Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sztafetę stać na wszystko

Treść

Nie udało się Tomaszowi Sikorze, może powiedzie się sztafecie biatlonistek? Dziś nasze reprezentantki staną przed ostatnią szansą zdobycia olimpijskiego medalu, ale szansą realną. Podopieczne Nadii Biłowej w przeszłości nawiązywały już walkę z najlepszymi, a w Whistler udowodniły, że są w formie i stać je na niespodziankę.
Sikora marzył o drugim w karierze krążku igrzysk i był blisko. O niepowodzeniu zadecydował jeden element, w biatlonie odgrywający niestety kluczową rolę - strzelanie. Polak biegał bowiem świetnie, na poziomie najlepszych (jak sam przyznał, czuł się na trasie zdecydowanie lepiej niż np. podczas olimpiady w Turynie przed czterema laty), ale już ze skutecznym trafianiem do tarczy miał wielkie problemy. To spowodowało, że zamiast cieszyć się z sukcesów, przeżywał gorycz porażek. Także w kończącym zmagania biegu masowym, który zakończył na jedenastym miejscu. - Już po pierwszych treningach w Whistler okazało się, że mam problemy ze strzelaniem w pozycji leżącej. Dlatego nastawiłem się na dobry wynik w sprincie, gdzie są tylko dwie wizyty na strzelnicy - przyznał Polak. Niestety, akurat tego jednego dnia rywalizację biatlonistów sparaliżowała pogoda, opady śniegu i porywisty wiatr. Sikora znalazł się w grupie, która najmocniej odczuła na sobie kaprysy aury. - Potem presja się zwiększyła, apogeum nastąpiło podczas biegu na 20 km, gdy faktycznie trzęsły mi się ręce. W niedzielę było lepiej, ale znów się nie udało. Najgorsze jest to, że ja wiem, jakie popełniam błędy, gdzie leży przyczyna, ale nie potrafię temu zaradzić - dodał. Nasz reprezentant nie ukrywał rozczarowania. Swój olimpijski start ocenił krytycznie, ale raczej nie zamierza powiesić nart na kołku i zakończyć sportowej kariery. Wciąż jest głodny sukcesów, biatlon kocha i nie wyklucza, że dotrwa nawet do igrzysk w Soczi, choć w taki scenariusz nie wierzy jego trener Roman Bondaruk. Aktualny jeszcze trener, bo po zakończeniu sezonu najprawdopodobniej opuści naszą kadrę, podobnie jak prowadząca reprezentację kobiet jego żona Nadia Biłowa. I to jest wiadomość fatalna, bo oboje swoje obowiązki wykonywali znakomicie i polski biatlon wiele im zawdzięcza. Na każdym kroku podkreślał to Sikora, podkreślały i zawodniczki. Włodarze związku nie znaleźli dotychczas czasu (albo chęci), by porozmawiać ze szkoleniowcami na temat ich przyszłości, a ci nie mają zamiaru oczekiwać w nieskończoność na audiencję. - Władze mogą się z nami spotkać dopiero w maju lub czerwcu, a to termin nie do zaakceptowania - przyznał Bondaruk, i trudno się dziwić jego rozczarowaniu.
Biłowa, pod okiem której Polki zrobiły ogromny krok do przodu, może dziś osiągnąć historyczny sukces. Biało-Czerwone staną bowiem na starcie sztafety 4 x 6 km i nie są bez szans nawet na medal. Weronika Nowakowska, Agnieszka Cyl i Krystyna Pałka w Kanadzie pokazały się już ze świetnej strony, problemy miewała Magdalena Gwizdoń, ale dziś powinno być lepiej. Nasze mierzą wysoko. - W niedzielnym biegu masowym strzelałyśmy razem z Weroniką trochę słabiej, ale tak widać miało być, żeby we wtorek trafiać już regularnie - przyznała ze śmiechem Cyl. Medal? Jest marzeniem, ale wcale nie nierealnym.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-02-23

Autor: jc