Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zmarnowane aktywa

Treść

Szef MSZ działa przeciwko podniesieniu statusu bezpieczeństwa Polski – w ten sposób wypowiedź Radosława Sikorskiego na temat współpracy z USA ocenia prezes PiS Jarosław Kaczyński.

W dziedzinie bezpieczeństwa Kaczyński wymienił program zakupu samolotu F-16 i „nieco mniej udany” – samolotów transportowych Hercules oraz współpracę w dziedzinie wojsk specjalnych. Za najważniejsze wspólne przedsięwzięcie polityk uważa jednak to, które zakończyło się niepowodzeniem. Chodzi o pomysł amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Czechach i Polsce (tzw. pierwszej tarczy antyrakietowej). – Rokowania toczyły się długo, nie były łatwe, ale w połowie 2008 roku zostały zakończone. Można było przygotowane już porozumienie ratyfikować – przypomina. Rząd PO – PiS odkładał jednak ratyfikację, aż 17 września 2009 roku nowa amerykańska administracja Baracka Obamy wycofała się z projektu, proponując wspólną tarczę dla całej europejskiej części NATO z elementami na terenie Polski. – Niewątpliwie ratyfikacja z polskiej strony bardzo by to wycofanie się utrudniła. Na pewno cena tego wycofania się, jakiejś rekompensaty, byłaby o wiele wyższa – podkreślił.

Kolejny błąd Sikorskiego to zdaniem Kaczyńskiego rezygnacja z uczestniczenia w akcjach pokojowych w Iraku, Libanie (na Wzgórzach Golan). Polska straciła możliwość tzw. lewarowania (podnoszenia) pozycji na świecie. Wskazał, że Polskę zaproszono do grupy państw zaangażowanych w proces pokojowy na Bliskim Wschodzie. Sikorski był jednak tylko na jednym spotkaniu tej grupy.

Wreszcie prezes PiS skrytykował słabe zainteresowanie rządu eksploatacją gazu łupkowego, przez co firmy amerykańskie prowadzące poszukiwania (USA mają praktycznie monopol na technologie łupkowe) wycofały się z Polski.

Klich za sojuszem z USA

Okazją do bezpośredniego skomentowania słów Sikorskiego stała się konferencja na temat polsko-amerykańskiej współpracy wojskowej zorganizowana przez Instytut Wolności. Nikt nie próbował bronić kompromitujących słów ministra spraw zagranicznych. Miał taką szansę senator, wkrótce europoseł, Bogdan Klich, były minister obrony w rządze Donalda Tuska.

Klich, chociaż już nie jest ministrem obrony narodowej, wyraźnie staje po stronie tego resortu i opowiada się za silnymi relacjami z USA. – Od Stanów Zjednoczonych zależy wolność i niepodległość Europy Środkowej i Wschodniej. Polska, kraj średniej wielkości, musi się wspierać sojuszami – stwierdził. Jakby na przekór Sikorskiemu próbował udowodnić, że priorytetowe traktowanie relacji z USA łączy główne siły polityczne Polski, wskazywał na przykład siebie, Donalda Tuska i polityków, którzy zginęli w Smoleńsku: prezydenta Lecha Kaczyńskiego i Aleksandra Szczygłę, wymienianych razem we wspomnieniach byłego amerykańskiego sekretarza obrony Roberta Gatesa. Cała czwórka miałaby reprezentować to, co Sikorski nazywa „fałszywym poczuciem bezpieczeństwa”.

Klich zauważa, że Polska oczekuje od USA dodatkowych gwarancji, wykraczających poza traktat północnoatlantycki i uprzywilejowanych stosunków z Waszyngtonem, a o co wcale nie jest łatwo. Jak na razie daleko nam nie tylko do priorytetowo traktowanego przez USA Izraela czy Tajwanu, ale nawet takich państw jak Jordania czy Pakistan. Obecny model działania NATO (nazywany „obroną kooperatywną”) nie jest tak naprawdę przygotowany na brutalne użycie siły, jakie zaprezentowała Rosja na Ukrainie. Nikt nie wie, przyznaje, jak Sojusz zareagowałby na rosyjską agresję wojskową na przykład w Estonii. Jednym z elementów tego kryzysu jest coraz słabsze finansowanie zbrojeń u europejskich członków NATO. Klich proponuje jednak zaskakująco naiwne rozwiązanie – do zdyscyplinowania budżetów konieczne miałoby być przekazanie części odpowiedzialności za europejską obronność instytucjom unijnym.

To fatalna perspektywa dla Polski, bo oznacza poddanie spraw bezpieczeństwa grze politycznych układów w UE i brukselskiej biurokracji, gdzie polskie interesy, szczególnie w polityce wschodniej, nie miałaby szansy na zrozumienie. Wygrywałaby niechętna wobec wszelkich działań zbrojnych i ogólnie prorosyjska postawa Francji, Niemiec i Włoch. Ale w tej opinii Klich dostosowuje się do głosu Sikorskiego nie tylko z nagrań rozmów z Rostowskim, ale i niedzielnego wywiadu dla BBC, w którym stwierdził, że „UE musi w większym zakresie zatroszczyć się o własną obronę, ponieważ nie zawsze będzie mogła liczyć na to, że Amerykanie ją wyręczą”.

