Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zomowcy pacyfikujący górników do więzienia

Treść

- Wydając końcowe orzeczenie, należy powiedzieć: gloria victis - chwała zwyciężonym, bo polegli w słusznej sprawie. Kara zaś dla tych, którym w sposób niewątpliwy można było wykazać, że dopuścili się czynów przestępczych - powiedział wczoraj sędzia Waldemar Szmidt, przewodniczący składu sędziowskiego, ogłaszając wyrok Sądu Apelacyjnego w Katowicach dotyczący pacyfikacji kopalń "Wujek" i "Manifest Lipcowy". Sześć lat więzienia (już z uwzględnieniem amnestii) dostał Romuald Cieślak, były dowódca plutonu specjalnego ZOMO. Sąd zmienił Cieślakowi kwalifikację prawną przypisywanego mu czynu ze sprawstwa kierowniczego zabójstwa na udział i podżeganie do pobicia z użyciem broni palnej. Jego trzynastu podwładnych dostało wyroki od 3,5 do 4 lat więzienia (jest to liczba lat z uwzględnieniem amnestii). To wyroki wyższe w stosunku do tych wymierzonych im przed rokiem przez katowicki sąd okręgowy. Sąd apelacyjny umorzył postępowanie wobec jednego z oskarżonych, a sprawę kolejnego zwrócił do pierwszej instancji. Utrzymał uniewinnienie Mariana Okrutnego, byłego wiceszefa Komendy Wojewódzkiej MO w Katowicach, z powodu braku wystarczających dowodów winy. Wyrok jest prawomocny. Uzasadniając wyrok, sędzia Waldemar Szmidt podkreślił, że w toku procesu w sposób niewątpliwy ustalić można było jedynie, że oskarżeni działali wspólnie, a w wyniku działań niektórych z nich, za wiedzą pozostałych, śmierć ponieśli górnicy. Sąd zwrócił uwagę, że "ci, którzy do końca swoim milczeniem osłaniają zabójców, karę odbędą z poczuciem fałszywie pojętej koleżeńskiej wspólnoty. Ci zaś, którzy zabili, pozostaną ze świadomością popełnionej i nie w pełni ukaranej zbrodni do końca swych dni". Przewodniczący składu sędziowskiego sędzia Waldemar Szmidt zaznaczył, że równie doniosłe jak oddanie czci poległym i rannym górnikom jest stanowcze stwierdzenie sądu, iż uwzględniając cały złożony historycznie kontekst sprawy, nie był niniejszy proces sądem karnym nad historycznymi, politycznymi czy osobistymi racjami tych, którzy 13 grudnia 1981 r. wprowadzili stan wojenny. Podkreślił, że proces dotyczył prawnej oceny zachowania kilkunastu funkcjonariuszy państwowych, milicjantów, szeregowców, podoficerów i oficerów. - Należy stwierdzić, że pomimo upływu lat, zacierania śladów, matactw, skazani na karę pozbawienia wolności oskarżeni dopuścili się przestępstw, podlegają odpowiedzialności i poniosą karę - podkreślił Szmidt. Zomowcy nie stawili się na odczytaniu wyroku. Reprezentowali ich obrońcy. Wśród obecnych na sali byli m.in. oskarżyciele posiłkowi, w tym przedstawiciele rodzin zamordowanych górników, uczestnicy strajku w "Wujku". Po wyjściu z sali sądowej podkreślali, że "tak długo trzeba było czekać na prawomocny wyrok skazujący, piętnaście lat procesowych i blisko dwadzieścia siedem lat od tamtych tragicznych wydarzeń". - Nikt nie wróci życia mojemu synowi. Jednak dziś odczuwam pewną ulgę, że po piętnastu latach wreszcie sprawiedliwości stało się zadość. Chciałabym usłyszeć od winnych słowo "przepraszam" - mówiła Janina Stawisińska, matka jednego z górników zamordowanych podczas pacyfikacji przeprowadzonej na początku stanu wojennego w 1981 roku. Czekając na pisemne motywy W uzasadnieniu wyroku podniesiono także kwestię, że użycie broni przez zomowców pacyfikujących kopalnie nie mieściło się w ramach ich obowiązków służbowych, nawet jeśli przyjąć, że kierowali się oni dekretem o stanie wojennym. Nie mieli prawa strzelać, gdyż w czasie akcji nie było zagrożenia dla ich zdrowia i życia, co starała się wykazać obrona. Mecenas Janusz Margasiński, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych, komentując wyrok sądu apelacyjnego, wyraził przekonanie, że wyrok wreszcie odpowiada społecznemu poczuciu sprawiedliwości. Jak zaznaczył, świadczyła o tym reakcja sali, która przyjęła go z aprobatą. - Natomiast ja ze swojej strony mogę powiedzieć, że będę czekał na pisemne motywy tego wyroku i będę rozważał wniesienie kasacji od kwalifikacji prawnej. Zobaczymy, jakie będą motywy, czym sąd apelacyjny uzasadni odstąpienie w przypadku Cieślaka od przyjętej przez sąd okręgowy kwalifikacji - mówił mecenas Margasiński. Cieślakowi sąd okręgowy przypisał sprawstwo kierownicze zbrodni zabójstwa. Sąd apelacyjny przyjął, że wszyscy, łącznie z Cieślakiem, popełnili przestępstwo pobicia górników przy użyciu broni palnej. - Twierdzę, że w stosunku do wszystkich powinna być przyjęta kwalifikacja: wszyscy uczestniczyli w zabójstwie i realizacji zabójstwa - powiedział. Jak zaznaczył, nie wyklucza wniesienia skargi kasacyjnej, decyzja zależna będzie także od stanowiska oskarżycieli. - Ten wyrok w jakimś sensie jest satysfakcjonujący, skazuje bezpośrednich sprawców - zaznaczył Margasiński. Trzeci proces w sprawie pacyfikacji śląskich kopalń "Wujek" i "Manifest Lipcowy" rozpoczął się we wrześniu 2004 roku. Na ławie oskarżonych zasiadło 17 byłych milicjantów. Po 95 rozprawach i przesłuchaniach ok. 300 świadków sąd w kwietniu 2007 roku zamknął przewód sądowy w trzecim procesie, sąd pierwszej instancji ogłosił wyrok 31 maja 2007 roku. Wtedy po raz pierwszy uznano winę zomowców. Wyrok sądu zaskarżyły wszystkie strony postępowania, wczoraj sąd apelacyjny wydał wyrok prawomocny. Podczas pacyfikacji kopalni "Manifest Lipcowy" w Jastrzębiu Zdroju i "Wujek" w Katowicach w wyniku starć z milicją zginęło dziewięciu górników, a kilkunastu zostało rannych. Pierwszy proces w tej sprawie rozpoczął się blisko 15 lat temu. Małgorzata Bochenek, Katowice "Nasz Dziennik" 2008-06-25

Autor: wa