Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Tak spełniają się marzenia

Treść

Choć Marcin Gortat nie został ostatecznie mistrzem najlepszej koszykarskiej ligi świata, w ciągu ostatnich miesięcy wszedł do wąskiego grona znakomitości polskiego sportu, rozpoznawalnych w każdym niemal zakątku globu. Tam, gdzie NBA dociera, a dociera prawie wszędzie.

Patrząc na zawrotną karierę, jaką robi nasz jedynak za oceanem, aż trudno sobie wyobrazić, że przygodę z koszykówką rozpoczął w wieku 18 lat. Gdy jego dzisiejsi koledzy byli już zawodnikami ukształtowanymi, posiadającymi niepoślednie umiejętności i znajdującymi się w orbicie zainteresowań wielkich klubów, on w Łodzi uczył się kozłować piłkę i trafiać nią do kosza. Siedem lat temu! Dziś ma za sobą finał NBA, opinię jednego z największych i najbardziej perspektywicznych graczy ligi i fantastyczną przyszłość przed sobą. Jak to możliwe? Talent to jedno, ważniejsza była pasja, z jaką pracował, niewiarygodne oddanie, poświęcenie i absolutny brak kompleksów. Szybko wytyczył sobie cele do zdobycia, ambitne aż za bardzo jak na młodzieńca dopiero zaczynającego sportową karierę. Krok po kroku, niezrażony, realizował je, po pięciu owocnych latach gry w RheinEnergie Kolonia wyjechał za ocean, w ten sposób spełniając swe marzenie. Jedno z wielu. W zakończonym wczoraj sezonie miał być tylko jednym z kilku zmienników Dwighta Howarda - lidera Orlando Magic, jednego z największych koszykarzy świata. Tak też się stało, ale szybko został rezerwowym numer jeden. Człowiekiem, który nie zawodzi, może zastąpić "Supermana", gdy ten ma problemy, nie może grać albo prezentuje się słabiej. W grudniu, jako pierwszy Polak w historii NBA, wyszedł na parkiet w pierwszej piątce (przeciw Utah Jazz). Golden State Warriors rzucił 16 punktów, w starciu z Milwaukee Bucks zebrał 18 piłek. W finale konferencji kilka razy zablokował samego LeBrona Jamesa. Zdobył uznanie kolegów i komentatorów. Twardy, waleczny, zdecydowany, skuteczny w defensywie, świetnie czujący się pod tablicami co krok udowadniał swą wartość i... niedługo podpisze lukratywny kontrakt. Z kim? Nie wiadomo. Jeśli w Magic, to działacze będą musieli zaproponować mu kilkakrotną podwyżkę, bo na razie miał najniższą pensję w drużynie. To nie jest pewne, choć trenerzy chcą go zatrzymać, a i sam Gortat nie miałby nic przeciwko. - Mamy młody zespół, z charakterem, perspektywiczny, dobrze się tu czuję - mówi. Nie jest jednak tajemnicą, że Polak chce grać więcej, być znaczącą postacią drużyny, a w Magic i z Howardem to trudne. Może nawet niewykonalne. Jakie więc jutro czeka jedynego naszego rodaka z najlepszej ligi świata? Mówi się o zainteresowaniu New York Knicks, nawet Lakers. Gortat ma już wyrobioną markę i może być tylko jeszcze lepszym koszykarzem. Jeśli - to ważne - nadal będzie szedł tą samą drogą, tak samo pracował i tak dużo od siebie żądał.
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-06-16

Autor: wa