Zachowały się mikrofilmy
Treść
Nowo mianowany metropolita warszawski ks. abp Stanisław Wielgus podpisał zobowiązanie do współpracy z tajnymi służbami PRL - podał wczoraj na swoich stronach internetowych tygodnik "Wprost". Również z informacji uzyskanych przez "Nasz Dziennik" wynika, że ordynariusz płocki współpracował z wywiadem cywilnym PRL i sporządzał własnoręczne raporty z pobytu podczas stypendium w Monachium. Według tygodnika "Wprost", znajdująca się w zasobach Instytutu Pamięci Narodowej teczka ks. abp. Stanisława Wielgusa zawiera podpisane przez niego w 1973 r. zobowiązanie do współpracy z wywiadem PRL. Ówczesny pracownik naukowy KUL miał się w nim zobowiązać do przekazywania informacji dotyczących m.in. polskich księży, którzy przebywają za granicą. Księdzu Wielgusowi miano nadać pseudonim "Grey", a prowadził go niejaki płk Mroczek. W zamian za współpracę SB miała obiecać duchownemu służenie pomocą w jego karierze naukowej. Także z informacji uzyskanych nieoficjalnie przez "Nasz Dziennik" wynika, że wśród materiałów zgromadzonych w IPN, a dotyczących ks. abp. Stanisława Wielgusa znajdują się "liczne materiały wskazujące na współpracę duchownego z wywiadem cywilnym PRL". Ocenią historycy - Są wśród nich również informacje własnoręcznie pisane i podpisane przez abp. Wielgusa - powiedział nasz informator, prosząc o zachowanie anonimowości. Jego zdaniem, materiały zachowane w archiwach IPN, które trafią teraz do rąk historyków i naukowców, mogą "wywołać wstrząsające wrażenie". Według naszych ustaleń, w aktach znajdują się raporty własnoręcznie podpisywane przez ks. abp. Stanisława Wielgusa. I choć nasz rozmówca nie chce podać żadnych szczegółów przed oficjalnym ujawnieniem dokumentów, twierdzi, że niektóre z nich mogą wskazywać na świadomą współpracę ze służbami specjalnymi PRL i dotyczyć czasów pobytu księdza arcybiskupa na stypendium Fundacji im. Alexandra Humboldta w Monachium na początku lat 70. - Nie będę tego oceniał, moje zdanie nie ma tu najmniejszego znaczenia, pozostawiam ocenę historykom i ludziom, którzy w sposób rzetelny zbadają przedstawione materiały pochodzące, podkreślam, z archiwów dawnej bezpieki - dodaje nasz informator. Jak donosi "Wprost", wywiad PRL miał także wykorzystać ks. Wielgusa do inwigilacji Radia Wolna Europa, lecz ostatecznie zrezygnował z tego. Według tygodnika, zachowana w IPN teczka hierarchy ma postać mikrofilmów, w których mowa tylko o współpracy z wywiadem. Ale materiały zawierają też opis wcześniejszych kontaktów duchownego z departamentem IV SB w Lublinie. Ma z nich wynikać, że już kilka lat wcześniej, bo na przełomie 1967 i 1968 r. funkcjonariusze z lubelskiej SB mieli prowadzić z duchownym tzw. dialog operacyjny. Są tam relacje o przyjmowaniu przez ks. Wielgusa prezentów, za które miał opowiadać o sytuacji w Kościele, charakteryzować postawy i poglądy pracowników naukowych KUL oraz relacjonować sytuacje konfliktowe w środowisku kościelnym i uniwersyteckim. Wywiad miał te relacje już wówczas kontrolować. Według "Wprost", ostatnie akta wytworzone przez wywiad mają pochodzić z pierwszej połowy lat 80., kiedy zamknięto teczkę księdza arcybiskupa. IPN: bez komentarza Niestety, nikt w IPN nie chce skomentować tych doniesień. Wczoraj w Instytucie z teczką duchownego zapoznawało się pięć