Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zapiszcie się w historii!

Treść

Kontuzja Jakuba Błaszczykowskiego zasmuciła Leo Beenhakkera i wszystkich naszych kadrowiczów, ale nie osłabiła, bo nie mogła, bojowego ducha w naszej reprezentacji. Jutro o godzinie 20.45 w Klagenfurcie polscy piłkarze rozegrają pierwszy w historii mecz w finałach mistrzostw Europy - z Niemcami, rywalem, którego jeszcze nigdy dotąd nie pokonali. - Najwyższy czas, by to zmienić - zapowiedzieli zgodnym głosem nasi zawodnicy. Uraz Błaszczykowskiego mocno skomplikował plany Beenhakkera. Kuba miał być bowiem jednym z liderów biało-czerwonej drużyny, Holender liczył na jego odwagę, dynamikę i brak kompleksów. Niestety - podczas czwartkowego treningu w austriackim Bad Waltersdorf Błaszczykowskiemu odnowił się uraz mięśnia dwugłowego. Jeszcze tuż po zajęciach Leo wypowiadał się o nim w samych superlatywach, zastanawiając się jedynie głośno, czy wystąpi przeciw Niemcom od pierwszej minuty, czy też wejdzie na boisko po przerwie. Późnym wieczorem okazało się, że pomocnik Borussii Dortmund w ogóle na mistrzostwach nie zagra. Beenhakker postanowił powołać w jego miejsce Łukasza Piszczka z Herthy Berlin, który znajdował się na liście rezerwowych. Zaskoczony zawodnik telefon selekcjonera odebrał na... wakacjach w Rodos, które zaczął przed kilku dniami. - Trener zapytał się mnie, czy ostatnio trenowałem, w jakiej jestem formie - przyznał Piszczek. Decyzja była natychmiastowa - przerwany urlop, lot do Austrii, ale inaczej być nie mogło, skoro niespodziewanie dostał być może życiową szansę. Od razu nasunęła się zresztą historyczna analogia - dwa lata temu, tuż przed mundialem w Niemczech, chorego Damiana Gorawskiego zastąpił Bartosz Bosacki i... był później najlepszym graczem naszej drużyny. O czym Piszczek marzy, nie trzeba teraz dodawać. Absencja Błaszczykowskiego była złą wiadomością, bo jeśli jeszcze nie przeciw Niemcom - to w kolejnych spotkaniach z Austrią i Chorwacją miał on mieć pewne miejsce w podstawowej jedenastce. Teraz Beenhakker najprawdopodobniej postawi na Wojciecha Łobodzińskiego, który - na szczęście, jest zdrowy (czyli zapomniał o urazie z meczu z Albanią) i prezentuje wysoką formę. Pomocnik Wisły Kraków jutro miał zresztą i tak wyjść w pierwszym składzie, czyli zmian raczej (to ważne słowo) nie należy się spodziewać. Beenhakker już dawno zapowiedział, iż kadrę na mecz z Niemcami ma już w głowie. Absolutnym pewniakiem jest Artur Boruc w bramce, przed nim zagrają Marcin Wasilewski, Jacek Bąk, Michał Żewłakow i... No właśnie - Jakub Wawrzyniak czy Paweł Golański? To niewiadoma. W drugiej linii wystąpią Łobodziński, Dariusz Dudka, Mariusz Lewandowski i Jacek Krzynówek, a w ataku Euzebiusz Smolarek. Wolne zostaje zatem jedno miejsce, wydaje się, że powinien je zająć Maciej Żurawski, choć nie można wykluczyć niespodzianki w postaci Rogera. Z drugiej strony, aż trudno sobie wyobrazić kadrę bez jej kapitana, co oznaczałoby, że urodzony w Brazylii as Legii Warszawa raczej rozpocznie na ławce rezerwowych. Jest jednak i jeszcze jedna opcja, której oczywiście Beenhakker nie chciał potwierdzić. Nieoficjalnie mówiło się wczoraj, iż Holender może znaleźć na boisku miejsce zarówno dla "Żurawia", jak i Rogera, w takiej sytuacji na prawe skrzydło powędrowałby Smolarek, a Łobodziński jednak zasiadł na ławce. Odpowiedzi na wszystkie pytania poznamy jednak dopiero jutro. - Chcemy wreszcie wygrać z Niemcami, to, co było dawniej, nie ma żadnego znaczenia - zapowiedział Krzynówek. Lewandowski, który toczyć będzie mnóstwo pojedynków z gwiazdą rywali, Michaelem Ballackiem, dodał: - Każdego można pokonać, tak samo jak z każdym można przegrać. Wiemy, że Niemcy są uważani za faworyta nie tylko grupy, ale i turnieju, ale my z tego powodu nie mamy nieprzespanych nocy. Przeciwnie, jesteśmy spokojni i wierzymy, że zdołamy narzucić im swoje warunki gry. Jeśli zagramy na maksimum swych możliwości i zaprezentujemy wszystko to, czego nas nauczył Beenhakker, może być dobrze. Żurawski nie ma wątpliwości, co powinno być kluczem do sukcesu: - Musimy dłużej utrzymywać się przy piłce, wtedy stracimy mniej sił i będziemy w stanie grać swoje. Beenhakker nie musiał i nie musi mobilizować swych podopiecznych. - Są tak zdeterminowani, że każdy z nich mógłby oddać za Polskę życie - skwitował selekcjoner, który podobnie jak Biało-Czerwoni zadebiutuje jutro w finałach mistrzostw Europy. - Sam ten fakt nie jest dla mnie czymś wyjątkowym, bo brałem już udział w mistrzostwach świata. Ale jestem częścią drużyny, wiem, jak ważne Euro jest dla Polaków, dlatego odczuwam je tak samo, jak każdy nad Wisłą - przyznał. Niemcy są pewni swego. - Naszym największym kłopotem może być mobilizacja, bo w grupie nie mamy zbyt mocnych rywali - zapowiedział bramkarz Jens Lehmann. Trener Joachim Loew nie ukrywa, że celem jego podopiecznych jest medal, i to ten z najcenniejszego kruszcu. Nasi pierwsi rywale są także faworytami bukmacherów, ciut niżej oceniane są szanse Hiszpanów i Włochów. Najwięcej można zarobić, stawiając na Austriaków i... Polaków. To jednak nic nie znaczy. Cztery lata temu na mistrzostwach w Portugalii outsiderami byli Grecy, a sięgnęli po tytuł. Jak będzie w niedzielę? Być może deszczowo. Prognozy zapowiadają bowiem zachmurzenie, nie wykluczają opadów. Bardziej intensywnie może lać dziś. O godzinie 18.00 na stadionie w Klagenfurcie Polacy przeprowadzą oficjalny trening. A wynik? - Nic nie mogę zagwarantować, wszystko w rękach i nogach piłkarzy - powiedział Beenhakker. Pewne jest tylko to, iż emocji nie zabraknie, obie drużyny zagrają na maksimum umiejętności i zaangażowania, a kibice obejrzą frapujący spektakl. Dwa lata temu na mundialu w Niemczech gospodarze pokonali Polaków 1:0. Jedyną bramkę, na początku doliczonego czasu gry, zdobył Oliver Neuville. Wcześniej obie drużyny potykały się ze sobą 14 razy, aż dziesięć potyczek wygrali nasi rywale, w czterech padł remis. Biało-Czerwoni nie triumfowali ani razu. Czas najwyższy, aby tę serię wreszcie przerwać. Trzymamy za was kciuki, Polacy! Wygrajcie i zapiszcie się w historii!!! Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-06-07

Autor: wa