Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ziemia jakby niczyja

Treść

Rolnicy od wielu miesięcy domagają się zmian w prawie dotyczących obrotu państwową ziemią (FOT. M. MATUSZAK)

Państwo nie radzi sobie z firmami i osobami, które bez żadnych umów korzystają z gruntów rolnych Skarbu Państwa – twierdzi Najwyższa Izba Kontroli.

Zastrzeżenia Izby dotyczą głównie Agencji Nieruchomości Rolnych, ale także Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej i Zarządów Melioracji i Urządzeń Wodnych. NIK stwierdziła, że w latach 2009-2012 do budżetu nie wpłynęło 30 mln zł opłat za korzystanie z gruntów państwowych.

Jak wygląda ten proceder? Otóż spółka lub osoba fizyczna zajmuje działkę należącą do ANR, do której nie ma żadnego tytułu prawnego, orze ją i obsiewa. I nie można kogoś takiego stamtąd wyrzucić, dopóki rośnie zboże lub inne rośliny, gdyż zgodnie z polskim prawem ten, kto zasiał, ma prawo też do zebrania plonów. Taki proceder jest opłacalny jednak głównie z tego powodu, że użytkownik ziemi – a nie jej prawny zarządca – ma prawo do otrzymywania dopłat bezpośrednich. NIK wyliczyła, że w latach 2009-2012 bezprawni użytkownicy otrzymali od Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa prawie 76 mln zł dopłat.

Przymykanie oka

Okazuje się, że nasz system prawny wręcz sprzyja takim praktykom. Co więcej, są podmioty, które się w tym wyspecjalizowały. „Powszechnym zjawiskiem stało się też bezprawne zajmowanie gruntów dzięki wiedzy pozyskanej z ogłoszeń o przetargach. Proceder ten przybrał też charakter zorganizowany, gdyż grunty na terenie całego kraju zajmowane są przez spółki o podobnej nazwie, mające te same władze i siedzibę” – twierdzi NIK. Poza tym izba wskazuje, że prawo pozwala na to, aby państwowe instytucje zawierały legalne umowy na dzierżawę ziemi z bezprawnymi użytkownikami – czyli są oni wręcz nagradzani za swoje wcześniejsze działania. To dlatego, że pracownicy kontrolowanych przez NIK jednostek wykazywali się nadmierną wyrozumiałością wobec tych osób albo nie mieli wiedzy o bezumownych użytkownikach na swoim terenie (!). Paradoksalnie też większe trudności z wydzierżawieniem ziemi mieli rolnicy, którzy chcieli to zrobić legalnie, niż ci, którzy wchodzili na te działki bez umów.

Z drugiej strony, trzeba przyznać, że prawo nie pomaga instytucjom publicznym w odzyskiwaniu ziemi lub należnych odszkodowań, gdyż rozprawy w sądach cywilnych i egzekucja komornicza trwają bardzo długo. Niewielkie są też mandaty i grzywny za zajęcie nie swojej nieruchomości. Dlatego NIK zaleciła rządowi uporządkowanie stanu prawnego dotyczącego gruntów rolnych, jak również dokonania zmian w ustawie o płatnościach bezpośrednich, żeby dopłat nie mogły otrzymywać osoby, które zajmują ziemię bez tytułu prawnego. Byłyby one też wykluczane z przetargów na zakup lub dzierżawę państwowej ziemi.

Druga strona medalu

Treść raportu NIK nie dziwi rolników. – Proceder bezumownego użytkowania ziemi jest teraz mniejszy niż kilka lat temu, ale wciąż stanowi duży problem – mówi Edward Kosmal, przewodniczący Komitetu Protestacyjnego Rolników Województwa Zachodniopomorskiego. Jeszcze w 2011 roku na terenie tego regionu w rękach nieuprawnionych użytkowników było 14 tys. ha, teraz to zapewne kilka tysięcy hektarów. – Ten proceder był tolerowany i legalizowany przez ANR, dopóki nie zaczęli przeciwko niemu protestować rolnicy. Myśmy wskazywali, które działki i gdzie są zajmowane bez umów, organizowaliśmy blokady pól – podkreśla Edward Kosmal. Przewodniczący skarży się na działania ANR, bo Agencja długo przez patrzyła palce na to, jak bezprawnie zajmowane były duże połacie dobrej ziemi, a teraz żeby się wykazać, ściga rolników, którzy nieświadomie zaczęli użytkować niewielkie działki należące do Agencji. Kosmal wskazuje, że zazwyczaj były to niezagospodarowane, marginalne grunty, które rolnik doprowadził do kultury. I nagle ANR robi z tego aferę. Zdaniem przewodniczącego KPRWZ, rząd już dawno powinien uregulować kwestię nielegalnych użytkowników ziemi. – Jeżeli państwo jest okradane, to można szybko przygotować ustawę, która to uniemożliwi. Przecież były przypadki, gdy władzom na czymś zależało i taka ustawa była uchwalana w kilka dni – argumentuje Edward Kosmal.

– Nie powinno być czegoś takiego jak „użytkowanie bezumowne” – podkreśla poseł Jan K. Ardanowski (PiS). Nie może być takiej sytuacji, że grunty, których użytkownik jest absolutnie świadomy, że nie są jego własnością, są w sposób niezgodny z prawem najeżdżane i uprawiane. Absolutnym nieporozumieniem jest to, że bezumowny użytkownik korzysta z pomocy publicznej w postaci dopłat bezpośrednich – mówi poseł.

Komornik w polu

Agencja Nieruchomości Rolnych twierdzi, że podejmuje wszelkie dopuszczone przez prawo kroki, aby temu procederowi przeciwdziałać. Grażyna Kapelko, rzecznik prasowy ANR, informuje, że w 2007 roku bezumowne korzystanie obejmowało ponad 28 tys. ha, a w kwietniu tego roku – ponad 12 tys. ha (to niecały 1 proc. ziemi będącej w zasobie Agencji). Najczęściej dotyczy to byłych dzierżawców Agencji, którzy nie oddali gruntów po wygaśnięciu umowy dzierżawy. Natomiast tzw. piraci, którzy np. zajmują w nocy ziemię i ją obsiewają, to w skali całego kraju kilkadziesiąt przypadków – „okupują” oni od 2 do 4 tys. hektarów.

ANR podkreśla, że stara się nakładać kary za bezumowne korzystanie z państwowej ziemi – teraz to pięciokrotność wywoławczej wysokości czynszu, czyli może to być kilka tysięcy złotych za 1 hektar rocznie. W 2013 roku Agencja wystawiła faktury na 32 mln złotych. – Mówienie o bezpowrotnych stratach Skarbu Państwa jest zbyt wczesne. Będziemy ściągać należności zgodnie z przepisami, aż po egzekucję komorniczą – zapewnia Grażyna Kapelko.

Krzysztof Losz
Nasz Dziennik, 18 lipca 2014

Autor: mj