Przejdź do treści
Przejdź do stopki

US Open

Treść

Roger Federer znów jest wielki. Szwajcarski tenisista po raz piąty (!) z rzędu wygrał wielkoszlemowy US Open, pokonując w finale 6:2, 7:5, 6:2 Szkota Andy'ego Murraya. - Dzięki temu sezon nie okazał się dla mnie stracony - przyznał zwycięzca przeżywający w minionych miesiącach różne chwile. Aż trudno w to uwierzyć, ale w tym roku Federer nie wygrał ani jednego turnieju Wielkiego Szlema (oczywiście przed US Open). Dla kibiców przyzwyczajonych do jego dominacji oraz gry zarówno pięknej, jak i zabójczo skutecznej był to szok. Więcej, w sierpniu stracił na rzecz Hiszpana Rafaela Nadala prowadzenie w światowym rankingu, a przecież numerem jeden był nieprzerwanie od 237 tygodni. Nie udało mu się zdobyć medalu (indywidualnego) olimpijskiego. Do Nowego Jorku jechał zatem, by odbudować swoją pozycję. Gdzie miał to uczynić, jak nie w miejscu, w którym po raz ostatni przegrał w 2003 roku? Genialny Szwajcar od tego czasu wygrywał nieustannie, ale w tym roku jego forma była niewiadomą - a do tego miał mocnego i głodnego sukcesu przeciwnika - Nadala. Federer robił swoje - awansował do finału, prezentując się chwilami po drodze nadzwyczajnie. Hiszpan tymczasem potknął się w półfinałowym starciu z Murrayem. To była sensacja, ale Szkot na swój sukces zasłużył. Roger otrzymał zatem "dar" w postaci teoretycznie łatwiejszego rywala w decydującym boju, z drugiej strony zależało mu na odegraniu się na Nadalu. Finał był - z małymi wyjątkami - jednostronnym widowiskiem. Pierwszy raz grający w meczu o taką stawkę Murray wyszedł na kort zestresowany, a łapiący wiatr w żagle Szwajcar bezlitośnie to wykorzystał. Szybko narzucił swoje warunki, a że czuł się doskonale - inauguracyjną odsłonę wygrał łatwo. Więcej emocji było w kolejnej. Federer objął prowadzenie 2:0, Szkot wyrównał, w piątym gemie prowadził 40:0, a Roger doznał lekkiego urazu stawu kolanowego. Kryzys Szwajcara był jednak krótki - choć grał z większą niż dotychczas ostrożnością, przechylił szalę na swoją korzyść, odbierając rywalowi wiarę w możliwość sprawienia niespodzianki. Trzeci set przebiegł bez historii - dominacja Federera była wyraźna. - Gdybym nie wygrał, byłbym szalenie rozczarowany i kończył rok z wrażeniem, że przegrałem cały sezon. Na szczęście tak się nie stało - przyznał szwajcarski tenisista. Federer, który w Nowym Jorku wygrał 35 spotkań z rzędu, ma od wczoraj 13 zwycięstw w turniejach z cyklu Wielkiego Szlema. Gdy do tego dorobku dopisze jeszcze jeden tylko triumf - wyrówna rekord swego sportowego idola, Amerykanina Pete'a Samprasa. Pisk "Nasz Dziennik" 2008-09-10

Autor: wa