zarówno dla służb ratowniczych, jak i poszkodowanych organizuje Urząd Gminy Wilków i starostwo powiatowe - dodaje.
Rzeczywiście, z zaimprowizowanego portu na skraju rozlewiska w Kolonii Szczekarków co chwila wypływają łodzie załadowane wodą mineralną, workami z chlebem, konserwami, środkami czystości.
Choć służby zaangażowane w akcję powodziową twierdzą, że sytuacja daleka jest od opanowania i w każdej chwili możliwe jest kolejne przerwanie wałów, to jednak wyraźnie widać, że poziom wody w zalanej gminie Wilków systematycznie się obniża.
- Woda opada, choć nie tak szybko, jak byśmy sobie tego życzyli - potwierdza Witold Zborowski. - Z tego powodu coraz trudniej się pływa. Ulegają uszkodzeniu głównie silniki łodzi.
Na pieniądze trzeba będzie poczekać
W Rogowie, położony najbliższej Wilkowa niezalanej wsi, gdzie w miejscowej szkole schroniło się ok. 300 powodzian, znajduje się centrum kryzysowe. W jednej z sal lekcyjnych zorganizowano magazyn odzieży dostarczanej do Rogowa dosłownie z całej Polski. Tu śpi część ludzi kierujących akcją i wojsko. Pozostali powodzianie rozlokowani są w szkołach w Karczmiskach, Podgórzu, Dobrem i Opolu Lubelskim. Na razie sztab realizuje w zasadzie wszystkie potrzeby powodzian, ale wiadomo, że obecnie ograniczają się one do zaspokojenia głodu, zaopatrzenia w ubranie czy transportu do zalanych domów.
- Straciłem w zasadzie wszystko - mówi Roman Bigos. - Cały warsztat pracy, narzędzia, traktor pod wodą. Remont generalny trzeba będzie pewnie robić. Zobaczymy, jak zejdzie woda. Żeby tylko mury nie zaczęły pękać. Mam stary dom i nowy, jeszcze nieukończony. Jeden i drugi pod wodą - wylicza.
Wielu ludzi zgromadzonych nad rozlewiskiem nie chce mówić o swoich stratach.
- Co tu opowiadać, 6 tys. złotych pomocy to jest nic, lekko licząc, mam dwa lata do tyłu - mówi zrezygnowany młody mężczyzna.
Urząd Wojewódzki w Lublinie poinformował, że wystąpił już do ministra spraw wewnętrznych i administracji o 12,5 mln zł na bezzwrotne zasiłki dla ponad 2 tys. powodzian z całej Lubelszczyzny. Ale gdy dokładnie wczytać się w treść komunikatu, to okazuje się, że pomoc dla powodzian ma wynosić nie 6 tys. złotych dla każdej zalanej rodziny, ale "może wynieść do 6 tys. złotych". Oznacza to, że nie wszyscy powodzianie dostaną całą kwotę. Nieprędko też otrzymają ten zasiłek.
Gmina Wilków zgłosiła zapotrzebowanie na zasiłki dla 1900 rodzin dotkniętych powodzią. Jednak na pytanie, kiedy powodzianie otrzymają pieniądze, panie z centrum kryzysowego rozkładają ręce i odpowiadają: "Trudno powiedzieć".
- Komisja będzie musiała dojść do każdego domu, przeprowadzić wywiad środowiskowy, wydać decyzję i dopiero w ślad za tym pójdą pieniądze - mówi Krystyna Szałas, kierownik ośrodka opieki społecznej, której zarówno dom, jak i biuro znajdują się w zalanej części gminy Wilków. - Procedurę będzie można rozpocząć dopiero wtedy, gdy woda ustąpi i ludzie wrócą do swoich domów - podkreśla.
Trudno powiedzieć, czy to cała pomoc, na którą mogą liczyć powodzianie.
- W miarę posiadanych środków własnych będziemy starali się wypłacać zasiłki celowe na żywność, odzież. Potrzeby nie skończą się przecież za miesiąc czy dwa, lecz utrzymają się co najmniej do końca roku - twierdzi Krystyna Szałas. - Jeśli będziemy posiadać środki, to wspomożemy też jakieś drobne remonty - dodaje.
Adam Kruczek,
Kolonia Szczekarków, Rogów

Aby pomóc powodzianom, można dokonać wpłaty na konto Caritas Archidiecezji Lubelskiej:
Pekao SA V O/Lublin
46124015031111 0000 1752 8351, z dopiskiem "Powódź".
Nasz Dziennik 2010-05-26

Autor: jc