Złość, skargi, prośby, łzy
Treść
- Wystarczy spóźnić się parę minut z biletem parkingowym, a już robią zdjęcia, każą płacić 50 zł - skarżył się wczoraj jeden z kierowców parkujących w centrum Nowego Sącza. - Ludzie muszą się stosować do zasad wprowadzonych przez władze miasta - twierdzi z kolei kierownik Biura Strefy Płatnego Parkowania, gdzie ludzie walą tłumnie, wściekli, z nakazami zapłaty kary za nieopłacone parkowanie. - Niech pan się przejdzie do biura przy ulicy Wąsowiczów i zobaczy, co się tam dzieje - doradzał nam jeden z kierowców, który spóźnił się kilka minut z wsadzeniem za szybę biletu z parkomatu. Gdy przyszedł do samochodu, zastał za wycieraczką skierowanie do biura, gdzie miał zapłacić 50 zł. - Wkurzyłem się, ale udało mi się uniknąć zapłaty. Przecież sama bliskość parkomatu przy parkingu to nie wszystko. Ja nie muszę mieć drobnych przy sobie. Automat nie łyka banknotów. Trzeba iść gdzieś pieniądze rozmienić. Gdy wróciłem, okazało się, że minęło przepisowe 5 minut postoju bez biletu i już mnie skasowali. W innych miastach jest 15 minut luzu. Kontrolerzy czyhają na ludzi jak sępy. Zdjęcie, kartka i jesteś człowieku załatwiony. Nie chodzi mi o mnie, ale o inne ofiary, bo do biura przychodzą tłumy. Ludzie płaczą, wykłócają się, przeklinają, bo czasem jakieś sprawy im się na mieście przeciągną. Zgodnie z radą kierowcy udaliśmy się do biura na ulicę Wąsowiczów. Schludny kantorek, monitorowany, z parkomatem do testowania wątpliwych przypadków, gdy są skargi, że maszyna monet nie łyka. Bo czasem rzeczywiście nie łyka. Jest zaprogramowana do setnych milimetra i nawet oryginalnych monet, tylko nieco różniących się wagą i kształtem, nie przyjmie. - Ja nic nie mogę poradzić na te pięć minut - twierdzi kierownik biura Artur Dzierżak - bo na to jest uchwała Rady Miasta. - Parkometry są zainstalowane od 27 sierpnia. Jest ich 45, dla około 860 miejsc parkingowych. Wszystko jest na urzadzeniach napisane. Parkingi są płatne do godz. 16. Opłata wykonana o tej porze przechodzi na następny dzień rano. Są takie przypadki, że ludzie, na przykład w hotelach, chcą spać spokojnie i mieć uregulowany parking. Mogą to zrobić dzień wcześniej. W wielu przypadkach, gdy przekroczenia są niewielkie, anulujemy blankiety karnej zapłaty na miejscu. Odwołania kierowane są do Miejskiego Zarządu Dróg. Trudno nam porozmawiać spokojnie. Wciąż wchodzą kierowcy z nakazami karnej opłaty 50 zł. Kiedyś była pośrednia stawka, 30 zł. Teraz tylko jedna, większa. Tak chcieli radni. - Byłam w sądzie - mówi jedna przybyła. - Przyjechałam z Gorlic na godzinę 9. Wykupiłam parking na godzinę. Przeciągnęło się, nie mogłam wyjść. - No, ale teraz jest prawie południe - zauważa pracownica biura. Inna z przybyłych osób tłumaczy, że wykorzystała kartę parkingową, nie wiedząc, że już nieaktualna. Podobno są informacje na automatach. Kierowcy twierdzą, że pozrywane. Miasto chlubi się wpływami nawet dwukrotnie wyższymi, bo system kontroli się uszczelnił. Cztery osoby uwijają się, sprawdzając bilety za szybami aut. Czasem na pomoc idzie sam kierownik. Szacuje, że kary stanowią tylko 20 procent dochodów, reszta to wpływy za bilety. - Jeszcze parę miesięcy i ludzie się przyzwyczają - mówi kierownik Dzierżak. Jeden z klientów jego biura opowiada nam już na ulicy o tym, jak gnał przez Warszawę, bo mu godzina parkowania dobiegała końca i bał się stracić pół stówy. Bezwzględna walka o zdyscyplinowanie kierowców i wypływy do kas miejskich rozgorzała w całym kraju. Dla sądeczan, mających kłopoty z parkomatami i poczuciem czasu jest rada. Parking przed dawną synagogą, gdzie płaci się u stróża, który kasuje pieniądze przy wyjeździe. Bardziej to po ludzku. (WCH) "Dziennik Polski" 2007-12-05
Autor: wa