Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Tak spełniają się marzenia

Treść

Dwa lata po triumfie w Euro 2008 piłkarska Hiszpania znów eksplodowała z radości. Wczoraj na Soccer City w Johannesburgu w wielkim finale mistrzostw świata prowadzona przez Vicente'a del Bosque drużyna pokonała Holandię i spełniła swe marzenie. Przeszła do historii. Jedyną, decydującą bramkę tuż przed końcem dogrywki zdobył Andres Iniesta.
Wielki finał rozpoczął się od wielkiego skandalu. Zanim piłkarze obu drużyn pojawili się na boisku, wbiegł na nie szalony kibic, podbiegł do stojącego na płycie Pucharu Świata i próbował założyć nań czerwoną czapkę. Niemal w ostatniej chwili powstrzymali go zaskoczeni ochroniarze, ale niesmak pozostał. Kilkadziesiąt minut później wszyscy o tym zdarzeniu zapomnieli, rozpoczęła się bowiem gra. Gra o trofeum najważniejsze z ważnych, o miejsce w historii. I już po kilku minutach było wiadome, że raczej nie będziemy świadkami porywającego widowiska. Że jedni i drudzy nie zaryzykują odważniejszych ataków, w pierwszym rzędzie dbając o zabezpieczenie własnej bramki. Hiszpanie i Holendrzy bali się popełnić najmniejszy błąd, bo czuli, że jeden jedyny stracony gol może przesądzić o wszystkim. Stąd zamiast efektownych zagrań, strzałów i sytuacji mieliśmy ostrą, momentami bezpardonową walkę, próby, najczęściej skuteczne, zatrzymywania akcji w ich zalążku. Sporo pracy miał Howard Webb, który już po niespełna 25 min pokazał cztery żółte kartki. Słusznie, bo w ten sposób utemperował chwilami wymykającą się agresję piłkarzy. Najlepszą okazję już w 5. min stworzyli sobie Hiszpanie. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Sergio Ramos pięknie uderzył głową, ale jeszcze piękniej obronił Maarten Stekelenburg. Piłkę przejął jeszcze Sergio Busquets, lecz i z nim poradził sobie holenderski bramkarz. Iker Casillas po drugiej stronie boiska przestraszył się tylko raz. W 34. min Holendrzy oddawali piłkę celowo wybitą przez rywali na aut, ale uczynili to tak "specyficznie", że gwiazdor Realu Madryt końcówkami palców wyekspediował ją na rzut rożny. Bo chwili "Pomarańczowi" honorowo mu ją oddali, ciekawe, jakby się zachowali, gdyby chwilę wcześniej zdobyli gola.
Do przerwy bramka zatem nie padła, po niej niewiele się zmieniło. Gra nadal była szarpana, a piękno umykało gdzieś w ogniu walki. Zbyt ostrej, momentami brutalnej. Webb raz za razem musiał uspokajać zawodników, często też sięgał do kieszonki i rozdawał kartki. W 62. min idealną sytuację stworzyli sobie Holendrzy. Po genialnym, prostopadłym podaniu Wesleya Sleijdera w sytuacji sam na sam znalazł się Arjen Robben. Pomocnik Bayernu Monachium miał sporo czasu, ale uderzył źle - a może to Hiszpan kapitalnie obronił i wynik się nie zmienił. Osiem minut później odpowiedzieli mistrzowie Europy: po ogromnym zamieszaniu pod holenderską bramką piłka trafiła do Davida Villi, ale jego uderzenie zablokowali do spółki Stekelenburg i John Heitinga. W 78. min przed szansą stanął Ramos, lecz przez nikogo nieatakowany głową strzelił ponad poprzeczką. Gol wciąż jednak nie padał, obraz gry się nie zmieniał, Webb nadal karał zawodników kartkami, a ci czekali na tę jedną akcję. Jeden błąd rywala, który o wszystkim zadecyduje. Przez 90 min nic takiego nie nastąpiło, angielski arbiter zarządził więc dogrywkę. W niej swe okazje mieli jedni i drudzy, długo wydawało się jednak, że mistrza świata wyłonią rzuty karne. W 116. min Hiszpanie przeprowadzili jednak akcję na wagę tytułu: Cesc Fabregas idealnie podał do Iniesty, ten doskonale przyjął piłkę i mierzonym uderzeniem pokonał Stekelenburga. Mistrzowie Europy w ten sposób zostali mistrzami świata.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-07-12

Autor: jc