Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wierzył, że Polska się odrodzi

Treść

Rozmowa z Marią Fieldorf-Czarską, córką generała Augusta Emila Fieldorfa "Nila"
Ryszard Bugajski obnosi się po różnych mediach ze swoimi zasługami, chwali się filmem o generale "Nilu", ale obraża jego córkę. Zaatakował Panią pałką antysemityzmu. Dlaczego postanowiła Pani zareagować?
- W rozmowie zamieszczonej w "Gazecie Wyborczej" (18-19 kwietnia br.) nie dość że pan Bugajski kłamliwie nazwał mnie antysemitką, to również zapowiada: "Pierzmy te brudy". Jakie brudy? Czy rozmowa ze mną to coś obrzydliwego? Nie mogę tego puścić płazem i pozwolić obrażać się bezkarnie. Z jakiej racji? Czy ja coś złego zrobiłam? Mówię tylko otwarcie o faktach.
Co powiedziała Pani w filmie Aliny Czerniakowskiej? Bugajski wmawia, że: "Pani Fieldorf-Czarska w filmie dokumentalnym Aliny Czerniakowskiej o jej ojcu mówi, że generał Fieldorf by żył, gdyby Polską nie rządziła wtedy mafia żydowska. Nie podejmuję się polemizować z antysemitami".
- W filmie pani Czerniakowskiej powiedziałam dokładnie tak: "Gdyby mój ojciec był Żydem, a Polacy by go zamordowali, to Żydzi by znaleźli tych Polaków i na pewno osądzili. A ponieważ jest odwrotnie, więc jest tak, jak jest". Każdy, kto obejrzy ten film, przekona się, że tylko te słowa padły.
Gdzie tu antysemityzm?
- Wręcz przeciwnie, ja pochwalam, że Żydzi potrafią swoich wrogów odszukać, złapać, ukarać, a my, Polacy, nie radzimy sobie z wymierzaniem sprawiedliwości zbrodniarzom. Nam każdy może zrobić, co chce. Mało tego, w innym wywiadzie pan Bugajski powiedział, że to my, Polacy, zamordowaliśmy takiego bohatera jak mój ojciec. Jak można tak mówić? Gdzie tam był chociaż jeden Polak?
Cały skład Sądu Najwyższego, który zatwierdził wyrok śmierci wydany przez sąd wojewódzki, tworzyły osoby pochodzenia żydowskiego...
- Był wyznaczony jeden Polak, sędzia Mazur, ale on odmówił. Gdy Alina Czerniakowska robiła swój pierwszy film o ojcu, wielu tych sędziów i prokuratorów jeszcze wtedy żyło, np. prof. Igor Andrejew. Był już wtedy bardzo chory, nie wychodził z domu, ale chciał rozmawiać. Nie pozwolił tylko nagrywać. Na pytanie pani Czerniakowskiej, dlaczego podpisał wyrok śmierci na ojca, powiedział: "Byłem za słaby". Ale nawet wtedy nie chciał tego publicznie przyznać...
Wracając do oszczerstwa rzuconego na Panią przez Ryszarda Bugajskiego. Czyżby się mścił za to, że rok temu wskazała Pani na słabe punkty scenariusza filmu o generale "Nilu"?
- Myślę, że się na mnie obraził za to, że skrytykowałam jego filmy. Ale on od początku mnie omijał, nie chciał ze mną rozmawiać.
Kiedy doszło do spotkania?
- Bardzo późno, "na przymus", gdy postraszyłam sądem. Wcześniej prosiłam, żeby reżyser i producenci skontaktowali się z Marią Fieldorf [bratanicą gen. Emila Fieldorfa "Nila" - przyp. red.] i Leszkiem Zachutą w Krakowie, z Aliną Czerniakowską, która zrobiła dwa dokumentalne filmy o ojcu, no i ze mną. Nic z tego nie wyszło. Krzysztof Łukaszewicz umówił się z Marią Fieldorf i Leszkiem Zachutą, którzy przygotowali dla niego materiały, a on się nie zjawił. Potem była cisza, myślałam, że nic już nie robią. Przypadkowo, bodajże z prasy czy z telewizji, dowiedziałam się, że taki film jednak powstaje, w Warszawie są nakręcane sceny zamachu na Kutscherę. Wtedy napisałam do producenta, przysłali mi konspekt scenariusza. Przeczytałam. Nie spodobał mi się, więc powiedziałam, że nie zgadzam się, aby na tej podstawie był robiony film o moim ojcu. Później dostałam pełny tekst scenariusza, swoje uwagi ujęłam znów w formę listu. I wówczas przyjechał pan Bugajski z producentem.
Jak przebiegała ta wizyta?
