Przejdź do treści
Przejdź do stopki

W dążeniu do perfekcji

Treść

Rozmowa z Katarzyną Wójcicką, 69-krotną mistrzynią Polski w łyżwiarstwie szybkim W niedzielę zdobyła Pani 69. złoty medal mistrzostw Polski. Miała Pani świadomość, że ta liczba jest już aż tak imponująca? - Szczerze - nie. Oscylowałam wokół 60, teraz dzięki statystykom wiem już dokładnie. Oczywiście wszystkie te krążki mnie ucieszyły, dały sporą satysfakcję, choć nie tak ogromną jak pierwsze, wywalczone jeszcze w wieku juniorskim po zdecydowanie największym, najcięższym boju. Od dobrych kilku lat krajowe zmagania na mistrzowskich zawodach toczą się o dwa miejsca na podium, najwyższe jest niemal zawsze zarezerwowane dla Pani. Czy taka sytuacja nie demobilizuje? - Nie, ale troszkę frustruje i męczy. Chciałabym także w kraju rywalizować z koleżankami na wysokim poziomie, na razie tak nie jest, ale widzę, że trenują mocno i być może w przyszłym roku walka o złoty medal będzie bardziej zacięta. Konkurencja napędza przecież do jeszcze większej pracy i podnoszenia swoich umiejętności. Przy okazji obecna sytuacja nie pozwala nam walczyć o wysokie lokaty w stosunkowo młodej konkurencji, jaką jest bieg drużynowy. Obecnie plasujemy się mniej więcej na ósmym miejscu w świecie, a jestem przekonana, że mogłybyśmy być zdecydowanie wyżej, nawet w okolicach podium. Problem polega jednak na tym, że liczy się czas ostatniej dziewczyny na mecie, a co za tym idzie - ja muszę się dostosowywać do niej, ona do mnie nie za bardzo jest w stanie. Jeśli to się zmieni, mamy szansę na naprawdę fajne wyniki. Dobry łyżwiarz musi mieć nie tylko talent i nie bać się ciężkiej pracy, ale także musi mieć gdzie trenować i podnosić swoje kwalifikacje. Pod względem bazy Polska, niestety, nie za bardzo ma się czym pochwalić. - Łyżwiarz musi przede wszystkim umieć jeździć na łyżwach. Doskonale, to jest podstawa. Nie wystarczy sama siła, wytrzymałość, jeśli nie można ich przełożyć na lód. Sam talent to jednak tylko 40 procent, praca - 60. Ale nawet najzdolniejsi i najciężej harujący zawodnicy nie przeskoczą pewnej bariery, jeśli nie mają, gdzie się rozwijać. A u nas niestety jest pod tym względem fatalnie. Nie mamy bazy, która pozwalałaby dzieciom i młodzieży szlifować swoje talenty na poziomie światowym. Dopiero w wieku juniora wyjeżdżają za granicę i zaczynają jeździć na innych torach, lepszym lodzie; ale wówczas jest już zazwyczaj za późno. Mam nadzieję, że tor, który wkrótce zostanie oddany do użytku w Zakopanem, to zmieni. Mówi Pani o dzieciach i młodzieży, czyli narybku. A Wy, kadrowicze, reprezentanci kraju? - Tak naprawdę dla nas ten tor będzie kroplą w morzu potrzeb, ale niezwykle istotną. Jesteśmy zawodnikami już tak ukształtowanymi, że nie potrzebujemy spędzać wiele czasu w hali, na pewnym etapie przygotowań wystarczają nam zajęcia na obiektach otwartych. W grudniu, styczniu, lutym dotychczas podróżowaliśmy po świecie, spędzając mnóstwo czasu poza domem, na ciągłych zgrupowaniach. Nie będę ukrywać, pod względem psychologicznym nie była to zbyt komfortowa sytuacja. A dla młodzieży otwarcie toru w Zakopanem oznacza krok milowy. Oczywiście wszyscy byśmy chcieli, by i u nas powstała hala lodowa, brak obiektu spełniającego międzynarodowe kryteria jest sprawą troszkę wstydliwą. Niedawno powstała hala na Białorusi, gdzie łyżwiarzy jest mniej niż w Polsce, kilka w Rosji, budowana jest w Czechach. Wierzy Pani, że doczeka jeszcze podobnej u nas? - Na tor w Zakopanem czekaliśmy ponad... 