Uczestniczący w debacie eksperci w zasadzie nie kwestionują słabości opierania się na sojuszu z USA, ale nie mają wątpliwości, że podana przez niego alternatywa (dobre relacje z Niemcami i Rosją) jest absolutnie nie do zaakceptowania.

Tomasz Szatkowski, prezes Narodowego Centrum Studiów Strategicznych, tłumaczy wypowiedź Sikorskiego frustracją po wycofaniu się USA z czwartej fazy tarczy antyrakietowej. – Spowodowała ona, że tarcza, chociaż jednak powstanie, przestała bronić terytorium USA, przez co słabnie jej siła odstraszania przed ewentualnym atakiem na Polskę – wyjaśnia.

Jednak orientacja na Niemcy, nie wspominając już o Rosji, nie jest żadnym wyjściem, co pokazuje ich reakcja na kryzys ukraiński. – Berlin ma interesy coraz bardziej rozbieżne z USA. Niemcy budują swoją siłę przez konsolidację strefy euro i obustronnie korzystną wymianę handlową z Rosją. Są to narzędzia budowy ich politycznej supremacji – zauważa Szatkowski. Jeśli Waszyngton to dostrzeże, to otwiera się dla Polski szansa wejścia w grę USA na osłabienie Berlina. – Polska powinna grać na wspólnocie interesów z Amerykanami, zachowując możliwość grania na innych fortepianach, chociaż tu pole manewru jest bardzo ograniczone. – Polska musi stać się zwornikiem, krajem, który będzie w stanie sam się obronić i eksportować bezpieczeństwo, będąc amerykańskim żandarmem w regionie, oczywiście w zamian za gwarancje USA w obronie naszych interesów – wskazuje ekspert.

Nowa koncepcja NATO

Inny pozytywny sygnał to rodząca się w łonie NATO nowa koncepcja sojuszniczego współdziałania. Polega na takim podziale zadań w NATO, żeby państwa w podobnej sytuacji polityczno-obronnej łączyły się w grupy realizujące wspólnie pewne zadania, przy czym jedno z nich pełniłoby rolę wiodącą (ang. framework nations). Polska mogłaby zostać jednym z nich.

Ta idea zastępuje wcześniejszą propozycję tzw. smart defense (sprytna obrona). Chodziło o stworzenie w ramach Sojuszu najpierw mechanizmu wspólnej realizacji części projektów (w celu zmniejszenia kosztów), a potem także specjalizacji państw w określonych rodzajach sił zbrojnych (np. lotnictwie, obronie przeciwlotniczej, okrętach podwodnych). Poszczególne kraje rozwijałyby tylko wybrane rodzaje swoich zdolności obronnych, minimalizując pozostałe, jednocześnie korzystając i udostępniając swoje siły sojusznikom. To rozwiązanie natrafiło na problemy w praktycznej realizacji spowodowane dużym zróżnicowaniem w oczekiwaniach członków NATO wobec smart defense, brakiem wzajemnego zaufania oraz ogólnie różnymi ich strategiami narodowego bezpieczeństwa. W szczególności dla części krajów (m.in. Polski) ważna jest głównie bezpośrednia obrona ich terytoriów i bezpieczeństwo regionu, z kolei inne (na przykład Wielka Brytania i Francja) nie mają obaw związanych z tego rodzaju zagrożeniami, natomiast myślą o interesach globalnych i nastawiają się na operacje specjalne, ekspedycyjne.

W tego rodzaju programach jak smart defense i tworzenie framework nations współpraca z USA może być efektywna i pomimo różnicy potencjałów obustronnie korzystna. Szatkowski mówi, że w pewnych okresach polska polityka (wskazuje na przykład rządy lewicy) realizowała oczekiwania USA bez uzyskania w zamian realizacji polskich postulatów. Receptą na to, by Polska była traktowana jako poważny sojusznik przez USA, jest rozwój potencjału obronnego, przede wszystkim w dziedzinie lotnictwa i obrony powietrznej.

We współpracy wojskowej z USA pojawia się jednak wiele zagrożeń, na które zwracają uwagę obaj eksperci. Polityka Waszyngtonu jest ściśle związana z usilną promocją ofert amerykańskiego przemysłu w planowanych zakupach uzbrojenia. W relacjach biznesowych firmy amerykańskie i stojąca za nimi administracja to trudny partner, niekiedy brutalnie forsujący swoje interesy bez oglądania się na polityczne deklaracje, czego dobrą ilustracją jest porażka tzw. offsetu do programu zakupu samolotów wielozadaniowych. Poza tym Amerykanie chociaż sprzedają swoje technologie sojusznikom, to często w ograniczonej wersji, z niepełnym dostępem do wszystkich możliwości sprzętu. Zdarza się, że samoloty, rakiety itp. posiadają ukryte funkcje pozwalające zachować USA kontrolę nad bojowym zastosowaniem ich produktów.

Piotr Falkowski
Nasz Dziennik, 24 czerwca 2014

Autor: mj