Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ułamek sekundy, czyli dodatkowa motywacja

Treść

Rozmowa z Katarzyną Wójcicką, reprezentantką Polski w łyżwiarstwie szybkim
Jeszcze nie przebrzmiały echa minionego sezonu, a Pani już rozpoczyna przygotowania do kolejnego. Dwa tygodnie wakacji wystarczą?
- Muszą. Sezon zakończył się w połowie marca, do końca tego miesiąca mogłam delektować się urokami nicnierobienia, ale teraz już zabieram się do pracy. Łyżwiarstwo jest dyscypliną zimową, co nie znaczy, że zaczynamy przygotowania w październiku. Powoli wchodzimy w rytm treningowy, budujemy bazę, z której potem będziemy czerpać. Rower, rolki, bieganie, siłownia, masa ćwiczeń łyżwiarskich na "sucho" - tak będą wyglądały nasze najbliższe miesiące. Na lód wejdziemy w lipcu.
Za Panią udany sezon, zwieńczony piątym miejscem na mistrzostwach świata. To musi cieszyć, zwłaszcza że odbywały się one na olimpijskim obiekcie.
- To prawda, a do medalu zabrakło mi 0,18 sekundy. Nieprawdopodobnie mało. Jak o tym myślę, jeszcze dziś nie mogę uwierzyć. Sama się zastanawiam, co by było, gdyby niestracony przez chorobę styczeń, który na pewno odcisnął jakieś piętno na mojej dyspozycji. Od razu jednak dodam: nie narzekam, nie czuję frustracji czy rozczarowania, nie stoję przed lustrem i nie mówię: "Świat się zawalił, mogłam być na podium". Przeciwnie, piąte miejsce wlało we mnie dodatkową motywację i zachęciło do jeszcze cięższej pracy i walki.
Tym bardziej że jeszcze nigdy nie była Pani tak blisko najlepszych - o milimetry, dosłownie o włos.
- Zaowocowały dobrze przepracowany okres przygotowawczy i doświadczenie. Łyżwiarstwo, podobnie jak choćby biegi narciarskie, jest dyscypliną wytrzymałościową, w której wyniki przychodzą z wiekiem. Proszę zauważyć, że większość dziewczyn ze ścisłej światowej czołówki ma grubo po trzydziestce, żadna z nich nie zdobywała medali od razu. Potrzeba talentu, to jasne, ale też pracy, pracy i jeszcze raz pracy, by do czegoś dojść. Ja sporo czasu poświęciłam na szlifowanie techniki i wytrzymałości, wydaje mi się, że moja jazda jest dużo bardziej efektywna niż kiedyś, wiem, w którym momencie powinnam wykonać dane ruchy, czynię to automatycznie, jestem na lodzie bardziej opanowana, dojrzała. Przez lata starałam się jak najszybciej docierać do mety, gubiąc gdzieś po drodze technikę. Teraz jest inaczej, wiem, że gdy cały dystans przejadę dobrze technicznie od startu do mety, to mam szansę na świetny czas i świetne miejsce - dlatego staram się nieustannie dążyć do perfekcji. W minionym sezonie większość biegów miałam przemyślanych, rozsądnych, "niegonionych". Na tydzień przed mistrzostwami mogłam się pochwalić szóstym w świecie czasem na 1500 m, na mistrzostwach zajęłam piąte miejsce. To cieszy, daje sporo do myślenia i jest dobrym prognostykiem przed igrzyskami.
Jakie wrażenie wywarł na Pani olimpijski obiekt?
- Jest piękny, ale nie chodzi o wrażenie estetyczne. Najważniejsze dla mnie było to, że odpowiadał mi rodzaj lodu - niezbyt szybki, ale wymagający bardzo ciężkiej pracy od początku do końca. Trzeba jechać na nim bardzo rytmicznie, planować każde odbicie, ciągle myśleć na trasie, szczególnie na wirażach i co szalenie istotne - umiejętnie rozłożyć siły. Lód jest twardy, specyficznie się kruszy, ale mi odpowiada. Wywiozłam z Kanady miłe wspomnienia i byłoby wspaniale co najmniej ten wynik powtórzyć...
... a najlepiej poprawić. Co trzeba zrobić, by za rok mogła Pani spełnić marzenia i stanąć na olimpijskim podium?
- Powiem tak: spodziewam się, że na igrzyskach będziemy uzyskiwać podobne czasy jak na mistrzostwach. Kanadyjczycy nic nie wymyślą, ten lód nigdy nie będzie szybki, wynika to z położenia obiektu na poziomie morza. Analizując na chłodno, doszłam do wniosku, że te 0,18 sekundy straciłam na pierwszej części dystansu, którą pojechałem nieco zbyt zachowawczo. Gdybym się lepiej, szybciej rozpędziła, pewnie stanęłabym na podium. Jeszcze nigdy w historii 1500 m nie było takiego ścisku w czołówce i tak minimalnych różnic między najlepszymi. Ileż to bowiem jest 0,18 sekundy - błysk, szybszy krok? Z drugiej strony cała sztuka polega na tym, by je jakoś uszczknąć. Medalu jednak nie zadeklaruję, bo to tylko sport. Do igrzysk pozostało dziesięć miesięcy, przed nami okres przygotowawczy, same treningi bywają ryzykowne, rower, rolki - nietrudno o kontuzję. Jeden malutki błąd może mieć poważne konsekwencje. Oczywiście postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy, by było dobrze. Medal mi się marzy, trzy lata temu w Turynie byłam dość regularna, zajmując miejsca ósme, dziesiąte, jedenaste. Czas je poprawić (śmiech).
Czuje Pani na sobie coraz mocniejszy oddech krajowych rywalek? Wiem, że powiększanie medalowej kolekcji z mistrzostw Polski cieszy, ale domyślam się, że kilka z tych krążków oddałaby Pani za jedną, dwie rywalki, które zmusiłyby do większego wysiłku?
- Wie pan, zwycięstwa cieszą, nie przychodzą wcale łatwo, ale jest też prawdą, że chciałabym większej konkurencji. Jest lepiej, to pewne, dziewczyny się rozwijają, w porównaniu z okresem sprzed dwóch, trzech lat zrobiły wielki postęp. Nie można odmówić im ofiarności, pracowitości, ale są jeszcze młode, bardzo młode jak na łyżwiarki i muszą jeszcze swoje objeździć, by osiągnąć oczekiwany poziom. W naszym sporcie trzeba poświęcić wiele lat na średnim, by wskoczyć na dobry. Życzę im tego!
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
Katarzyna Wójcicka - wielokrotna mistrzyni Polski w łyżwiarstwie szybkim, od lat dominująca na krajowym podwórku w stopniu absolutnym. W minionym sezonie osiągnęła życiowy sukces, zajmując na olimpijskim torze w kanadyjskim Richmond piąte miejsce w mistrzostwach świata na dystansie 1500 metrów. Do medalu zabrakło jej 0,18 sekundy. Trzy lata temu na igrzyskach w Turynie zawodniczka LKS Poroniec była ósma na 1000 m, jedenasta na 1500 m i dziesiąta na 3000 metrów.
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-04-02

Autor: wa