Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Talent z charakterem

Treść

Wojciech Szczęsny ma zaledwie 22 lata i osiem spotkań w narodowych barwach za sobą. Mimo tak młodego wieku i skromnego dorobku nikt nie wyobraża sobie, by podczas Euro 2012 między słupkami reprezentacyjnej bramki stanął ktoś inny. Ba, zawodnik Arsenalu Londyn ma być tym, na którym spoczną wielkie nadzieje i oczekiwania. Tym, który pomoże drużynie wyjść z grupy, a potem... A potem zobaczymy.

Jest synem Macieja, też bramkarza. Tata był ponadprzeciętnym zawodnikiem i choć nigdy nie wyjechał za granicę, na swoją markę zapracował w kraju. Występował w klubach, których kibice, mówiąc delikatnie, niespecjalnie się lubią: Legii Warszawa, Widzewie Łódź, Polonii Warszawa i Wiśle Kraków. W każdym z nich dotarł na szczyt, zdobywając mistrzostwo Polski. W każdym zapracował też na szacunek fanów, co wcale nie było zadaniem łatwiejszym. Nigdy nie był za to faworytem selekcjonerów kadry. Reprezentacyjny trykot przywdział zaledwie siedem razy, czyli w tym elemencie syn go już wyprzedził. Tata Maciej z tego faktu jest oczywiście dumny i nie ukrywa, że ma nadzieję na więcej. To "więcej" nastąpi, bo Wojciech może strzec narodowej bramki przez kolejne kilkanaście nawet lat. Jest bowiem ogromnym talentem, umiejętności już teraz ma wielkie, a przy tym charakter, który pomaga mu przekraczać kolejne granice.
Szczęsny junior jest wychowankiem Agrykoli Warszawa. Z niej, w wieku 15 lat, trafił do Legii. Na Łazienkowskiej szybko uznano, że warto dzieciakowi dać szansę i zabrano go na zgrupowanie pierwszej drużyny na Cypr. Wojtek mierzył wówczas prawie 190 cm wzrostu, ważył 73 kilo. Idealne warunki. Był skromny, ale bez kompleksów przyznawał, że nie obawia się treningów ze starszymi kolegami. Legia go pozyskała, ale szybko wypożyczyła z powrotem do Agrykoli. Na Łazienkowską już nie wrócił. Na początku sezonu 2006/2007 przeszedł do Arsenalu Londyn. Oprócz "Kanonierów" o zawodnika walczyli także działacze Boltonu Wanderers. Ci drudzy kusili perspektywą błyskawicznego awansu, przekonując, że w Londynie Wojtek będzie tylko jednym z kilku kandydatów do gry. W rodzinie Szczęsnych nikt nie miał jednak wątpliwości, że właściwy będzie kurs na Emirates Stadium. "Kanonier" jak się patrzy
W stolicy Anglii trafił pod opiekę Arsene´a Wengera. Francuz ten to jeden z najwybitniejszych trenerów świata, lubiący pracę z młodzieżą. Nie boi się na nią stawiać, wręcz przeciwnie, uwielbia dawać szanse uzdolnionym nastolatkom i potem pracować nad rozwojem ich talentów. Często zadziwiał, bo wolał pozyskać jakiegoś mało znanego młokosa, niż wydać wielkie pieniądze na gwiazdę. Pieniądze, których "Kanonierom" nie brakowało. W Wojtku od razu dostrzegł potencjał, nie od razu jednak dał mu szansę. Początkowo Polak grywał w zespole rezerw i spokojnie czekał na swoje pięć minut. W końcu Wenger uznał, że Szczęsny jest materiałem na piłkarza dużego formatu i zaproponował mu zawodowy kontrakt. Zawodnik parafował go 24 września 2008 roku. Półtora miesiąca później Wojtek przeżył dramat. Dokładnie 11 listopada podczas zajęć ze sztangą na siłowni... złamał obie ręce. Na szczęście ta niecodzienna historia zahamowała rozwój jego kariery tylko na moment.
Wenger dokładnie przyglądał się Szczęsnemu, tak jak dogląda każdego powierzonego sobie piłkarza. Dostrzegł, że Polak może zostać pierwszym bramkarzem "Kanonierów" szybciej, niż ktokolwiek się spodziewa. Musiał jednak nabrać doświadczenia, najlepiej na wypożyczeniu do innego klubu. Taki scenariusz odpowiadał też zawodnikowi, który chciał grać. Nim trafił do Brentfordu, zadebiutował w Arsenalu. Wenger dał mu szansę w meczu Pucharu Ligi z West Bromwich Albion i Szczęsny nie zawiódł. Nie puścił bramki, zbierając wysokie noty. W Brentfordzie miał zostać miesiąc, został do końca sezonu. I do dziś chwali sobie ten okres, wspominając go jako jeden z ważniejszych w karierze. Pracował wtedy z menedżerem Andym Scottem, którego jak zachwalał, tak zachwala bez przerwy. Zaszantażować Wengera? Czemu nie...