30 lat, zatem gdyby zachować to tempo, to w wieku 60 lat bym się doczekała (śmiech). Pewnie, dla rozwoju dyscypliny hala lodowa jest wręcz niezbędna, ale póki Polska będzie się przygotowywać do mistrzostw świata w piłce nożnej, raczej nie mamy co na nią liczyć. Smutne to wszystko, przecież łyżwiarstwo jest piękną dyscypliną, widowiskową, czytelną, jasną, jeśli chodzi o przepisy, miłą do oglądania. Tymczasem aż żal patrzeć, w jakich warunkach przychodzi nam czasem trenować. Niedawno Pani kolega z reprezentacji Konrad Niedźwiedzki przyznał, iż macie do dyspozycji najgorsze stroje spośród wszystkich europejskich reprezentacji. To prawda? - W tej chwili jest środek sezonu startowego, a my nie mamy nowych strojów. Owszem, niby je dostaliśmy po trzecim Pucharze Świata, ale były niewymiarowe, za małe, praktycznie nie dało się w nich oddychać, nie mówiąc o rywalizowaniu. Zatem wróciliśmy do starych, kompletnie wyeksploatowanych. Podobno toczą się jakieś rozmowy na ten temat, ale czym się skończą, nie wiemy. My wiele poświęcamy, ponad 270 dni w roku spędzamy poza domem, poza krajem, harujemy na wyniki, robimy, co w naszej mocy, by zbliżać się do światowej czołówki, a tymczasem nie możemy mieć spokojnej głowy, tylko ciągle myślimy i martwimy się sprawami, które powinny być poza nami. Na przykład, żeby godnie i porządnie wyglądać jako reprezentacja... Musi Pani bardzo kochać łyżwiarstwo, skoro wszystkie te przeszkody mozolnie pokonuje? - Bo to piękny i wymagający sport. Urzeka mnie w nim szybkość, dynamika i dążenie do perfekcji. Niektórzy myślą, że wystarczy być szybkim i silnym, by myśleć o sukcesach, tymczasem o wszystkim decyduje przede wszystkim techniczna doskonałość, poparta oczywiście odpowiednim treningiem wytrzymałościowym, siłowym i szybkościowym. To wszechstronna dyscyplina, rozwijająca zawodnika na każdym poziomie. A poza tym z roku na rok poprawiam swe wyniki, rekordy życiowe, Polski, zajmuję coraz lepsze miejsca na międzynarodowej arenie, zatem widzę sens tej pracy i wyrzeczeń. Co musi Pani poprawić, by jeszcze bardziej zbliżyć się do światowej czołówki? - W Moskwie uzyskałam niedawno szósty czas zawodów PŚ (na 1500 m), to już coś znaczyło, bo miejsca szóste, a nawet ósme od podium dzielą dziesiąte części sekund. Niby niewiele, z drugiej strony dużo. Na pewno muszę być bardziej regularna, dotychczas starty dobre, nawet bardzo dobre przeplatałam słabszymi - a tych lepszych powinno być zdecydowanie więcej. Rezerwy mam w technice, choć cały czas ją poprawiam. Jestem już na tyle doświadczoną zawodniczką, że potrafię wyczuć, w którym momencie jedzie mi się dobrze, a kiedy popełniam jakieś błędy. Krótko mówiąc, chodzi o to, by nie biec po lodzie, tylko po nim jechać, wręcz płynąć, a każdy ruch by był konsekwencją poprzedniego. Wkrótce przed Panią mistrzostwa Europy w Heerenveen, a w marcu mistrzostwa świata w Vancouver - próba generalna przed igrzyskami olimpijskimi. - I musimy się w nich dobrze zaprezentować, by zapewnić sobie odpowiednie warunki przygotowań do igrzysk. Bronię ósmego miejsca na 1500 m, chciałabym co najmniej je utrzymać. W Kanadzie lód nie jest najszybszy, ma to związek z położeniem hali w delcie rzeki, porównywalny z obiektami europejskimi, w Berlinie, Moskwie czy Heerenveen. Na pewno będzie perfekcyjnie przygotowany, gospodarze są z tego znani. Dziękuję za rozmowę. Piotr Skrobisz W zakończonych w niedzielę mistrzostwach Polski w łyżwiarstwie szybkim Katarzyna Wójcicka była najlepsza na 500, 1000, 1500, 3000 i 5000 m, czyli na wszystkich dystansach, na jakich startowała. Podobna sytuacja ma miejsce już od dobrych kilku lat, nic dziwnego, iż w kolekcji 28-letniej zawodniczki LKS Poroniec znajduje się 69 (!) złotych medali. Wójcicka ma za sobą starty na dwóch igrzyskach olimpijskich, w 2006 r. w Turynie wypadła bardzo dobrze, zajmując ósme miejsce na 1000 m, dziesiąte na 3000 i jedenaste na 1500. Rok temu była ósma na 1500 m na mistrzostwach świata "Nasz Dziennik" 2008-12-04

Autor: wa