Wytrzymali przez pół godziny
Treść
1/16 finału Pucharu Polski: Sandecja II Nowy Sącz - Legia Warszawa 0-4 (0-3) 0-1 Radović 30, 0-2 Korzym 42, 0-3 Radović 44, 0-4 Grzelak 72. Sędziował Adam Kajzer z Rzeszowa. Żółte kartki: Polański - Wawrzyniak, Ekwueme. Widzów 4500. Sandecja II: Kozioł - Szczepanik, Szufryn, Frohlich, Kandyfer - Damasiewicz, Polański, Cavojski (64 Orzechowski), Gryźlak (46 Rysiewicz) - Nowak, Ostalczyk (76 Peciak). Legia: Skaba - Rzeźniczak (69 Astiz), Augustyn, Wawrzyniak, Kiełbowicz (56 Wysocki) - Radović (64 Grosicki), Ekwueme, Burkhardt, Smoliński - Korzym, Grzelak. Przed meczem trener Legii Jan Urban, chociaż pewny swego, przestrzegał podopiecznych przed nieobliczalnymi rywalami. Obawy szkoleniowca okazały się płonne. Sandecja II, mimo że jej skład tworzyli głównie gracze z pierwszego zespołu, w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła ustępowała liderowi ekstraklasy, tylko przez pierwsze dwa kwadranse usiłując dotrzymać mu kroku. Po spotkaniu Urban mógł zatem uczciwie przyznać, że spodziewał się, że gospodarze podyktują twardsze warunki. Przyjezdni potrzebowali kilkunastu minut na "obwąchanie" rywali, po czym przystąpili do zrazu pozornie niemrawych, później coraz bardziej zdecydowanych ataków. Jeszcze w 18 min Kozioł odważnie wygarnął piłkę spod nóg Radovicia, ale w 30 min był już bezradny. Po strzale Burkhardta z 14 m bramkarz Sandecji instynktownie sparował futbolówkę, ale z dobitką jako pierwszy zdążył Radović. Gospodarze popełnili w tym momencie zasadniczy błąd: zamiast nadal starać się rozbijać akcje Legii, wyczekując na okazję do kontry, natychmiast chcieli odrobić stratę. Rozrzedzili szyki w defensywnie, nadziewając się jeszcze w pierwszej połowie na dwa bolesne ciosy. Najpierw wywodzący się z Nowego Sącza Korzym otrzymał dokładne prostopadłe podanie od Grzelaka i w sytuacji sam na sam z Koziołem zachował zimną krew, a tuż przed przerwą drugą asystę zapisał na swym koncie rzeczony Grzelak. Napastnik ze stolicy dostrzegł pozostawionego na prawym skrzydle bez opieki Radovicia, posłał doń długie podanie, a Serb z 12 m przymierzył w tzw. długi róg. Po zmianie stron obraz gry tylko o tyle uległ zmianie, że zadowoleni z wyniku goście trochę spuścili z tonu, co i tak nie ustrzegło miejscowych przed stratą czwartego gola. Zdobył go w 72 min Grzelak, który swą aktywną postawę ukoronował strzałem nie do obrony, oddanym po dośrodkowaniu Grosickiego. Wcześniej dwukrotnie przed szansami bramkowymi stawali sądeczanie. W 60 min Rysiewicz minął po lewej stronie boiska dwóch przeciwników, ale z 14 m uderzył zbyt anemicznie i Skaba spokojnie złapał piłkę, zaś w 67 min Ostalczyk uruchomił Szczepańskiego, który z 15 m przeniósł futbolówkę wysoko nad poprzeczką. W 78 min, zatem już po bramce Grzelaka, "wyczyn" swego kolegi z obrony skopiował Peciak, pudłując z 10 m, lecz najdogodniejszą sytuację zmarnował na 9 min przed końcem Nowak. Kapitan drużyny miejscowych niemal od połowy boiska biegł sam naprzeciw Skabie, w decydującym momencie zawiodły go jednak nerwy i trafił wprost w padającego na murawę bramkarza Legii. Mecz był wielkim wydarzeniem dla sportowego Nowego Sącza. Obserwowało go, także z mostu na Kamienicy, przeszło 4 tys osób. Na trybunach zjawił się prezydent miasta Ryszard Nowak, jego zastępca Jerzy Gwiżdż, byli też eksparlamentarzyści. Mało kto liczył na sukces Sandecji II, jej porażkę przyjęto więc ze spokojem, jako logiczną wykładnię miejsc zajmowanych przez rywali w hierarchii rodzimego futbolu. Daniel WEIMER Pod szatnią Legii Maciej Korzym: - Bardzo miło było zagrać znów na stadionie Sandecji. Walczę o miejsce w podstawowej jedenastce Legii i mam nadzieję, że bramka zdobyta dzisiaj skróciła mi trochę do niej drogę. W Internecie na bieżąco śledzę losy sądeckiego klubu. Żałuję, że ma ostatnio kiepską passę. Kiedyś jednak musi się ona skończyć. Miroslav Radović: - Wyszliśmy na boisko maksymalnie skoncentrowani, bowiem wciąż przypominano nam o wpadce w Sanoku. Wygraliśmy na pewno zasłużenie, a ja cieszę się z dwóch strzelonych bramek. Zauważyłem, że Sandecja ma kilku dobrych, perspektywicznych zawodników. Bardzo podobała