- Od razu się naburmuszył, bo żartem zapytałam: "A gdzie są kwiaty?". Byli przecież do mnie zaproszeni na obiad. Kto ich tak wychował? Później powiedziałam też, że wyszłam z filmu "Przesłuchanie" zniesmaczona, a film telewizyjny o rotmistrzu Witoldzie Pileckim był - moim zdaniem - zły, bo nie oddawał jego osobowości. Na pewno pan Bugajski jest zdolnym reżyserem, ale musi zrozumieć, że mój odbiór pewnych spraw jest zupełnie inny niż jego. Jak on mógł powiedzieć, że mój ojciec by się zaprzyjaźnił z Jackiem Kuroniem? Z człowiekiem, który likwidował polskie harcerstwo? Ojciec bardzo kochał harcerzy, Szare Szeregi.
Jako córka generała Fieldorfa miała Pani pełne prawo zwracać uwagę na słabości scenariusza i domagać się zmian, tym bardziej że pan Bugajski mówi, że robi kino historyczne. Jest przecież określony przekaz historyczny, są relacje świadków, dokumenty, które w imię wierności faktom trzeba respektować. Inaczej taki film zamiast edukować, będzie dezinformować.
- Pan Bugajski najpierw podkreślał, że to będzie tylko film fabularny, a nie historyczny. Mówił, iż jako twórca ma prawo do własnego spojrzenia, usiłując wymusić moją zgodę na jego niezgodne z prawdą pomysły. Oponowałam, mówiąc, że mój ojciec jest postacią historyczną i tak będzie też traktowany ten film, zwłaszcza przez młodzież. Zwracałam również uwagę, że mój ojciec jest tak barwną postacią, ma tak bogaty życiorys, iż nic tam nie trzeba dodawać. A pan Bugajski to zrobił...
W imię czego lekceważy fakty?
- Najgorsza jest scena ostatniego widzenia z ojcem w więzieniu. Absolutnie nie chciałam się na nią zgodzić, bo jest zupełnie nieprawdziwa. Na widzeniu była tylko moja mama, a w filmie wstawiono jeszcze nas z siostrą. Mama tak pięknie, wzruszająco opisała to spotkanie, chciałam, żeby reżyser to przelał na język filmu. Ale nie... Najgorzej, że ta scena kończy się tak, że można domniemywać, iż ojciec poprosił o łaskę. To mnie bardzo zabolało.
Mimo to zaakceptowała Pani "Generała 'Nila'"?
- Dobrze, że ten film powstał, szczególnie jestem wdzięczna panu Olgierdowi Łukaszewiczowi, bo widać, że bardzo starał się odtworzyć postać mego ojca.
Odnajduje Pani jego cechy w tej roli?
- Tak, gra powściągliwie, a mój ojciec zawsze był powściągliwy w okazywaniu uczuć, swojej religijności, nie afiszował się chorobami. Był wesoły, żartował, ale dla siebie był twardy. Posiadał cechy żołnierza i uważał, że nie może sobie pozwolić na okazywanie jakiejś miękkości.
Nie pasuje mi do obrazu generała określanie go przez Ryszarda Bugajskiego jako racjonalnego pragmatyka. To brzmi jakoś fałszywie...
- Ojciec bardzo bolał nad tym, że tyle młodzieży zginęło podczas okupacji, w Powstaniu Warszawskim, po wojnie. Dlatego uważał, że młodzi muszą się kształcić, bo inaczej z Polski nic nie będzie. Stawiał na przetrwanie - to jest najbardziej prawidłowe określenie jego postawy. Bo wierzył, że Polska się obudzi... Nie przemawiał przez niego jakiś oportunizm, ale troska. Dlatego nie chciał uchodzić za granicę, chociaż mógł to zrobić. Powiedział, że to byłoby tchórzostwo. Jako najwyższy szarżą dowódca AK w kraju nie mógł tak postąpić i zostawić tych, z którymi walczył przez tyle lat. Nie opuścił ludzi tak jak Mikołajczyk. Gdyby myślał pragmatycznie, to by przecież podpisał tę współpracę z UB i koniec. Ale on wziął na siebie odpowiedzialność za honor polskiego żołnierza.
Spodziewał się, że komuniści go zamordują?
- Nie. Liczył się z aresztowaniem, ale nie sądził, że dostanie karę śmierci. Po powrocie z sowieckich łagrów nie prowadził przecież walki zbrojnej przeciwko Związkowi Sowieckiemu.
I nie poszedł na żaden układ, nie podjął żadnej gry z władzą. Za to zapłacił najwyższą cenę.
- Ważne jest przesłanie tego filmu: odmowa mojego ojca na współpracę z UB dokumentuje, że niekoniecznie trzeba było się zgadzać na kolaborację. Niestety, teraz bohaterami są ludzie, którzy się złamali.
Dziękuję za rozmowę.
Małgorzata Rutkowska
"Nasz Dziennik" 2009-04-23

Autor: wa