Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zakładnicy systemu

Treść

Awaria wyborczego systemu informatycznego na wiele godzin uwięziła tysiące członków komisji w lokalach wyborczych.

Po zamknięciu lokali wyborczych prace w komisjach ruszyły jak zwykle. Już sama złożoność wyborów samorządowych sprawiała, że nawet policzenie głosów nie było łatwe.

Jak mówi „Naszemu Dziennikowi” Mariusz Talarek, który pracował w jednej z komisji wyborczych w warszawskim Międzylesiu, w okręgu, w którym głosowała Hanna Gronkiewicz-Waltz, z uprawnionych tam do głosowania ponad 2 tys. osób. głos oddało nieco ponad tysiąc wyborców, a przeliczenie i sprawdzenie kart trwało mniej więcej do godz. 6.00 rano. Choć okręg pozornie nie wydaje się bardzo liczny, to komisja, by pomieścić karty, potrzebowała aż trzech urn.

– Przejrzenie tych książeczek, policzenie głosów to gigantyczna praca i tak naprawdę cała noc liczenia. Byliśmy na to przygotowani, ale zastanawialiśmy się, co by było, gdyby frekwencja wyniosła 80 proc. – tłumaczy nasz rozmówca. Jak dodaje, problemem byłoby nawet to, by pomieścić w lokalu taką liczbę wyborców w sposób zapewniający im spokojne zapoznanie się z kartami i oddanie głosu.

Po policzeniu głosów, sprawdzeniu kart komisja – jak tysiące innych w Polsce – przystąpiła do sporządzenia protokołu, ale pojawiły się kolejne przeszkody, bo system informatyczny nie działał.

– Były ogromne problemy z wprowadzeniem danych, nie można było wysłać wyników, nie można było wydrukować protokołu, więc i członkowie komisji nie mieli jak go podpisać – relacjonuje Talarek. To blokowało dalsze prace. Nerwowe oczekiwanie na system trwało wiele godzin.

– Około godz. 6.00 zakończyliśmy liczenie głosów, a do godz. 10.00 nie mogliśmy wysłać raportu. W domu byłem około godziny 11.30, ale wiem, że sąsiednie komisje pracowały nawet do godziny 15.00 – mówi.

Co więcej, jednej z komisji, właśnie w Międzylesiu, nie udało się pokonać barier systemu informatycznego. W efekcie wyniki nagrano na płytę CD i w takiej formie zawieziono do siedziby Dzielnicowej Komisji Wyborczej.

Katusze przeżywali też członkowie małych komisji, np. w szpitalach. W jednym z takich warszawskich obwodów zagłosowało zaledwie 30 osób ze 170 uprawnionych. Tymczasem komisja po dość szybkim przeliczeniu głosów siedziała uwięziona przez niedziałający system w lokalu wyborczym, kończąc pracę dopiero w poniedziałek wczesnym rankiem. Co więcej, w czasie oczekiwania najpierw nie mogła opuścić lokalu, a w końcu musiała przyjechać do DKW i tam podpisywać protokoły.

– Nie pierwszy raz byłem członkiem komisji wyborczej i mogę powiedzieć, że tak źle jak w tym roku jeszcze nie było. Każdy ze zmęczonych twierdził, że w komisji nigdy już nie zasiądzie. I nie chodzi tu o pieniądze, ale o jeden wielki bałagan – dodaje mężczyzna.

Marcin Austyn
Nasz Dziennik, 19 listopada 2014

Autor: mj