Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Z determinacją do samego końca

Treść

Rozmowa z Joanną Mirek, siatkarką Muszynianki-Fakro Muszyna
Już przed sezonem wszyscy obserwatorzy ligowych zmagań orzekli, że finał mistrzostw Polski jest zarezerwowany dla Muszynianki i BKS Aluprof Bielsko-Biała. Oczywiście się nie pomylili...
- I teraz wszyscy się zastanawiają, jaki może w nim paść wynik, co już jest kwestią dużo trudniejszą. My możemy obiecać, że do każdego spotkania podejdziemy z wiarą w zwycięstwo, ale też niczego nie zadeklaruję. To jest sport. Na szczęście mamy troszkę czasu, aby do tych najważniejszych w sezonie pojedynków optymalnie się przygotować, przez święta odpoczniemy - tak psychicznie, jak i fizycznie.
BKS miał zdecydowanie krótszą i łatwiejszą drogę do finału, Wy musiałyście stoczyć m.in. szalenie trudne pojedynki z tradycyjnie niewygodnym Farmutilem Piła, wcześniej łączyłyście ligowe mecze z występami w Lidze Mistrzyń.
- Ale też przychodząc do Muszyny, każda z nas doskonale wiedziała, co ją czeka. Miałyśmy świadomość, że zagramy w lidze i Pucharze Polski oraz Lidze Mistrzyń, co oznaczało więcej spotkań, więcej obowiązków, stresu i presji. A z Piłą zawsze nam się ciężko rywalizowało, to bardzo dobra drużyna z reprezentantkami w składzie. Możemy tylko się cieszyć, że zachowałyśmy więcej zimnej krwi do samego końca i przechyliłyśmy szalę zwycięstwa na swoją stronę.
A przy okazji tie-break czwartego, ostatniego meczu półfinału przeszedł do historii ligi, bo rzadko zdarzają się partie o takiej dramaturgii i zmienności wydarzeń.
- Niestety, chciałoby się powiedzieć. Tak dziwnego i stresogennego seta nie pamiętam: wygrywałyśmy 8:2, by za kilka minut przegrywać 12:14 i znaleźć się pod ścianą. To był jakiś koszmar, ale ostatecznie wyszłyśmy z niego obronną ręką. Przesądziło pewnie większe doświadczenie, opanowanie, dobre wyszkolenie techniczne oraz przygotowanie do końcówki sezonu. Z jednej strony cieszy, że potrafimy odnaleźć się w opresji i nie poddajemy się, z drugiej mamy o czym myśleć. Zdarzają się nam bowiem mecze, w których wysoko prowadzimy, po czym rozluźniamy się, gdyż sądzimy, że nic złego nie może nas spotkać. To złudne, po chwili tracimy serię punktów. W każdym momencie musimy maksymalnie się sprężać, bo w siatkówce wszystko jest rozstrzygnięte dopiero po ostatniej piłce.
Na pewno jesteście bardziej zmęczone niż Bielsko, może to mieć jakieś znaczenie w kontekście walki o złoto?
- Raczej nie. Przed finałem nikt nawet nie zwraca uwagi na to, że boli, przydałaby się chwila odpoczynku. Wakacje będziemy mieć dopiero po zakończeniu sezonu, teraz czekają nas najważniejsze pojedynki. Nie ma co szukać wymówek, tłumaczeń na siłę.
Bielszczanki przyznają, że tak naprawdę nikt nie żąda od nich tytułu, nie mają noża na gardle, choć oczywiście mistrzostwo jest celem numer jeden. Jak jest u Was?
- Nie wiem, jak jest w Bielsku, czego oczekuje od nich sponsor. Trudno mi cokolwiek komentować. My już przed sezonem miałyśmy świadomość, że każde miejsce poza finałem będzie porażką. Finał osiągnęłyśmy, niby zrealizowałyśmy już podstawowe zadanie, lecz żadna z nas nie zamierza na tym poprzestać. Wszyscy - i dziewczyny, i trener - chcemy zwyciężyć, ale co z tego wyjdzie, dopiero zobaczymy. Sport jest tak nieobliczalny i potrafi przybierać niekiedy tak zaskakujący obrót, że nigdy niczego nie można być pewnym. Bielsko jest silne, bardzo silne, ale my również. Spodziewam się ciekawej, wyrównanej i toczonej na wysokim poziomie rywalizacji.
Kibice się emocjonują, bo w finale naprzeciw siebie stanie... reprezentacja Polski. Prawie wszystkie grałyście w niej kiedyś lub gracie teraz, myślicie też o tym?
- Raczej nie, bo liga to jednak liga, nie reprezentacja. Wiemy, że dobra gra jest zazwyczaj przepustką do kadry, ale proszę mi wierzyć, w meczach o złoto myśli się raczej o tym, jak pokonać, przechytrzyć rywalki, udźwignąć ciężar odpowiedzialności, który spoczywa na naszych barkach, a nie zdobyć zaufanie szkoleniowca narodowej drużyny. Czas na kadrę 0przyjdzie później.
Doskonale znacie swoje silne i słabe strony. Czy w tej sytuacji może być mowa o jakimś zaskoczeniu?
- Myślę, że znamy się tak dobrze, iż się... nie zaskoczymy. Po prostu trzeba zagrać bardzo dobrze od pierwszej do ostatniej piłki finału, z pełną determinacją, zaangażowaniem i odpowiedzialnością. To jedyny sposób na sukces. Zadecyduje dyspozycja dnia, o ambicji nie wspominam, bo wszystkie wyjdziemy na parkiet tak samo zmotywowane. Jak sobie poradzimy z presją? Zobaczymy, ręka na pewno nie będzie mogła zadrżeć.
Bielsko jest głodne sukcesu, na tytuł czeka kilka lat. Wy byłyście na tronie w 2006 i 2008 roku.
- To tylko liczby, fakty, choć dla nas miłe. Ważne, że jesteśmy zgraną drużyną, potrafiącą grać bardzo dobrą, ciekawą, kombinacyjną siatkówkę. Jeśli nie zejdziemy poniżej poziomu prezentowanego w połowie sezonu, powinno być dobrze.
W sezonie regularnym BKS wygrał z Wami dwa mecze, był też lepszy w finale Pucharu Polski.
- Wiadomo, że pamiętamy o tych meczach, ale nie na tyle, by sobie nimi zaprzątać głowy. Są już przecież za nami, ja z natury nie wracam do rzeczy, które były. Liczy się to, co wydarzy się dziś i jutro - nowe punkty, sety, mecze, które można wygrać. Zresztą w latach, w których zdobywałyśmy mistrzostwo, sezonu zasadniczego wcale nie kończyłyśmy na pierwszym miejscu. Lepsze były rywalki. Co jednak z tego, skoro końcowe słowo należało do nas?
Jak zatem będzie wyglądał finał? Spodziewa się Pani pięciomeczowego maratonu?
- Być może. Mamy wyrównany potencjał, wygra ten, kto skutecznie zbije ostatnią piłkę. Proste, prawda?
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-04-09

Autor: wa