Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Teatr radosny

Treść

Dzieciarnia szczelnie wypełniająca w środę do południa salę Miejskiego Ośrodka Kultury w Nowym Sączu rzęsistymi brawami nagradzała tarnowskich aktorów za "Małą syrenkę" - przebarwne widowisko z kolorową scenografią i zachwycającymi kostiumami. Słowem teatr, jaki warto, żeby się przyśnił. Wieczorem inny zestaw aktorski pokazał równie radosny w nastroju i barwach "Wieczór kawalerski", farsę, w której zabawa była po obu stronach scenicznej rampy.

Tarnowski Teatr im. Ludwika Solskiego przyjechał na sądecki festiwal po raz pierwszy. Wstydliwie nadrabiane są teraz braki od razu dwoma różnymi spektaklami. W końcu to najbliższa Nowego Sącza scena zawodowa, w której od czasu do czasu trafiają się artystyczne wydarzenia. Farsa "Kawalerski wieczór" może akurat do nich nie należy, ale na pewno jest dobrym początkiem trwalszych kontaktów. Daje poznać zespół aktorski od radosnej strony, ludzi pełnych werwy, chęci grania i bawienia się razem z widownią. Razem z nią, podkreślmy to, nie jej kosztem. Intryga sztuki jest banalna. Pan młody noc przed ślubem ma romans z dziewczyną swojego przyjaciela i weselnego drużby. Wokół tego rozwija się cała akcja pełna śmiesznych sytuacji. Spektakl toczy się wartko, pada mnóstwo słów, którymi bohaterowi głównie tłumaczą, że nie są tymi, za jakich się ich bierze. Dziewczęta atrakcyjne, młodzieńcy nie mniej sympatyczni, aktorsko żywiołowi, dykcyjnie bez zarzutu. Farsa się kończy, spektakl jeszcze nie. Mary, Bill, Tom, Judy, Daphne, Julie i Duphont, wychodzą z ról, tańczą sobie na scenie i są już tylko Anną Lenczewską, Piotrem Jędrzejkiem, Pawłem Okraską, Ewą Romaniak, Jolantą Januszówną, Markiem Kępińskim i Ewą Bregułą. Zabawa skończona, zdają się mówić. Teatr to umowność. Nie bierzmy tego wszystkiego zbytnio na serio. (WCH)

"Dziennik Polski" 2005-10-14

Autor: ab