Wybiegamy przed orkiestrę
Treść
Premier i rząd doskonale wiedzą, że to jest zły traktat. Najbardziej oczywiste jest to, że drastycznie obniża pozycję Polski w Unii. Dziś nasz głos w Radzie Europejskiej ma siłę 93 proc. głosu Niemiec. Teraz zostanie obniżony o połowę.
Obserwujemy sytuację wokół Kosowa - jasno pokazuje brak wspólnej międzynarodowej wizji w Unii. Będziemy więc tworzyć instrumenty wspólnej polityki zagranicznej bez uzgodnienia, jakiej polityce mają służyć. Będzie to zatem narzędzie presji zamiast dialogu. Traktat wprowadza - i to w tekście głównym, nie tylko w Karcie Praw Podstawowych - inwencje w rodzaju "orientacji seksualnej", co zakłada akceptację prawną każdej formy rozwiązłości zamiast wspierania małżeństwa, wierności, rodzicielstwa - dzięki którym istnieje naród i społeczeństwo. To nie jest traktat reformujący, ale deformujący współpracę europejską.
Rząd w żadnym wypadku nie powinien przyspieszać ratyfikacji. Rząd Kaczyńskiego usprawiedliwiał podpisanie tego traktatu stanowiskiem innych rządów. Niech więc przynajmniej czekają na ostateczną opinię innych państw. Widzimy, co dzieje się u sąsiadów. W Czechach - a chodzi o naszych najbliższych, obok Litwinów, przyjaciół - wybory prezydenckie powtórnie wygrał Vaclav Klaus, najbardziej zdecydowany przeciwnik traktatu wśród przywódców europejskich. Na Słowacji ratyfikację, do tej pory skutecznie, blokuje opozycja. A z drugiej strony Europy nie wiemy, jaką formę ratyfikacji wybierze Wielka Brytania, a tam referendum oznacza odrzucenie traktatu. Nie znamy jeszcze wyniku referendum irlandzkiego, a powodów do odrzucenia Irlandczycy tym razem mają więcej niż przy referendum nicejskim (ze względu na bardzo tam niepopularną wspólną politykę zagraniczną i odrzucenie wartości chrześcijańskich).
Jeśli miałoby dojść do ratyfikacji, to jedyną właściwą formą jest referendum narodowe. To przy debacie o traktacie konstytucyjnym - a przecież ten traktat ma tylko zmienioną nazwę - obiecywały wszystkie siły polityczne.
Ale przede wszystkim nie należy z ratyfikacją spieszyć się w ogóle. Szybka ratyfikacja parlamentarna oznacza eliminację debaty narodowej, a to takie samo oszustwo, jak wycofanie nicejskiego systemu liczenia głosów. Rząd Tuska, decydując się na przyspieszoną ratyfikację, pozbywa się możliwości wznowienia polskich postulatów, jeśli przyjęcie traktatu napotka na przeszkody w innych państwach. Działa nie tylko na rzecz przyjęcia złego traktatu, ale nawet przeciw możliwości jego poprawienia.
Od PiS należy oczekiwać rewizji stanowiska politycznego. A przynajmniej użycia siły parlamentarnej do zatrzymania przyspieszonej ratyfikacji. Wystarczy, że przypomni rządowi, iż 154 głosy potrzebne do odrzucenia traktatu ma z zapasem. Naród ma prawo do debaty publicznej, a samo PiS najwyraźniej potrzebuje czasu na autorefleksję. A Polacy, którzy poparli PiS, mają prawo zapytać, do czego zostanie użyte ich poparcie, co stanie się z ich głosami.
not. GLK
"Nasz Dziennik" 2008-02-20
Autor: wa