Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Szpitale będą zawężać zakres leczenia do procedur najlepiej opłacalnych

Treść

Z posłem Czesławem Hocem (PiS), lekarzem, członkiem sejmowej Komisji Zdrowia, rozmawia Izabela Borańska

Po tym, jak prezydent Lech Kaczyński zawetował trzy z sześciu ustaw Platformy Obywatelskiej, mówiące m.in. o obligatoryjnym przekształcaniu szpitali w spółki prawa handlowego, PO od razu zapowiadała, że i tak tego dokona. Narzędziem ma być program "Ratujmy polskie szpitale".
- Z moich obserwacji wynikało, że tak naprawdę najbardziej zadowolonymi ludźmi z weta prezydenta byli posłowie PO, bo wiedzieli, że jeśli wejdzie w życie ustawa zakładająca obligatoryjność przekształceń, to wszystko się zawali i przestaną sprawować władzę po roku. Teraz te przepisy zawarte w programie "Ratujmy polskie szpitale" wprowadzane są dla dzikiej satysfakcji i udowodnienia, że rząd coś robi. Niedługo pani minister Kopacz pokaże nam kilkanaście szpitali w Polsce, które oddłużą się i będą dobrze pracować. Za kilka miesięcy odwiedzi je z mediami, aby pokazać, jak dobrze prosperują. Ale to nie będzie prawdziwe. To jedynie działanie na pokaz. Bo pani minister nie poinformuje już społeczeństwa o tym, że w takim szpitalu ograniczony jest zakres działalności, że w promieniu 50 km jest inny szpital, który nie hospitalizuje ciężkich i trudnych przypadków. Nie będzie również mówić o tym, że praktykowana jest komercja, że pacjenci współpłacą za opiekę medyczną. A to żadna sztuka i żadna jakość.

Warunkiem otrzymania pomocy finansowej jest przekształcenie się szpitala w spółkę prawa handlowego. Co ciekawe, z tej pomocy nie mogą skorzystać placówki w tej chwili już przekształcone.
- To wprowadzi ogromne zamieszanie. Ponieważ trzeba pamiętać, że po pierwsze, nadal obowiązuje ustawa o pomocy publicznej i restrukturyzacji ZOZ. Każdy szpital publiczny ma więc program restrukturyzacji, ponieważ skorzystał z finansowej pomocy publicznej. Nie ma potrzeby wprowadzania kolejnego nowego programu restrukturyzacyjnego. Te szpitale, które skorzystały z ostatniej restrukturyzacji, a skorzystały prawie wszystkie (około 600), mają już ustawiony program restrukturyzacyjny i naprawczy. Warto też zwrócić uwagę, że wprowadzi to niezdrową sytuację sięgania po pieniądze. Bo co jeśli jakiś szpital nie zdecyduje się na przekształcenie? Nie dostanie pieniędzy ani na oddłużenie, ani na poprawę kondycji finansowej. Jakie ma wyjście taka placówka? Będzie musiała się zgodzić na restrukturyzację, a jeśli na restrukturyzację, to w następnym etapie na komercjalizację. Następna sprawa to nierówność podmiotów, wręcz niekonstytucyjność - to wprowadzi chaos. Rząd chce na siłę udowodnić, że wybierając pewne szpitale i pomagając im się oddłużyć, sprawi, że będą lepiej działać. Ale nikt nie mówi o tym, że będą działać lepiej tylko dlatego, że zawężą swój zakres działalności, bo wiadomo, że będą wybierać prostsze i bardziej opłacalne procedury, co nie musi zmierzać w kierunku racjonalnej i pozytywnej działalności. Wzmocnione zostaną opłacalne oddziały i procedury kosztem opieki np. długoterminowej, przewlekłych schorzeń, interny, pediatrii, onkologii czy udziałów psychiatrycznych. Jestem przekonany, że dojdzie do dezintegracji systemu.

Za leczenie nadal ma płacić NFZ, ale spółka będzie mogła brać pieniądze od pacjentów. Jak mówią samorządowcy, którzy już przekształcili szpitale, pieniądze te, np. za wykonywanie operacji poza kolejką, są ich głównym źródłem dochodu.
- W tych regionach i w tych szpitalach dojdzie do automatycznego podziału na pacjentów biednych i bogatych. Sięgnie się tak czy siak po współpłacenie do kieszeni pacjenta. I tu jest sedno sprawy. Ten szpital, który będzie chciał postępować sprawiedliwie i racjonalnie, zostanie ukarany, bo nie dostanie wzmocnienia finansowego. Jednak taki szpital i tak wygra w przyszłości, bo pacjenci przekonają się nie tylko w sposób fizyczny, co to znaczy współpłacenie za usługi. W tych nowych przepisach prawdopodobnie będzie zapis, że można zamknąć nawet oddział dla pacjentów, którzy są ubezpieczeni w NFZ, ale będzie on mógł pracować komercyjnie. Pacjenci odczują psychologicznie, co to znaczy być pacjentem komercyjnym, a co to znaczy być pacjentem Narodowego Funduszu Zdrowia - podział ten będzie automatyczny.

Ludzie mniej zamożni zostaną bez żadnej opieki zdrowotnej, mimo że płacą składki do NFZ?
- Tak, i będzie to naruszenie wartości konstytucyjnej, bo każdy ma mieć równy dostęp do opieki zdrowotnej według art. 68 ustęp 2, a już na pewno niezależnie od swojej sytuacji materialnej. Ten fakt będzie dobrym przykładem przy podaniu tych przepisów do Trybunału Konstytucyjnego.

Lekarze będą nie na etatach, tylko na kontraktach - czy to lepiej, czy gorzej? I dla kogo?
- Zdania są podzielone. W Zachodniopomorskiem wszyscy lekarze pracowali na kontraktach. Jednak kontrakty nie są dobrze przyjmowane w większości przez lekarzy i innych pracowników służby zdrowia, a już na pewno nie przez personel średni. Na kontrakcie lekarz dobrze wychodzi, dopóki jest silny, zdrowy i młody - bo płaci najniższe składki do ZUS, około 700 zł miesięcznie. Lekarze, będąc na kontraktach, tracą na przyszłych emeryturach, bo opłacają najniższe składki. Na systemie kontraktowym traci też trochę budżet państwa, bo składki są odprowadzane w najniższych kategoriach, mimo że pracownik zarabia więcej.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-02-17

Autor: wa