Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wyborczy rykoszet

Treść

NOWY SĄCZ. - Sprawa była od początku ukartowana - twierdzi były radny Mieczysław G., skazany na półtora roku więzienia za potrącenie pieszego



Sąd Grodzki skazał byłego radnego Mieczysława G. na karę półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata, uznając go winnym potrącenia pieszego we wrześniu 2002 r. Przez dwa lata nie będzie on mógł również prowadzić samochodu.


Mieczysław G. nie zgadza się z ustaleniami sądu i nadal utrzymuje, że jest niewinny. Podtrzymuje to, co zeznał podczas procesu. Z jego relacji wynika, że feralnego wrześniowego wieczora opla vectrę, należącego do jego żony, prowadziła pracownica zatrudniona w ich sklepie. Ona sama przyznała się do tego, choć przekonuje, iż nie pamięta, by kogokolwiek potrąciła.


- Sprawa była od początku ukartowana - twierdzi Mieczysław G. - Sąd nie dał wiary zeznaniom mojej pracownicy, poza tym oparł się na zeznaniach niewiarygodnego świadka, który podczas sądowego eksperymentu wskazał inne miejsce postoju samochodu, niż ustalono w śledztwie. Mimo to jego wersja okazała się kluczowa dla sprawy. To niesamowite. Dlatego mój adwokat złożył już odwołanie od wyroku sądu pierwszej instancji. Nie możemy zgodzić się z werdyktem, który uderza w niewinnego człowieka.


Z rozstrzygnięcia sprawy niezadowolona jest także rodzina poszkodowanego. Jego brat Stanisław Cz. także ma pretensje do sądu tyle, że z zupełnie innego powodu.


Co ciekawe, mężczyzna zapowiada walkę z wymiarem sprawiedliwości mimo, że wyrok jest niekorzystny dla oskarżonego, który został uznany za winnego spowodowania wypadku.


- Brat nie został powiadomiony o terminie rozprawy, na której miał zapaść wyrok - tłumaczy Stanisław Cz. - Mógłby się od niego odwołać, ale minął już urzędowy termin składania takiego odwołania. To niedopuszczalne, by nie poinformować poszkodowanego o werdykcie, który przecież dotyczy także jego. Dziś brat jest ciężko chory, z trudem się porusza. Jego obecny stan w dużej mierze jest skutkiem tego, co wydarzyło się we wrześniu 2002 roku.


Stanisław Cz. sugeruje też, że sąd, uznając winę oskarżonego, powinien pociągnąć do odpowiedzialności także jego pracownicę. Zeznając, iż to ona prowadziła samochód, który potrącił mężczyznę, mówiła bowiem nieprawdę. A jak wiadomo, składanie fałszywych zeznań łączy się z odpowiedzialnością karną.


Mieczysław G. będzie cierpliwie czekał na ponowny proces przed sądem drugiej instancji. Nadal utrzymuje, że tarapaty, w jakie popadł, są pokłosiem prezydenckiej kampanii wyborczej, w której startował z listy ugrupowania Sądeczanie Razem.


- Afera wybuchła w trakcie kampanii, co znacznie osłabiło moją pozycję. Ktoś osiągnął swój cel polityczny i zostałem wyeliminowany. Ten wyrok, to dla niego kolejna satysfakcja - kończy Mieczysław G.


PAWEŁ SZELIGA

"Dziennik Polski" 2005-02-09

Autor: ab