Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wiata nad wrakiem

Treść

Piotr Falkowski Smoleńsk


Po 21 miesiącach od katastrofy szczątki samolotu są przynajmniej częściowo chronione od wiatru i opadów. Profesjonalne zabezpieczenie tego, co zostało z tupolewa, od dawna było postulatem strony polskiej. Wygląda jednak na to, że wrak długo jeszcze pozostanie na placu na terenie lotniska wojskowego w Smoleńsku.
Na początku października 2010 roku, przed wizytą grupy rodzin ofiar w towarzystwie Anny Komorowskiej, Rosjanie ogrodzili wrak blaszanym płotem i przykryli brezentem. To zabezpieczenie było niewiele warte. Płot żadnej istotnej roli nie spełniał, ponieważ plac i tak znajduje się na zamkniętym terenie wojskowym, a plandekę wkrótce zniszczyły wiatr i mrozy. Po kilku miesiącach otoczenie przedstawiało widok jeszcze bardziej żałosny, niż gdyby przykrycia w ogóle nie było. Resztki mokrego materiału walały się wokół i zwisały z części kadłuba. Przed pracami grupy biegłych na zlecenie polskiej prokuratury brezent ponownie rozciągnięto i trochę naprawiono. Oczywiście kolejna zima, deszcze i śnieg nie dały za wygraną.
Wrak stanowi dowód rzeczowy w podjętym przez Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej śledztwie w sprawie katastrofy i podobno Rosjanie prowadzą na nim wciąż jakieś badania. A przynajmniej jest to oficjalny powód przetrzymywania należącej do Polski maszyny. Oczywiście niszczejące części stanowią coraz mniej wartościowy materiał dowodowy. Stronie rosyjskiej to nie przeszkadza, ponieważ biegli Komitetu nie mają żadnego czasu na przygotowanie ekspertyzy, nikt w Moskwie ani Smoleńsku nie jest w stanie podać daty zwrotu tupolewa.
Wiata nad wrakiem to prosta konstrukcja z desek. Ściany i dach pokryto ceratą, która zdążyła już w kilku miejscach popękać. To nowe przykrycie nie chroni oczywiście przed zimnem i wilgocią. Co więcej, drzwi w wiacie co chwilę zamykają się i znowu otwierają. Niestety, to nie rosyjski ekspert pracuje przy wraku, tylko wiatr targa drzwiami i hula po wnętrzu wiaty, nanosząc do środka tony śniegu.
Jak zapewnia rzecznik gubernatora obwodu smoleńskiego Andriej Jewsiejenkow, koszty budowy konstrukcji pokryły po części budżet federalny i obwodowy. Urzędnik przyznaje w rozmowie z "Naszym Dziennikiem", że zainteresowanie miejscem katastrofy i wrakiem nie ustaje. Administracja oczekuje też na decyzje z Moskwy i Warszawy dotyczące zagospodarowania terenu przy lotnisku. Zaraz po 10 kwietnia 2010 roku pojawił się tam krzyż i pamiątkowy obelisk, wkrótce grupa rodzin ofiar umieściła na nim tablicę informacyjną. Kwiaty i znicze płoną też przy jednym z drzew, w którym utknął niewielki kawałek samolotu. Miejscowe władze w kwietniu 2011 roku zamieniły po kryjomu tablicę na własną - nie wspominającą o Katyniu jako celu tragicznie zakończonej wizyty polskiej delegacji. Wtedy prezydenci Bronisław Komorowski i Dmitrij Miedwiediew ogłosili konkurs na pomnik i zagospodarowanie miejsca katastrofy. Zanim ministerstwa kultury Polski i Rosji porozumiały się w tej sprawie, minęło trochę czasu. Dopiero 16 stycznia upłynął termin nadsyłania prac, a 30 marca komisja złożona z polskich i rosyjskich artystów (należy do niej także Ewa Komorowska, wdowa po poległym w Smoleńsku wiceministrze obrony narodowej) ogłosi zwycięzcę. Całość założenia memorialnego ma objąć obszar o powierzchni około 400 metrów kwadratowych. Wysokość pomnika nie powinna przekraczać 5 metrów. Ma być wykonany w trwałym, dobrym jakościowo materiale, a koncepcja zagospodarowania terenu wokół pomnika "winna harmonijnie nawiązywać do otoczenia". Całkowity koszt realizacji pomysłu nie może przekroczyć miliona euro.
Tymczasem smoleńska policja zaprzestała stałego patrolowania miejsca katastrofy. Do niedawna o każdej porze dnia i nocy można było zastać tam zaparkowany samochód i funkcjonariusza przynajmniej teoretycznie pilnującego terenu. Dla wygody doprowadzono do tego miejsca prąd. Teraz samochodu nie ma, chociaż ślady na śniegu wskazują, że od czasu do czasu służby porządkowe tu zaglądają. Na skrzynce doprowadzającej zasilanie pozostała tabliczka Komitetu Śledczego sprzed roku, informująca, że teren został zamknięty i ogrodzony w związku z "czynnościami dochodzeniowymi". Teren poza wybetonowaną drogą dojazdową "do kamienia" jest rzeczywiście ogrodzony drucianą siatką. Niestety, nikt tu nie prowadzi żadnych czynności. Z jednym wyjątkiem. Śledczy pojawili się tu w grudniu. Byli razem z polskimi prokuratorami i biegłymi.

Nasz Dziennik Środa, 22 lutego 2012, Nr 44 (4279)

Autor: au