Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zakręt "The Special One"

Treść

Arsene Wenger jest podobno kandydatem na trenera piłkarzy Realu Madryt. Francuz, obecnie prowadzący Arsenal Londyn, miałby zastąpić José Mourinho, któremu, delikatnie mówiąc, nie wiedzie się w stolicy Hiszpanii tak, jak sam tego oczekiwał i jak oczekiwali kibice "Królewskich". Sam Portugalczyk też coraz częściej daje do zrozumienia, że chętnie powróciłby do Anglii.

Mourinho, czyli "The Special One", to najsłynniejszy trener piłkarski na świecie. Nie, nie najlepszy, bo bez trudu można by znaleźć kilku fachowców efektowniejszych i efektywniejszych od niego, ale o żadnym z nich nie pisze się i nie mówi tak dużo jak o Portugalczyku. Gdy przychodził do Madrytu, kibice "Królewskich" wierzyli, że przywróci klubowi dawną świetność. Że przełamie hegemonię Barcelony na krajowym podwórku, że wygra Ligę Mistrzów. Wszędzie tam, gdzie wcześniej pracował, był uwielbiany, czy to w Porto, Chelsea Londyn czy w Interze Mediolan. Tyle że w Madrycie liczono na coś więcej. Nie tylko wynik, ale i grę godną klubu-legendy. Porównywalną z Barceloną, która w ostatnich latach stała się koszmarem Realu.
W pierwszym sezonie pracy na Santiago Bernabeu "Królewscy" z Mourinho zdobyli Puchar Króla. Mistrzostwo Hiszpanii i Ligę Mistrzów z Barceloną przegrali. Ba, odkąd Portugalczyk zasiadł na ławce Realu, nie wygrał z Katalończykami jednego choćby meczu. Owszem, pokonał ich w finale pucharu, ale po dogrywce. W statystykach spotkanie to zapisane zostało jako remis. 0:5 z Camp Nou zapamięta do końca swojej kariery jako największą klęskę. Po niemal każdym niepowodzeniu doszukiwał się podtekstów, najczęściej winnych znajdując w arbitrach. To oni, jego zdaniem, mieli forować Barcelonę i na jej korzyść podejmować szereg kontrowersyjnych decyzji. Kataloński spisek stał się obsesją Portugalczyka, która udzieliła się jego piłkarzom. Nie przez przypadek w zeszłym tygodniu, podczas kolejnego starcia obu wielkich rywali, Pepe nadepnął na dłoń leżącego Lionela Messiego. Żyjąc w oparach absurdu i nimi oddychając, musiał się ich nałykać, co potem uzewnętrznił.
Paradoks? Real jest liderem Premera Division, pewnie przebrnął fazę grupową Ligi Mistrzów. W tym sezonie wygrał wszystkie (!) mecze, poza starciami z Barceloną. Mimo to kibice podczas ostatniego spotkania na Santiago Bernabeu Mourinho wygwizdali. - Nigdy wcześniej nie spotkałem się z podobną sytuacją, ale zawsze musi być ten pierwszy raz - skomentował zainteresowany, ale fani "Królewskich" mają go powoli dość. Porównując bowiem Real do Barcelony, nie tylko pod względem wyników, ale przede wszystkim stylu gry, dostrzegają bowiem miałkość ekipy prowadzonej przez Portugalczyka. Co z tego, że drużyna wygrywa, skoro gra piłkę nudną. Skoro ekspresja i piękno ustępują miejsca taktycznemu wyrachowaniu. Skoro przeciw "Barsie" okupuje się w pobliżu własnego pola karnego, przeciwstawiając rywalowi przesadną agresję i nic więcej. To nie w stylu "Królewskich" - mawiają kibice i pewnie mają rację. Jakby tego było mało, zaczęły pojawiać się informacje, jakoby iskrzyło w szatni zespołu. Nie wszyscy piłkarze mają stać murem za swym trenerem, a części nie podoba się m.in. wsparcie, jakie od bossa otrzymał kilka dni temu Pepe.
Krótko mówiąc, przyszłość Mourinho w Realu nie jest pewna. Trener sam niedawno przyznał, że marzy mu się powrót do Anglii, oczywiście po zakończeniu kontraktu w Madrycie. Ten jednak może zostać zerwany nagle. Na giełdzie pojawiły się już nazwiska ewentualnych kandydatów, z tym idealnym na czele: Wengerem. Francuz znany jest z tego, że odważnie stawia na młodzież, pracuje z wychowankami, a przede wszystkim lubuje się w piłce, która jest ucztą dla oczu. Czyli takiej, jakiej w tym momencie Real na pewno nie prezentuje, a o której marzy.

Piotr Skrobisz

Nasz Dziennik Czwartek, 26 stycznia 2012, Nr 21 (4256)

Autor: au