Po powrocie na Emirates Stadium nastolatkowi z Warszawy zamarzyła się pozycja bramkarza numer jeden w drużynie. Pracował na nią sumiennie, ale chyba sam nie spodziewał się, że w Premier League zadebiutuje w pojedynku najważniejszym i najtrudniejszym zarazem - z Manchesterem United. Nie zapobiegł porażce 0:1, ale zagrał doskonale, broniąc m.in. rzut karny wykonywany przez Wayne´a Rooneya. Zresztą Szczęsny miał... szczęście do debiutów. W lutym 2011 r. zanotował wreszcie występ w Lidze Mistrzów, i to przeciwko broniącej tytułu Barcelonie. Pytany o rywalizację z Lionelem Messim nie "pękał". Arsenal, także dzięki interwencjom Polaka, wygrał u siebie 2:1, ale w rewanżu zaliczkę stracił. Na dodatek bramkarz szybko musiał opuścić boisko z powodu kontuzji.
Dziś Szczęsny ma już niepodważalną pozycję między słupkami, jest w drużynie numerem jeden. Graczem, od którego Wenger rozpoczyna ustalanie składu. Nie zawsze jednak tak było, na swoją szansę musiał cierpliwie zapracować. Po kilku udanych występach, gdy Francuz konsekwentnie stawiał na innych, zagroził, że nie przedłuży kontraktu i odejdzie do innego klubu. Głośno powiedział, co czuje. Wielu trenerów taką postawę młodego zawodnika uznałoby za przejaw arogancji, pychy i "wody sodowej". Wenger wiedział, że Wojciech nie jest typem rozkapryszonego gwiazdorka, że w nim po prostu kipi energia i ambicja. Kostkę lodu na rozgrzane od emocji czoło bramkarza położył, ale wkrótce zaproponował mu nową umowę na doskonałych warunkach i roztoczył wizję przyszłości. Francuz prócz tego, że jest świetnym trenerem, jest też doskonałym wychowawcą. Nie poczuł się urażony słowami młokosa, nie uniósł ambicją. Przyszłość w jego rękach
Szczęsny ma wszystko, by w przyszłości stać się jednym z najlepszych bramkarzy świata. Talent, umiejętności, refleks, zwinność. Nie ma przy tym żadnych kompleksów, jest świadomy swej wartości. O sobie mówi "szalony". - Trzeba być szalonym, by każdego dnia przez dwie godziny rzucać się w błoto, deszcz lub śnieg - przekonuje. Owo szaleństwo nie przeszkadza mu jednak być normalnym chłopakiem. Próżno szukać jego nazwiska w plotkarskich portalach, bo nie prowadzi rozrywkowego trybu życia. Zarobionych, ogromnych pieniędzy nie trwonił i nie trwoni w kasynie, jak wielu jego kolegów, inwestuje je w nieruchomości lub odkłada na lokatach. Sporo pracuje nad psychiką i stroną mentalną. Powtarza bowiem, że dobrego bramkarza cechują nie tylko wysokie umiejętności, ale i mocna głowa. - Tak naprawdę to ona decyduje o tym, jakim się jest zawodnikiem - uważa. Dojrzewa. Jeszcze niedawno zaskakiwał i niekiedy szokował wpisami na jednym z portali społecznościowych. Cieszyły się one popularnością u kibiców, bo Szczęsny pisał, co myśli, ale nie zawsze były to wpisy mądre. Za niektóre przepraszał. W końcu usunął swoje konto. - Nadszedł czas, by dorosnąć. Koncentruję się na futbolu - uzasadnił. Wenger jest zachwycony możliwościami Polaka. - Ma ogromne umiejętności i jeszcze większy potencjał. Gdy jest w formie, to potrafi bronić praktycznie wszystko. Może być bramkarzem światowej klasy, a czy tak się stanie, zależy przede wszystkim od niego samego - przyznaje Francuz.
W zakończonym niedawno sezonie Premier League Szczęsny wraz z Arsenalem zajął trzecie miejsce, premiowane awansem do Ligi Mistrzów. W końcówce rozgrywek w związku z kontuzją barku bronił na środkach przeciwbólowych. O odpuszczeniu Euro 2012 jednak nie myśli, ba, nie wyobraża sobie takiego scenariusza. Chce być częścią drużyny, którą podczas mistrzostw pokocha cała Polska. Ale aby pokochała, musi ona odnieść sukces. A ten sukces w dużej mierze będzie zależał od postawy 22-latka w reprezentacyjnej bramce.

Piotr Skrobisz

Nasz Dziennik Środa, 16 maja 2012, Nr 113 (4348)

Autor: au