Strajk piłkarzy Sandecji
Treść
NOWY SĄCZ. Zawodnicy Sandecji nie przystąpili wczoraj do treningu. Zapowiedzieli, że na boisku pojawią się dopiero w środę
Przygotowujący się do wiosennej rundy sezonu 2005/2006 piłkarze trzecioligowej Sandecji nie przystąpili wczoraj do treningu. Zapowiedzieli, że nie będą uczestniczyć również w dzisiejszych zajęciach. Na boisku pojawią się dopiero w środę, by stoczyć zaplanowane na ten dzień spotkania sparingowe z Unią Tarnów i z Dunajcem. W ten sposób zawodnicy protestują przeciwko znacznym zaległościom w wypłacaniu im poborów, a także organizacyjnemu bałaganowi panującemu w klubie.
Już w piątek gracze ostrzegali, ze jeśli po sobotnich zawodach kontrolnych nie usłyszą z ust któregoś z prezesów jasnej informacji, kiedy mogą spodziewać się pieniędzy, przynależnych im jeszcze za listopad 2005 r., przystąpią do strajku. Liczyli, że działacze spotkają się z nimi najpóźniej przed poniedziałkowym treningiem. Na stadionie przy ul Kilińskiego nie pojawiła się jednak żadna kompetentna osoba. W tej sytuacji, nie rozpoczynając zajęć, rozeszli się do domów.
- Rozumiem rozgoryczenie chłopaków i w pełni solidaryzuję się z ich decyzją - przyznaje trener trzecioligowców Janusz Pawlik. - Wszyscy przecież mają jakieś potrzeby, pieniądze potrzebne im są na życie. I tak podziwiam zawodników: długo byli wyrozumiali, angażowali się w treningi, udowadniając, że są wyjątkowo mocno przywiązani do barw klubowych. W końcu ich cierpliwość się wyczerpała. Tylko poprzez odstąpienie od codziennych ćwiczeń mogą zwrócić na siebie uwagę. Bo jak dotąd nie wiedzą, z kim mają rozmawiać w sprawie kontraktów, a ich przyszłość rysuje się nadzwyczaj mgliście.
- Nie wiem, co będzie, jeśli do środy sytuacja się nie wyjaśni - kontynuuje Janusz Pawlik. - Dwa dni przerwy w przygotowaniach tragedii jeszcze nie czynią, ale jeśli strajk przedłuży się, wówczas zachwiany zostanie precyzyjnie opracowany plan treningowy.
Wirtualne pieniądze to nie jedyne zmartwienie w sekcji piłki nożnej. Okazało się nagle, że za darmowo przeprowadzane dotąd przez dr. Stefana Zdeba okresowe badania piłkarzy, trzeba będzie teraz płacić. I to niemało: po 25 zł za osobę.
- Doktor Zdeb od niepamiętnych czasów bezinteresownie służył Sandecji - kontynuuje Pawlik. - Z własnej kieszeni wyłożył mnóstwo gotówki na urządzenie gabinetu w budynku klubowym. Tymczasem, na czas trwania poboru do wojska, w sposób bezceremonialny został ze swego pomieszczenia usunięty. Sytuacja taka zaistniała zresztą nie po raz pierwszy. Dotąd doktor jakoś to znosił. Tym razem powiedział: dość. I ja mu się wcale nie dziwię. Podobno decyzję o zwolnieniu przez niego gabinetu narzucił Urząd Miasta. Dyrektor obiektu Roman Rzymek był tylko wykonawcą tego postanowienia. Dobrze przynajmniej, że udało się załatwić kilkanaście par butów piłkarskich, tzw. śniegówek. Ale "korków" na normalne, trawiaste murawy, jak dotąd nie było, tak nadal nie ma.
- Posunęliśmy się do ostatecznego kroku, ponieważ innego wyjścia już po prostu nie mieliśmy - mówi Janusz Świerad, kapitan zespołu Sandecji. - Chodzi nam przede wszystkim o to, żeby bardzo ważne osoby w ratuszu oraz w Radzie Miasta przypomniały sobie o istnieniu stuletniego bez mała klubu. Klubu, który tworzą przecież ludzie. Ludzie, czyli również my - piłkarze. Tymczasem czujemy się kompletnie zlekceważeni, pozostawieni samym sobie. Tak, jak byśmy nie istnieli. Do zaplanowanych na środę sparingów przystąpimy, choćby dlatego, żeby okazać szacunek dla rywali, z którymi gry kontrolne zakontraktowane były dużo wcześniej. Mimo wszystko nie tracimy nadziei, czekając na spotkanie z prezesem Wiesławem Leśniakiem. Chcemy wiedzieć, na czym stoimy. Jeśli rozmowy z zarządem nie przyniosą zadowalającego nas efektu, od czwartku strajk będziemy kontynuować. Ktoś musi w końcu pomyśleć o nas, o naszych potrzebach, rodzinach, o tym, że ciężko, uczciwie trenujemy, nie otrzymując za to ani złotówki rekompensaty.
- W ostatnich tygodniach odbyłem niezliczoną ilość spotkań z różnymi ludźmi, którzy w jakiś sposób mogliby przyjść klubowi z pomocą - zapewnia Wiesław Leśniak, prezes MKS Sandecja. - Zrobiłem, co było w mojej mocy. Uzależniony jestem jednak od prezydenta miasta, radnych, którzy wcześniej na wyścigi obiecywali wsparcie. Teraz czuję, że zostaję sam, między młotem, a kowadłem. Przyznam: jestem zdołowany. Rozumiem piłkarzy, mogę tylko przeprosić i wyrazić szacunek dla ich lojalności. Na szczęście, dosłownie przed kilkoma minutami otrzymałem zapewnienie od byłego prezesa Sandecji, Józefa Kantora - dyrektora Wydziału Kultury, Sportu i Zdrowia Urzędu Miasta, że lada chwila na nasze konto przelane zostanie 85 tys. zł. Jeśli istotnie tak się stanie, zawodnicy pieniądze otrzymają może już nawet we wtorek.
Z odsieczą wiedeńską - mimo dokuczającej mu grypy - wybiera się dzisiaj do Nowego Sącza mieszkający na stałe w stolicy Austrii wiceprezes klubu Marek Świerczewski. Jego autorytet ma okazać się pomocny w trudnych negocjacjach finansowych z pewnymi firmami i osobami prywatnymi. Czy to jednak wystarczy, by zmiękczyć serca ewentualnych sponsorów?
Daniel Weimer
"Dziennik Polski" 2006-02-14
Autor: ab