osób. Wśród nich byli członkowie kościelnej Komisji Historycznej, którzy we wtorek wieczorem otrzymali wniosek ks. abp. Wielgusa o zbadanie jego akt, a także grupa historyków działających z polecenia rzecznika praw obywatelskich, którzy swoje ustalenia mają przekazać Januszowi Kochanowskiemu dzisiaj po południu. Jeden z jej członków, redaktor naczelny "Więzi" Zbigniew Nosowski, powiedział, że nie będzie udzielał żadnych informacji przed przedstawieniem ich rzecznikowi praw obywatelskich. - Wyznaję zasadę, że o aktach SB można mówić publicznie po drugiej lekturze, a nie po pierwszej. Jestem po pierwszej lekturze, więc nie będę mówił - zaznaczył. Niewykluczone, że dzisiaj swoje wstępne ustalenia poda również komisja kościelna. Swoją ocenę akt przedstawił natomiast publicysta "Newsweeka" Tomasz Terlikowski, który przeglądał wczoraj teczkę duchownego. Według niego, "z dokumentów IPN wynika, że abp Stanisław Wielgus współpracował z SB świadomie i dobrowolnie". Wyniki kilkugodzinnych badań opublikował w dzisiejszej "Rzeczpospolitej". Jak stwierdza, "ksiądz Wielgus nie spotykał się z funkcjonariuszami SB tylko w sprawach paszportowych, jak dotąd utrzymywał. Był cennym agentem". Pisze też, że nosił on różne pseudonimy: "Adam", "Adam Wysocki", "Grey". Miał ponadto odbyć specjalne przeszkolenie wywiadowcze, sporządzać dla SB analizy o pracownikach KUL i dostarczać nagrania z przemówień i kazań hierarchów kościelnych. Terlikowski stwierdza także, podobnie jak wcześniej "Gazeta Polska", że współpraca z SB trwała dwadzieścia lat. Rozpocząć się miała jeszcze podczas studiów na KUL, a zakończyć w kilka miesięcy po objęciu stanowiska rektora tego uniwersytetu. Ksiądz profesor Andrzej Szostek, etyk, komentując doniesienia "Wprost", ocenił, że mamy do czynienia z kolejną "sensacją prasową". - Nadal jesteśmy w sferze przypuszczeń, relacji pośrednich - powiedział. - Trzeba spokojnie poczekać, niech się odbędzie ingres, niech komisja zbada. Jeśli mają materiały, niech przedstawią to IPN i komisji Episkopatu, niech się zajmą tym ludzie, którzy umieją to czytać i rozumieją całą tę sytuację lepiej niż przeciętny śmiertelnik - wskazał. Senator Adam Biela (Klub Narodowy), który był jednym z sygnatariuszy listu do RPO, oświadczył, że do rozstrzygania o tym, kto był agentem, powołany jest sąd, a nie dziennikarze. - Nie można kogoś obrzucać kalumnią bez udowodnienia winy - podkreślił, uznając za pozytywny krok zwrócenie się przez hierarchę do Komisji Historycznej o autolustrację. Wcześniej rzecznik Episkopatu ks. Józef Kloch, odpowiadając na pytanie o ewentualne konsekwencje faktu potwierdzenia się współpracy księdza arcybiskupa ze specsłużbami PRL, stwierdził, że kwestia ta pozostaje w gestii Stolicy Apostolskiej. Sam ks. abp Wielgus wielokrotnie zaprzeczał, jakoby był świadomym współpracownikiem SB. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" przyznał jednak, że prowadził rozmowy z bezpieką przy okazji starań o paszport i był naciskany przez wywiad. Przed wyjazdem do Monachium miał podpisać swoistą lojalkę, że za granicą nie będzie szkodził interesom PRL. W dodatkowym dokumencie opisał, co będzie robił za granicą. Zaznaczał też, że nie sporządzał raportów i nikomu też nigdy nie zaszkodził. Zenon Baranowski, WW, "Nasz Dziennik" 2007-01-04
Autor: ea