mi się oprawa meczu i atmosfera panująca na trybunach. Do momentu, kiedy kibice wtargnęli na bieżnię. Bartłomiej Grzelak: - Wybiegliśmy na boisko bez kilku zawodników z podstawowego składu. Zaskoczyła mnie zachowawcza postawa Sandecji. Myślałem, że zagra odważniej. Staram się być wobec siebie krytyczny, dzisiejszy występ oceniam więc średnio. Co nie oznacza, że bramka oraz dwie asysty nie dały mi satysfakcji. (DW) Zdaniem trenerów Stanisław Filas, Sandecja II: - Naszym celem było jak najdłużej nie dać sobie strzelić bramki. Liczyliśmy, że w miarę upływu czasu legioniści będą grać coraz bardziej nerwowo, a nam uda się jakaś kontra. Plany te wzięły w łeb po straconym golu, który padł właściwie z niczego. To odebrało moim podopiecznym wiarę w możliwość sprawienia sensacji. Obiektywnie muszę przyznać, że Legia była oczywiście pod każdym względem lepsza i odniosła jak najbardziej zasłużone zwycięstwo. Jego rozmiary mogły być jednak dla nas mniej przykre, ale zmarnowaliśmy co najmniej dwie dogodne sytuacje. Niemniej gratuluję serdecznie trenerowi Urbanowi. Na pytanie reportera "Dziennika Polskiego", czy wpływ na mało przekonującą postawę jego drużyny mogła mieć fatalna passa Sandecji w III lidze, Filas odparł: - Na pewno gdzieś w głowach piłkarzy tłukła się myśl o niemożności odniesienia zwycięstwa. Starałem się przed meczem dodać im ducha, wmówić, że każdego rywala można pokonać, ale, jak widać, nie przyniosło to skutku. Mam jednak nadzieję, że zrozumieli, że jeśli z liderem ekstraklasy potrafią momentami nawiązywać w miarę równą walkę, to w trzeciej lidze powinni wygrywać. Jan Urban, Legia: - Zadowolony jestem z łatwego w sumie zwycięstwa, z tego, że żaden z piłkarzy nie nabawił się kontuzji oraz z faktu, że nie powtórzył się koszmar z poprzedniego sezonu, kiedy z pucharu wyeliminował nas outsider trzeciej ligi. Nie byłem na meczu w Sanoku, mogę więc jedynie przypuszczać, że Legię zgubiła wówczas pewność siebie. Tym razem nie popełniliśmy podobnego błędu, nie zlekceważyliśmy rywali. Przyznam, że spodziewałem się, iż stawi nam on większy opór. Po zdobyciu prowadzenia poszliśmy za ciosem, by w kilka minut zapewnić sobie spokojne granie w drugiej połowie. Cieszę się, iż jednego z goli zdobył Maciek Korzym, któremu dałem szansę występu w swoim rodzinnym mieście. Wiem, że z Nowego Sącza i okolicy wywodzi się wiele innych piłkarskich talentów. Jest przecież jeszcze Janczyk, są grający teraz u nas w Młodej Ekstraklasie Kozub, Cempa i Zbozień. Śledzę ich rozwój, a Zbozienia zabrałem nawet na towarzyski mecz do Pampeluny. Ta mnogość wyruszających stąd w świat obiecujących graczy świadczy tylko o dobrej pracy z młodzieżą. (DW) Pod szatnią Sandecji Paweł Szczepanik: - Zagraliśmy na tyle, na ile nas było stać. Rozpoczęliśmy bardzo skoncentrowani, chcąc jak najdłużej utrzymać rezultat bezbramkowy. Zaczynałem już wierzyć, że do przerwy nie damy sobie strzelić bramki, kiedy trafił nas Radović. Dalsze gole dla Legii były już tylko konsekwencją tego pierwszego. Trudno rozpaczać, jeśli przegrywa się z ubiegłorocznym mistrzem Polski. Pewien niedosyt jednak pozostał. Marek Kozioł: - Nie winię się za puszczenie żadnej z bramek. Podobno zgłasza się do mnie pretensje o pierwszą z nich. Nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy. Po strzale Burkhardta był rykoszet i tylko instynktownie odbiłem piłkę w bok. Akurat tam stał Radović. Legia była lepsza, a występ przeciwko tak klasowej drużynie pozostanie dla mnie miłym wspomnieniem. Grzegorz Nowak: - Z Maćkiem Korzymem wychowaliśmy się na tym samym podwórku, na którym przed nami dorastali również Piotr Świerczewski i Aleksander Kłak, a także reprezentantka Polski w piłce ręcznej Alina Niewiarowska-Magiera. "Dziennik Polski" napisał kiedyś, że było to czarodziejskie sportowe podwórko i coś w tym jest. Dzisiaj Maciek strzela bramki w ekstraklasie, a ja biegam po czwartoligowych boiskach. Widocznie na którymś etapie piłkarskiego rozwoju musiałem coś zaniedbać. Co do zmarnowanej przeze mnie sytuacji, to czułem w kościach zderzenie z Astizem i w decydującym momencie zawiodła mnie precyzja. (DW) "Dziennik Polski" 2007-09-26
Autor: wa