Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zaczeka na wyrok

Treść

Drobna niejasność w rachunkach na łączną kwotę 700 zł sprawiła, że Sąd Rejonowy w Nowym Sączu zażądał wczoraj uzupełnienia opinii biegłego w sprawie malwersacji finansowych w Spółdzielni Mieszkaniowej "Beskid". Na wyrok nadal czeka więc trzecia z kobiet, oskarżonych o wyprowadzenie z kasy spółdzielni ponad 200 tys. zł. Dwie zostały już skazane na dwa lata więzienia z warunkowym zawieszeniem wykonania kary na lat pięć. Taki werdykt latem 2005 r. usłyszała główna księgowa i pracownica, zajmująca się kredytami. Wyrok zapadł szybko, bo obie panie przyznały się do winy i wyraziły gotowość dobrowolnego poddania się karze. Pierwsza z nich musi oddać prawie 70 tys. zł, druga - ponad 80 tysięcy. Natomiast nadal trwa proces trzeciej pracownicy działu finansowego "Beskidu", zatrudnionej w kasie. Jej sprawa znalazła się na wokandzie, ponieważ w odróżnieniu od koleżanek nie przyznaje się do winy. Utrzymuje, że pieniądze - łącznie ponad 70 tys. zł - tylko pożyczyła. Twierdzi też, iż nie wie, co działo się z kwotami, które spółdzielcy wpłacali w kasie. Wiele wskazywało na to, iż wyrok w jej sprawie zapadnie podczas wczorajszej rozprawy sądowej. Okazało się jednak, że doszukano się drobnych nieścisłości w rachunkach i z tego powodu trzeba było wystąpić z wnioskiem o uzupełnienie opinii przez biegłych. Sprawę odroczono. Ponieważ skazane już dwie pracownice służb księgowych spółdzielni mają naprawić szkodę w ciągu dwóch lat od momentu uprawomocnienia się wyroku, do kasy "Beskidu" nie wpłynęła dotąd cała kwota, wyprowadzona z kont przez obie panie. Główna księgowa zwróciła dotąd 7 tys. zł, co stanowi 10 proc. zagarniętej przez nią kwoty. Jak ustaliliśmy, wpłaciła dwie większe raty, płaci też po 100 zł miesięcznie na poczet uregulowania szkody. Nie ma natomiast kontaktu z pracownicą, która zajmowała się kredytami. - Na tym etapie nie możemy wyegzekwować od niej pieniędzy, ponieważ nie upłynął jeszcze termin dwóch lat od uprawomocnienia się wyroku - mówi Piotr Gawron, prezes zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej "Beskid" w Nowym Sączu. - Formalnie ta pani ma jeszcze czas na uregulowanie spraw finansowych. Przypomnijmy, że do ujawnienia nieprawidłowości przyczyniły się opisywane przez "Dziennik Polski" problemy z rozliczaniem ciepła w spółdzielni. Wtedy to prezes Gawron powierzył obowiązki głównego księgowego osobie, która wpadła na ślad przestępczej działalności pracownic działu finansowego w "Beskidzie". Okazało się, że od 1998 r. główna księgowa, kasjerka i osoba odpowiedzialna za kredyty księgowały pieniądze na kilku kontach, by trudniej było trafić na ślad przestępstwa. Dwie z nich jako powód podały chęć pomocy synom, prowadzącym działalność gospodarczą. Trzecia przekonywała, że fundusze były jej potrzebne do sfinansowania kosztownej operacji w rodzinie. Prawdopodobnie jednak część pieniędzy wyprowadzonych z kont spółdzielni operatywne panie wykorzystały na podróże. Uczestniczyły m. in. w licznych pielgrzymkach do miejsc świętych, zarówno w kraju jak i za granicą. Wszystkie trzy panie związane ze spółdzielnią od kilkunastu lat po ujawnieniu afery zostały dyscyplinarnie zwolnione z pracy. Jedna z nich usiłowała popełnić samobójstwo, po czym trafiła na obserwację do szpitala psychiatrycznego. Nie znaleziono jednak podstaw do kwestionowania jej poczytalności. (SZEL) "Dziennik Polski" 2007-11-06

Autor: wa